6. Śmierć po ciebie przyszła.

432 35 1
                                    


- Istnieją byty starsze niż wszechświat.- rzecze Odyn wprowadzając nas wszystkich do sali, w rzadko używanej części pałacu.

W środku znajduje się drzewo otoczone snopami błękitnego światła, a po jego gałęziach krąży masa róznokolorowych, przypominających układy planetarne, bytów. Nie wiem dlaczego ale czuję jakąś dziwną więź z tym miejscem choć nigdy wcześniej tu nie byłam.

Nawet nie zauważam kiedy, będąc pod wrażeniem widoku, staję w miejscu tak gwałtownie, że Loki prawie na mnie wpada.

- Wszystko gra?- pyta.

- Tak, tak tylko... w życiu nie widziałam nic tak pięknego.-

Mężczyzna uśmiecha się czule i ukradkiem obejmuje mnie od tyłu.

- Jesteś piękniejsza.- mówi, a ja lekko parskam śmiechem lecz mój dobry humor szybko mija, gdy widzę ponurą minę Sif.

Pewnie najchętniej wyrwałyby Jane włosy.

- Bytem starszym jest to co nosisz w sobie, Jane.- kontynuuje Odyn- Nasze państwo nie jest wieczne. Miało swój świt, będzie miało swój zmierzch.-

Wszechojciec wyciąga skądś opasłą księgę pełną runicznych zapisków i zaczyna ją wertować.

- Nim nastał świt, siły ciemności, Mroczne Elfy, rządziły absolutnie.- jak się po kolejnych słowach Odyna okazuje, na kartach księgi zapisana jest legenda Ætheru i jego twórców.

- Z nocy stworzone Elfy przyszły zabrać światło nam dane.- Thor spogląda przez ramię ojca i odczytuje treść z tomiszcza- Znam tę legendę, matka opowiadała nam ją do snu.- dodaje, wskazując na brata.

Jane spogląda pytająco w naszą stronę.

No co? Nie poznaje go? Myślałam, że wie kto to jest, mogła go widzieć w telewizji czy coś.

Nie. Ona serio nie wie, że Loki to Loki.

Cóż...

- Ich wódz, Malekith...- kontynuuje Odyn- Stworzył z ciemności broń, nazywała się Æther. Podczas, gdy inne, stare byty mają formę kamieni Æther jest „płynny".-

Tak, te czerwone błyskawice były bardzo płynne, no nie powiem, tak samo jak woda.

- I wciąż zmienia postać.-

No chyba, że tak.

- Zmienia materie w materie mroczne. Wyszukuje sobie nosiciela i czerpie energię z jego sił witalnych. Malekith miał zamiar posłużyć się Ætherem by ponownie pogrążyć wszechświat w ciemności. Lecz po wielusetletniej wojnie, mój ojciec, Bor odniósł zwycięstwo. Ono dało początek tysiącom lat pokoju.-

- Jak tego dokonał?- pyta, zaciekawiona Jane, a Odyn odpowiada typowym sobie dobitnym, tonem.

- Wybił ich.- mężczyzna podnosi na mnie wzrok i łypie groźnie tum, swoim, jedynym, błękitnym okiem.

- Wszechojcze...- zaczynam.

- Muszę przyznać, że na początku wątpiłem w twe słowa, Tamora. W końcu...- król ucina wypowiedź równie szybko jak ją zaczął i przez moment patrzy na Lokiego.

Nie wierzył mi, bo Loki jest moim mężem. Oczywista oczywistość.

- Ale język jakim się posługiwali powinien był umrzeć razem z nimi. Nie posługiwała się nim żadna inna nacja w żadnym innym świecie. Jedynie krasnoludy, które kiedyś tworzyły broń także i dla nich musiały nauczyć się kilku kwestii, aby usprawnić handel. Rozumiem zatem, że to twój dziadek, a potem ojciec nauczyli cię posługiwać się tymi kwestiami?-

- Nauczyli mnie je rozumieć. Nie posługiwać.-

- Tamora...- wtrąca się Loki- Co on ci wtedy powiedział?-

Patrzę pytająco na Odyna, a ten kiwa głową, dając mi nieme przyzwolenie.

- Kobieto Asgardu, śmierć po ciebie przyszła. Żegnaj.- mówię prawie szeptem, przez dość mocno ściśnięte gardło.

Chwile potem ręka Lokiego zawija się wokół mojej talii i mężczyzna przysuwa mnie bliżej do siebie.

- Więc wiemy już, że Elfy jednak nie zostały wybite, a na pewno nie wszystkie.- Asnir przerywa milczenie, a Sif wysila się jedynie na kiwnięcie głową.

- Um... napisali może jak to ze mnie wyjąć?- pyta Jane, ale Odyn zaprzecza.

- Nie, nie napisali.- mówi i zamyka księgę po czym wychodzi.

- Idę do lochów.- Sif wreszcie się odzywa- Ma przybyć nowy transport więźniów.-

- Przecież...- wtrąca Thor- Ja miałem tego doglądać.-

- Obejdzie się.- odpowiada ciemnowłosa bez emocji i także opuszcza pomieszczenie.

- Ja wyślę posłańca do twoich rodziców.- stwierdza Asnir, zwracając się do mnie- Zostanę tu na tak długo jak będę potrzebny.-

- W Wanaheim cię potrzebują.- mówię- Nie możesz zostać.-

- Nie mogę, a muszę.- blondyn zakłada ręce na krzyż, chyba tylko po to żeby dodać sobie animuszu, po czym w ślad za Sif opuszcza komnatę.

- Tamora?- pyta Thor- Ty wiesz o co jej chodzi?- dodaje mając na myśli swoją żonę.

- Oczywiście, że wie, ale nie poda ci tego na tacy.- Loki odpowiada za mnie- Małżeństwo to sztuka wymagająca umiejętności rozmowy. Może byś spróbował z tego skorzystać?- w głosie mojego męża wybrzmiewa ironia.

- Ona...- zdezorientowana Jane wskazuje w kierunku drzwi wyjściowych- Ta kobieta...to twoja żona?!-

Rychło się domyśliłaś Jane...
Wolniej się nie dało?

Gromowładny kiwa głową, a szatynka rozdziawia usta w zdumieniu.

- I matka dwójki jego dzieci. Nie mówił ci? Ojej. Toć przykrość.- mówi Loki, a jego brat wyprowadza Jane na zewnątrz.

- Musiałeś być taki złośliwy?- pytam, gdy jedyne osoby, które zostają z nami w pomieszczeniu to strażnicy.

- Za to mnie kochasz. I tak. Musiałem.-

- Mój Loki stojący na straży małżeństwa brata. To całkiem urocze.-

- To nie o to chodzi, tylko krew mnie zalewa jak myślę o tym, że on mógłby zdradzić żonę. Tak się nie robi, Sif na to nie zasłużyła.-

- Chodźmy do dzieci.- mówię i przytulam męża- Pewnie już wstały.-

Nim zdążymy się ruszyć, nagle jedna z gałęzi drzewa zaczyna sunąć w naszym kierunku.

- Niech się księżna nie rusza.- prosi jeden ze strażników- Yggdrasil chce coś Pani przekazać.-

Na końcu gałęzi pojawia się kwiatowy pąk, który po chwil się otwiera. Wewnątrz znajduje się mała, okrągła buteleczka.

- Co..?- słyszę za sobą głos męża, a gałąź przysuwa się jeszcze bliżej.

- To prezent.- stwierdza strażnik- Może go księżna przyjąć.-

Bardzo ostrożnie biorę buteleczkę w ręce, a gałąź znów się chowa.

Ad meliora|marvel ff|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz