Liźnięcie ręki; taka pobudka przypadła Leonardowi.
- Amelie,- co do cholery? – warknął.
- Shhh! – syknęła kotka.
Przeskoczyła na ramię zdegustowanego mężczyzny, pazurami wrzynając się w jego skórę.
- Słyszysz? – miauknęła.
Leonard umilkł. Pohukiwanie sowy, ale oprócz tego cisza.
- Nie – skwitował.
- To dobrze, czyli nie jest jeszcze tak blisko – oświadczyła – Zgaśmy ognisko.
Leonard skinął głową i szybko uczynił to, co Amelie mu poleciła.
- Cóż, on już wie, gdzie jesteśmy, ale dobrze, że nie ułatwiamy mu pracy jasnym światłem – oceniła.
- On...? – zaczął niepewnie – w sensie?
Zauważył, że futro Amelie stoi na sztorc, co u jego samego wywołało gęsią skórkę.
- Wilkołak – odpowiedziała z pełnym opanowaniem i równym oddechem.
Amelie zarzuciła łbem wskazując na gałęzie drzew. A więc mieli się wspinać. Leonard wiedział, że w tej sytuacji najlepszą opcją jest słuchanie się każdego słowa i gestu kotki. Dawno nie był na drodze, dawno nie mierzył się z zagrożeniem, a wiedział, że wilkołak, to coś, z czym nawet z dużym doświadczeniem nie chciałby się mierzyć, dlatego więc kilkoma zgrabnymi susami znalazł się na drzewie. Amelie ześlizgnęła się z Leonarda i przykucnęła na koniuszku gałęzi, by lepiej przyglądać się temu, co działo się na ziemi. Leonard ze strachem pojął, że i on zaczął słyszeć nadchodzącego wilkołaka. Poczuł to jak pot ścieka po jego skroni. Najpierw były to same kroki i szelest poruszanych krzaków. Potem doszło dyszenie, a jeszcze potem wątłe odgłosy węszenia. Leonard nie mógł powstrzymać trzęsienia rąk. Wilkołak warknął, widząc, że nie ma ich już przy ognisku. Oczywiście nadal ich czuł, spojrzał w górę i sapnął oburzony. Swoimi pazurami przejechał po korze. Kształt ogromnego wilka zaczął zmieniać się w ten kobiety. Leonard nie był w stanie dokładnie określić jej wyglądu przez ciemność nocy, ale Amelie zapewne widziała ją perfekcyjnie. Kobieta, krótkowłosa, splunęła na drzewo, po czym znowu przyjęła swoją zwierzęcą formę i pognała w głąb puszczy. Czyli prawdą było to, że wilkołaki nie potrafiły się wspinać, kiedyś czytał o tym w książkach, ale nigdy nie był pewien rzetelności tej informacji i szczerze, nigdy nie chciał tego sprawdzać. Przez następne kilka minut oboje nie odważyli się ruszyć ani o centymetr. W końcu Amelie przeszła z kucnięcia do wygodnej pozycji siedzącej, westchnęła i zwróciła się do Leonarda.
- Nie sądzę, żeby był to przypadek – zawiadomiła.
- Mówisz, że na nas polowała? – chrząknął, nadal przerażony.
- Tak, sadzę też, że nie będzie to ostatni raz, kiedy będzie próbować nas załatwić – uznała.
Leonard dopiero co znajdował się pół dnia poza domem, a już ktoś na niego czyhał; pięknie, a na dodatek nie wiedział, dlaczego.
- Pewnie, dlatego, że zbliża się łów – odpowiedziała, zauważając zmieszany wzrok Leonarda – Może jednak śpijmy na drzewie.
- Może jednak – przytaknął, choć wiedział, że po tym co się stało nie będzie w stanie zasnąć do końca nocy. Jego serce łopotało jak szalone.
Przechylił swoją głowę na bok, szukając wylotu między koronami drzew, spróbował odprężyć się widokiem bladego nieba. Troszkę pomogło, ale tylko troszkę. Wziął głęboki wdech, a potem wydech i kilka razy potrząsnął rękami. Przynajmniej już nie trząsł się wbrew sobie. Kątem oka zobaczył, że Amelie łypie na niego ciekawsko.
- Dawno nie widziałam, żebyś się bał – powiedziała.
- Dawno mnie nie widziałaś – syknął, zgorszony samym sobą.
Amelie pokręciła ogonem.
- Fakt, dawno cię nie widziałam – zmarszczyła kocie czoło – Ale i tak dziwi mnie to, jak bardzo się zmieniłeś.
- Oboje dużo się zmieniliśmy, muszę przyznać, że teraz tęsknie za dawnym sobą, za moim brakiem lęku - parsknął.
- Nie tylko w tym się zmieniłeś.
- Oczywiście, Amelie, wiem – westchnął, znużony rozmową.
Kotka nie drążyła dalej tematu. Przeskoczyła na szerszą, wyżej położoną gałąź i ponownie zapadła w sen. Leonard zastanawiał się jakim prawem była w stanie zrobić to tak szybko, biorąc pod uwagę to, co się przed chwilą stało. Naprawdę, jakim prawem? Niestety, on nie miał takiej umiejętności. Resztę nocy przesiedział rozglądając się w poszukiwaniu jakichkolwiek innych zagrożeń. Nikt więcej nie zjawił się tej nocy, ale to nie zmieniło faktu, że nie udało mu się nawet zmrużyć oka.

CZYTASZ
Łów
FantasySamotnie żyjący malarz spędza swój czas w spokoju, w swoim domu na skraju morza. Jego codziennością jest monotonia, ale nie szczególnie mu to przeszkadza. Nagle, pewnego dnia, odwiedza go stara znajoma i kompletnie przewraca jego życie do góry nogam...