#14. Żegnaj kochanie - normal_psycho

292 18 2
                                    

Autor: xXCyanUzumakiXx

Tytuł: Żegnaj kochanie /// Andley

Fandom: Black Veil Brides

Wiedli spokojne i "normalne" życie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wiedli spokojne i "normalne" życie. O ile do normalności zalicza się bycie w zespole i ciągłe jeżdżenie w trasy. Ale w pewnym momencie wszystko się zawaliło. Coś zaczęło wyniszczać jednego z nich. Nie chciał ich zamartwiać, więc żył z tym sam.

Nic nie trwa wiecznie, a szczególnie życie. Jest tak ulotne, że nawet nie zauważamy, kiedy przelatuje nam między palcami.

Przyjmując opowiadanie do kolejki, nie wiedziałam do końca, o jakim zespole była mowa. Po nazwie pairingu skojarzyłam trochę coś z, niemal obsesyjnym, uwielbieniem mojej kuzynki do piosenkarza z ogromnymi, kruczoczarnymi włosami z metalowego zespołu. I szczerze przyznam, nie sądziłam, że ta szara komórka, mówiąca o Andym z nazwiskiem na B, miała rację. W tym układzie pozostało mi przesłuchać kilka utworów, przeszukać Wikipedię i zabrać się do pracy.

Sama okładka jest dość sporym chaosem - zwyczajnie nieestetyczna i niezachęcająca, przez co niestety nie podeszłam do Żegnaj kochanie ze zbyt dużym entuzjazmem. Poleciłabym tu jakąś okładkownię albo grupkę na fb, gdzie łatwo o grafików. Opis z kolei zgrywa się z tytułem i sugeruje śmierć któregoś z kochanków, co mnie zaciekawiło. Można to z jednej strony potraktować jako spoiler dotyczący fabuły, choć ja wolę patrzeć na to jak na zapowiedź czegoś nietypowego w gronie romansów wattpada.

Obawiam się jednak, po zakończeniu czytania, że nie mam za dużo do powiedzenia, bowiem historia zakończyła się w moich oczach szybciej niż powinna. Szybciej niżby autorka tego chciała.

Bohaterowie są dla mnie o tyle problematyczni, iż pomimo wystąpienia prawie całego zespołu, zdołałam poznać tylko główną parkę - Andy i Ashley. Wokalista oraz basista, no cóż, można powiedzieć, że w przedstawieniu autorki pasują do siebie. Problem jednak leży z nimi gdzie indziej - nie byłam w stanie zrozumieć w pełni ich charakterów i więzi. Biersack jest widocznie tym bardziej pyskatym i żywiołowym, uzależnionym od nikotyny mężczyzną. Zachowuje się momentami irracjonalnie, a sama jego kreacja niejednokrotnie runęła w ciągu zaledwie kilku akapitów. W przeciwieństwie do niego Ash jest dość wyluzowany i - o ile mogę użyć takiego słownictwa - wychillowany. Podchodzi do wszystkiego z wręcz dziecinną ochotą, a w przypadku odmowy, ucieka. Nie miałam podstaw, aby ich polubić, niestety.

Bardziej ludzką postacią zdawał się już Christian, choć pojawiał się, gdy było tego trzeba i równie szybko znikał. Podobnie miał się jego zmysł obserwacji. W jednym rozdziale dostrzega lekkie zmiany w zachowaniu Andy'ego, a w kolejnym kompletnie nie zauważa ucieczki Biersacka z grupowej rozmowy ani krwi na jego twarzy i poduszce.

Członkowie zespołu niestety nie zostali przedstawieni na tyle, abym mogła ich polubić. Ich tolerancja i akceptacja nie zostały wcześniej w żaden sposób przedstawione, a w świetle obaw pary, pozostały dla mnie kompletnie niewytłumaczone. Mężczyźni znali się w czasie tej trasy już cztery lata, ale nie widać tego w ich relacji. Nie dało się nawet do końca wyczuć tego, iż są muzykami - znanymi, rozpoznawalnymi. Gdyby nie mowa o koncercie, wzięłabym ich za kolegów z akademika.

Skoro zakotwiczyłam się już przy romansie, pociągnę ten temat. Jego główna część, możliwe, że najbardziej burzliwa, wydarzyła się na przestrzeni właściwie trzech pierwszych rozdziałów. Sama relacja między mężczyznami zdawała mi się momentami niezręczna, jakby tak naprawdę się nie znali, ale udawali, że tak jest. Andy w końcu niemal natychmiast wymyślił wiele powodów, które, choć niezbyt poważne, powstrzymywały go od bycia z Ashem. Wcześniejsze gorące uczucie, zauroczenie, z którym przecież nie walczył, za to pozwalał rosnąć, zanikło w trakcie jednej linijki.

