5.

962 72 14
                                        

Boruto leniwie otworzył oczy i przeciągnął się. Była godzina 12:15, gdy się obudził. Nareszcie sobota. Nareszcie zaczynają się dwa dni, w których nie będzie musiał nigdzie wychodzić i widzieć się z tymi wszystkimi ludźmi.

Godzinę później był już po śniadaniu i leżał na łóżku w swoim pokoju, oglądając jakiś serial na laptopie. Ten weekend będzie nudny, jeśli przesiedzi go w domu, ale nie miał wyjścia. W końcu i tak musiał się przyzwyczajać, biorąc pod uwagę, że nie miał zamiaru zadawać się z nikim tutaj. A więc zapowiadały się najnudniejsze lata jego życia. I jednocześnie pełne strachu przed gangami i tym Mitsukim, który z niewiadomych powodów się do niego przyczepił.
Ech.
Nagle drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszła jego trzy lata młodsza siostra - Himawari.
-Mama każe ci iść do sklepu po chleb - powiedziała.
-Chleb? - zdziwił się.
-Skończył się - wzruszyła ramionami, wychodząc.
O nie.
Boruto nie chciał nigdzie dziś wychodzić. Istniało prawdopodobieństwo, że kogoś spotka i nawet jeśli niewielkie, to wolał nie ryzykować. To była ostatnia rzecz, jakiej by teraz potrzebował.
-Hima! - krzyknął za nią - A... ty nie możesz pójść za mnie?
-Chyba żartujesz - prychnęła, odchodząc.
I właśnie prysła jego ostatnia nadzieja.

*

Boruto wziął pieniądze od matki i wyszedł z domu. Ruszył ulicami miasta. Pogoda nie była zbyt przyjemna. Słońce zasłoniły chmury, a zimny wiatr wiał mu prosto w twarz. Boruto niechętnie stawiał kolejne kroki. Wiedział jednak, że musi się pospieszyć, żeby szybko wrócić do domu.
Skręcił za róg i wszedł w odpowiednią alejkę. Sklep był już blisko. Monety brzdęknęły w jego kieszeni. Nabrał do płuc chłodnego powietrza, nerwowo rozglądając się na boki.
Nikogo znajomego.
W oddali wyostrzyły się rysy sklepu. Cel był niedaleko. Przeszedł przez drogę i niemal pobiegł w jego kierunku.
Nie wiedział, dlaczego, ale ciągle miał wrażenie, jakby zaraz ktoś miał wyskoczyć na niego zza rogu. Niemal fizycznie czuł na sobie czyjeś spojrzenie.
Dopadł do drzwi sklepu i chwycił za klamkę.
-A co ty tutaj robisz, blondi? - usłyszał. Zimny dreszcz przeszył jego ciało. Ktoś złapał jego rękę w odległości kilku centymetrów od klamki. Przełknął ślinę.
Cholera.
Mitsuki pociągnął go za nadgasrtek w swoim kierunku. Boruto najpierw poleciał do przodu, ale po chwili złapał równowagę i stanął stabilnie.
-Idziesz do sklepu? - zagadał jasnowłosy - Ciekawie się składa.
Puścił jego rękę, ale blondyn nic nie powiedział.
-Skoro już spotkaliśmy się w tę piękną sobotę, to może pójdziemy razem na jakieś kebaby? Co ty na to, blondi?
Kebaby? Razem?
O nie.
Boruto robił wszystko, by trzymać się z dala od Mitsukiego, ale wyglądało na to, że stał się magnesem dla tego chłopaka. Los usilnie próbował spleść ich ścieżki, co nie podobało się blondynowi.
Cholera... dlaczego...
W tym momencie Boruto mógł zrobić tylko jedno.
Odmówić.
Zadawanie się z nim było zbyt ryzykowne. Musiał dalej starać się trzymać na uboczu i mieć nadzieję, że Mitsuki wkrótce o nim zapomni.
Ale..  jaka będzie reakcja chłopaka, jeśli odrzuci jego propozycję?
Tego chyba obawiał się najbardziej.
A może powinien się zgodzić dla własnego bezpieczeństwa?
-Przepraszam, ale... - zaczął - Nie mogę dzisiaj...
-Yhym... Masz już jakieś plany? Umówiłeś się już z kimś?
-J-ja... Muszę kupić chleb... - wymamrotał, naciskając na klamkę.
-Spokojnie, jak nie dzisiaj, to kiedy indziej - zawołał za nim jasnowłosy, gdy drzwi się zamykały.

*

Boruto wyszedł ze sklepu z opakowaniem chleba i skierował się do domu.
Mitsuki był ostatnią osobą, którą chciał spotkać. W dodatku ta propozycja... Brzmiało, jak plan na wyjście ze znajomym. A przecież oni się nie znali. Mitsuku nie miał powodu, by się nim interesować. Na pewno nie chciał go poznać jako nowego znajomego. Więc... o co mu chodziło? Jaki miał w tym wszystkim ukryty cel?

***
Hejcia, jak tam?
Kiedy macie ferie? ❤

It's not THAT ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz