Krótko po upadku Amelie, wodze Artemidy zaplątały się w gałęziach, a ta przystanęła. Rozlane Mleko, widząc, że jej towarzyszka przestała biec, też straciła swoją werwę, na szczęście Leonarda. Sam, pewnie nie zdołałby jej wyhamować do końca lasu, a może dalej. Wziął głęboki wdech i zeskoczył ze swojego wierzchowca. Podbiegł do Amelie i po sekundzie dostrzegł to jak krew leje jej się ciurkiem od czoła do szyi. Zrzuciła z siebie poszarpaną pelerynę.
- Teraz nie będziesz musiała martwić się o to, czy przebarwienia się spiorą.
- Zamknij się i pomóż mi wstać – syknęła.
Leonard wyciągnął do niej rękę, jednak widząc to jak się chwieje, postanowił wziąć ją pod ramię, ta mruknęła jakieś przelotne podziękowanie.
- Dasz radę jechać dalej?
- Oczywiście.
A krew płynęła dalej. Leonard wiedział, że jej rana szybko zniknie, ale to nie zmieniało faktu, że był to niezwykle paskudny widok.
- Kamienie – westchnęła – Musiałam rąbnąć o jakieś kamienie.
Leonard prychnął pod nosem. Jak można było się tego spodziewać, musiał pomóc Amelie wtargać się na jej konia. W czasie, kiedy znów ruszyli, na twarzy Leonarda nie było ani śladu po szramach od gałęzi. Za lasem rozpościerała się kolejna, ogromna polana. Nie było go jeszcze widać, ale za nią miało się znajdować miasto, do którego teraz zmierzali. Mieli szansę dotrzeć do niego przed zapadnięciem zmroku.
Leonard z początku nie martwił się zbytnio raną Amelie, ale przez połowę drogi co jakiś czas bliska była utracenia przytomności. Było to nieco problematyczne.
Znaleźli się już na tyle blisko, by dostrzec mury miasta... i wtedy Amelie zatrzymała swojego konia i wbiła wzrok w ich kierunku.
- Słyszę, że ktoś pośpiesznie galopuje prosto w naszym kierunku. Nie mówię, że jedzie docelowo za nami, może być to przypadek, ale i tak powinniśmy zmienić kurs. Jest do nas idealnie pod wiatr, więc nie mam jak dowiedzieć się kto, czy co, to jest.
Leonard skinął na zgodę. Teraz poruszali się w kierunku przeciwnym do trzeciego jeźdźca. Amelie nadal się w niego wsłuchiwała. Po pewnym czasie przeklęła pod nosem i zwróciła się do Leonarda.
- Jedzie za nami.

CZYTASZ
Łów
FantasíaSamotnie żyjący malarz spędza swój czas w spokoju, w swoim domu na skraju morza. Jego codziennością jest monotonia, ale nie szczególnie mu to przeszkadza. Nagle, pewnego dnia, odwiedza go stara znajoma i kompletnie przewraca jego życie do góry nogam...