Po to, aby wrócić po trzech godzinach i doprowadzić do pocałunków bohaterów i wspólnego spania w jednym łóżku. W trakcie późniejszych wydarzeń zastanawiałam się wielokrotnie, czy mam do czynienia z dorosłymi ludźmi. Muszę przyznać, że z jednej strony nie miałam problemów z typowo nastoletnią miłością, ale z drugiej zwyczajnie nie do końca wpasowała się ona w klimat opowiadania i względną inteligencję postaci. Nie chcemy się wydać ze związkiem, który nawet nie jest pewny - całujmy się na łóżku w tourbusie, gdy inni nie śpią! O, i ja usiądę na tobie, ok? Naprawdę, cała ta scena wydawała mi się szalenie nierealna, jak na dorosłych mężczyzn, nie zachowują się momentami jak stereotypowo zakochane dzieci.

Fabuła przez to wszystko dość szybko zamiera. Póki co, na te siedem rozdziałów, otrzymałam bardzo mało materiału, na podstawie którego mogłabym oprzeć dobrą interpretację lub chociażby pokusić się o szukanie smaczków. Jak na razie nie mogły one nawet wystąpić przez takie okraszenie i spowolnienie głównego wątku. Myślałam, iż główna para będzie, choć trochę dłużej, dążyć do związku, tkwić w niepewności lub chociaż nie wybierze się na randkę w miejscu publicznym, ale, jak widać, myliłam się.

Coś, co mi zgrzytało w trakcie czytania, to brak trasy BVB po Europie w 2014 roku - miała wtedy miejsce jedynie ta po Ameryce. Nie wiem, czy autorka stworzyła osobną trasę, czy pomyliła rok z 2015, to już jest poza moją wiedzą. Faktem, który także mnie zadziwił, był brak managera, czy innych osób podróżujących wraz z nimi, o ile nie liczyć kierowcy. Sama choroba Andy'ego także pozostawiła pewien niesmak, patrząc na to, iż jest on wokalistą i głównym członkiem zespołu, to wydaje mi się, iż informacja o problemie zdrowotnym zostałaby przekazana pozostałym, a lekarz pilnowałby postępów choroby. Niestety na chwilę obecną nic o niej nie wiadomo, co też nie pomaga mi zrozumieć takiej budowy historii.

W trakcie czytania historii wielokrotnie przeszkadzały mi też wszelkiej maści błędy. Sporo z nich wciąż wisi, wskazanych miesiące temu przez czytelnika. Nie wpłynęło to pozytywnie na mój odbiór historii, zwłaszcza gdy autorka poprosiła w siódmym rozdziale o opinię czytelników i jedyne, co widziałam w tychże opiniach, to brak widocznych błędów oraz wszystko wspaniale, nic nie zmieniaj. Wierutne kłamstwo. W każdym, dosłownie każdym, rozdziale, zaciskałam zęby, w głowie wstawiałam przecinki lub zmieniałam szyk zdań. Ten fakt już kompletnie burzył moją przyjemność z czytania. Sądzę, że w tym przypadku dobra beta mogłaby znacznie zwiększyć poziom historii.

Nie powiedziałabym jednak, że Żegnaj kochanie jest złym fanfiction. Zdecydowanie ma swoich fanów i zadowolonych odbiorców. Niestety ja do nich nie należę. Brakowało mi ciężkich emocji, duszących postacie wyborów i sporo męskiego towarzystwa, pełnego alkoholu i przekleństw. Brak ich rozpoznawalności również dawał mi w kość, całkowicie odbierał historii muzycznego wątku. Atmosfera zespołu metalowego, zdobywającego coraz większą popularność i wciąż stojącego na przełomie tego, jaki image chcą mieć, nie pojawiła się nawet na moment. Nie dostałam tego, otrzymałam za to coś jeszcze nieokreślonego, na chwilę obecną zbyt krótkiego i suchego, abym mogła się całkowicie określić.

Mam nadzieję, Autorko, iż wrócisz do pisania tej historii z masą energii i przemyślanych wątków. Liczę, że kiedyś otrzymam wiadomość zwrotną z informacją o poprawieniu lub ukończeniu losów bohaterów, a ja będę w stanie zanurzyć się w dołującą - lub niekoniecznie - przygodę z Żegnaj kochanie, mającym już swoje zakończenie.

Pozdrawiam,

Żydziu ➳

Alko Recenzje |fanfiction|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz