Thor nakrywa wyczerpaną Jane jakimś kocem. Na statku panuje przerażająca cisza, której absolutnie nikt nie waży się przerwać. Rozglądamy się za Mrocznymi Elfami i musimy zachować czujność.- Jakoś się trzyma.- mówi Loki, półszeptem, do Thora i wskazuje głową na Jane- Dziwne jak na śmiertelniczkę.-
- Jest o wiele silniejsza niż sądzisz.- stwierdza gromowładny.
- Myślałeś co będzie jeśli... czy zdołamy ją dowieźć żywą do Malekitha?-
- To jeszcze nie pora na pożegnanie z nią. Wiem o tym.-
- Aż się dziwię, że to mówię, ale musisz wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy. Dla nas nie ma różnicy czy dziś czy jutro czy za sto lat. A dla niej jutra może już nie być. Jej życie minie jak mgnienie oka. Nie ustrzeżesz jej przed tym. Jedyna kobieta, której miłości pragniesz... odejdzie na zawsze.-
- Sam nie wiem... czy to jest ta, której miłości pragnę.- słowa Thora napawają mnie nadzieją, że może jest minimalna szansa, że widzi swoje błędy i choć spróbuje naprawić związek z Sif.
- Czego ty tak w zasadzie ode mnie oczekujesz?- pyta gromowładny- Że się poddam? Teraz jak już jesteśmy tak blisko? Ja się nigdy nie poddaję.-
- Przestańcie.- proszę- A swoją drogą Loki ma rację.- wskazuję głową na Jane- Ona słabnie. Jak...jeśli Jane umrze, Æther poszuka sobie innego nosiciela i to może być któreś z nas.-
Patrzę błagalnie na Thora i wzdycham ciężko.
- Chyba nie będzie to nic dziwnego jak powiem, że nie mam najmniejszej ochoty, żeby to „czerwone coś" we mnie wlazło.-
- Ty akurat najchętniej zabiłabyś ją jak tylko dowiedziałaś się, że ma w sobie Æther!- wzdrygam się z niepokojem, gdy Thor podnosi głos.
Loki natomiast od razu zasłania mnie ramieniem, a Asnir pochodzi bliżej, gotowy powstrzymać boga piorunów, gdyby zaszła taka konieczność.
- Zostaw ją.- mówi mój mąż stanowczo- Choć z drugiej strony, nie miałeś dobrego przykładu żeby wiedzieć jak traktować moją żonę. Bo kto cię niby miał nauczyć? Twój ojciec?-
- Za to twój ją prawie zabił!-
- Laufey nie był moim ojcem! Ja nie mam ojca!-
- Właśnie, że był! I będziesz musiał z tym żyć, wiedząc, że mając dzieci przedłużasz dziedzictwo tego potwora!-
Tego już za wiele.
Najmocniej jak jestem w stanie odpycham Thora od Lokiego po czym staję przed brunetem. Do jego brata dopiero wtedy dociera co powiedział.
- Zostaw go.-
- Tamora, ja...-
- Nie waż się do mnie odzywać. I masz zostawić nas w spokoju. Zniszczyłeś swoje życie i to powinno co wystarczyć, a od naszego wara. Albo zrobię z twoją twarzą to samo co z twarzą Malekitha. A teraz powstrzymajcie się od pozabijania siebie nawzajem dopóty dopóki nie wyjmiemy z niej Ætheru. I... chyba powinniśmy lądować.-
Wskazuję głową na Mroczne Elfy z Malekithem i tym drugim, co dźgnął Friggę, na czele. Stoją poniżej i wpatrują się w nas wyczekująco.
- Loki, sprowadź nas na dół.- proszę- Thor, pilnuj swojej panny, a ty Asnir... a ty się nie daj zwariować.-
Wszyscy w milczeniu rozchodzimy się do swoich „miejsc pracy". Ja staję koło Lokiego przy sterach.
- Dziękuję.- słyszę i spoglądam na niego pytająco.
- Za co?-
- Za wszystko.-
Dostrzegam, że białka oczy Jane przybrały czarną barwę, a w jej tęczówkach zagościł szkarłat.
Æther w jej wnętrzu wyczuwa Malekitha.
- Pamiętajcie o planie.- mówi Thor.
Statek ląduje na ziemi, przed zboczem skalnym. Wszyscy wychodzimy na zewnątrz i podchodzimy bardzo blisko krawędzi żeby mieć lepszy widok.
Mam złe przeczucia.
Mój strach tylko się pogłębia, gdy widzę coś co wnioskuję, jest statkiem-matką Mrocznych Elfów. Wielka maszyna zdaje się sięgać do nieba, choć w sumie ciężko powiedzieć przez prawie identyczną barwę podłoża i przestworzy. W całej, tej czerni machiny co jakiś czas migają złowrogo czerwone światełka niczym błyski w oczach łowcy przed wystrzeleniem w kierunku zwierzyny.
I to my nią jesteśmy...
CZYTASZ
Ad meliora|marvel ff|
FanficTrzecia część historii, po „Gloria Regali" i „Salva Mea". -------------------------- - Na długo przed narodzinami światła wszędzie zalegał mrok. Z tego mroku, jak wiecie, narodziły się Mroczne Elfy. Najbardziej bezwzględny i ambitny z nich, Malekith...