Początek

1.4K 34 4
                                    


Słyszę krzyk własnej matki. Odbija się echem w mojej głowie. Jedyne słowo które jest tak wyraźne „Uciekaj!" Biegnę lasem jak najdalej od drogi. Z każdym krokiem mam coraz mniej siły. Ale wiem, że muszę uciec - inaczej zginę. Zwalniam, słysząc donośny krzyk jakiegoś mężczyzny   „ Gdzie jest wasza córka? Wiem, że Ona tu była! Gadajcie albo zginiecie!" I jedynie donośny krzyk matki „ Możesz nas zabić, nic nie powiemy! To nasze dziecko! Za wszelką cenę je uratujemy. Ją i resztę naszych dzieci!" Po tym usłyszałam strzał. Łzy zaczęły mi lecieć strumieniem, nie potrafiłam ich opanować. Moja Matka i Ojciec nie żyją. Strach ogarnął moje ciało. Musiałam stąd uciekać. Biegnę dalej. Nie słyszę ptaków, umilkły. Jedynie co zagłusza ciszę to bicie mojego serca. Staję, rozglądam się. Las o tej porze roku jest piękny. Pełno zieleni dookoła. I delikatne przebicie słońca sprawia że chciałabym zostać tu dłużej, lecz nie mogłam. Musiałam znaleźć schronienie. Widzę małą dolinkę. Idealnie się nada na schron, wokoło są krzaki zasłaniają dosyć dobrze to miejsce. Udaję się w tamtym kierunku. Szybko chowam się w tamtym miejscu. Kładę się na ziemi. Im mniej mnie widać tym lepiej. Wyciągam telefon z kieszeni. Wysyłam sms do wujka. „ Pomocy! Mieliśmy wypadek." Wysyłając Mu wiadomość, prosiłam Boga, by szybko mnie zlokalizował. Bałam się, że jak zostanę w tym lesie jeszcze jakiś czas, to Ten mężczyzna mnie znajdzie i zabije - jak rodziców. Leżałam tam jakąś dłuższą chwilkę i usłyszałam w oddali 15 metrów głośne rozmowy kilku mężczyzn. Oraz głos Tego co krzyczał. „ Trzeba ją znaleźć i zlikwidować, Ona nam nie jest potrzebna. To tylko młoda gówniara. Łatwy cel. Znajdźcie Ją i zabijcie." Strach był coraz to większy. Bałam się poruszyć. Ledwo co mogłam oddychać. Słyszałam, że zbliżają się w moją stronę. Nie wiem ile czasu to minęło od napisania sms do wujka. Słyszałam ich kroki coraz bliżej mojej kryjówki. Po chwili również usłyszałam donośne wołanie kilku osób „ Isabella! Gdzie jesteś!?" wychyliłam lekko głowę tak by w razie czego szybko z powrotem się ukryć. Zobaczyłam dwójkę ludzi z psami oraz koło Nich kolejnych sześciu z bronią w ręku. Jeden z nich zaczął krzyczeć „ Isabella !" Czy Oni na pewno mnie szukają by pomóc ? To pytanie przeszło mi przez myśl. Lekko się rozejrzałam. Po mojej lewej stronie zobaczyłam w oddali ludzi też z bronią całych na czarno ubranych. Była tam również mężczyzna z dłuższymi brązowymi włosami, coś lekko błysnęło mi w oddali, jakby metal. To była Jego ręka. Jego postura wskazywała, że to jeszcze nie koniec.

Obudziłam się zlana potem. Spojrzałam na zegar, który był po mojej lewej stronie. Pięknie jest 3:29. W ciemności odbijał się blask od czerwonych rażących liczb. Leżę tak przez chwilę myśląc o tym co zobaczyłam we śnie. Koszmary dają mi się we znaki. Prawie sześć lat minęło od śmierci rodziców, a mi jak zawsze, co jakiś czas gdy czymś się zaczynam stresować lub zamartwiać, przyśni się ten sam koszmar. No nic muszę się ubrać. Nie opłaca mi się tak leżeć i próbować zasnąć. I tak bym nie dała rady. Wstaję z łóżka. Kieruję się w stronę pięknej jasno beżowej, ogromnej szafy na ubrania. Rozsuwam ją. Biorę dresy w kolorze ciemnego granatu oraz bieliznę i ręcznik. Udaję się do łazienki. Nie będę brać prysznica. I tak bym musiała wziąć go drugi raz po bieganiu. Szybko się ubieram. Wychodzę z łazienki. Przed wyjściem z pokoju zakładam odpowiednie buty do biegania. Wychodzę na korytarz.



Zawarte będą w opowiadaniu fragmentu z filmów Marvela, oczywiście nie które będą zmienione by pasowały do opowiadania.  Przepraszam wszystkich za błędy jeśli jakieś popełniłam. To jest moje pierwsze opowiadanie. Mam nadzieję że się wam spodoba. Kolejne części będę dodawać co jakiś czas, zależy od weny.


Miłego czytania. :)









PrzepowiedniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz