13. Oni to łowcy, a my zwierzyna.

364 35 1
                                    


Thor nakrywa wyczerpaną Jane jakimś kocem. Na statku panuje przerażająca cisza, której absolutnie nikt nie waży się przerwać. Rozglądamy się za Mrocznymi Elfami i musimy zachować czujność.

- Jakoś się trzyma.- mówi Loki, półszeptem, do Thora i wskazuje głową na Jane- Dziwne jak na śmiertelniczkę.-

- Jest o wiele silniejsza niż sądzisz.- stwierdza gromowładny.

- Myślałeś co będzie jeśli... czy zdołamy ją dowieźć żywą do Malekitha?-

- To jeszcze nie pora na pożegnanie z nią. Wiem o tym.-

- Aż się dziwię, że to mówię, ale musisz wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy. Dla nas nie ma różnicy czy dziś czy jutro czy za sto lat. A dla niej jutra może już nie być. Jej życie minie jak mgnienie oka. Nie ustrzeżesz jej przed tym. Jedyna kobieta, której miłości pragniesz... odejdzie na zawsze.-

- Sam nie wiem... czy to jest ta, której miłości pragnę.- słowa Thora napawają mnie nadzieją, że może jest minimalna szansa, że widzi swoje błędy i choć spróbuje naprawić związek z Sif.

- Czego ty tak w zasadzie ode mnie oczekujesz?- pyta gromowładny- Że się poddam? Teraz jak już jesteśmy tak blisko? Ja się nigdy nie poddaję.-

- Przestańcie.- proszę- A swoją drogą Loki ma rację.- wskazuję głową na Jane- Ona słabnie. Jak...jeśli Jane umrze, Æther poszuka sobie innego nosiciela i to może być któreś z nas.-

Patrzę błagalnie na Thora i wzdycham ciężko.

- Chyba nie będzie to nic dziwnego jak powiem, że nie mam najmniejszej ochoty, żeby to „czerwone coś" we mnie wlazło.-

- Ty akurat najchętniej zabiłabyś ją jak tylko dowiedziałaś się, że ma w sobie Æther!- wzdrygam się z niepokojem, gdy Thor podnosi głos.

Loki natomiast od razu zasłania mnie ramieniem, a Asnir pochodzi bliżej, gotowy powstrzymać boga piorunów, gdyby zaszła taka konieczność.

- Zostaw ją.- mówi mój mąż stanowczo- Choć z drugiej strony, nie miałeś dobrego przykładu żeby wiedzieć jak traktować moją żonę. Bo kto cię niby miał nauczyć? Twój ojciec?-

- Za to twój ją prawie zabił!-

- Laufey nie był moim ojcem! Ja nie mam ojca!-

- Właśnie, że był! I będziesz musiał z tym żyć, wiedząc, że mając dzieci przedłużasz dziedzictwo tego potwora!-

Tego już za wiele.

Najmocniej jak jestem w stanie odpycham Thora od Lokiego po czym staję przed brunetem. Do jego brata dopiero wtedy dociera co powiedział.

- Zostaw go.-

- Tamora, ja...-

- Nie waż się do mnie odzywać. I masz zostawić nas w spokoju. Zniszczyłeś swoje życie i to powinno co wystarczyć, a od naszego wara. Albo zrobię z twoją twarzą to samo co z twarzą Malekitha. A teraz powstrzymajcie się od pozabijania siebie nawzajem dopóty dopóki nie wyjmiemy z niej Ætheru. I... chyba powinniśmy lądować.-

Wskazuję głową na Mroczne Elfy z Malekithem i tym drugim, co dźgnął Friggę, na czele. Stoją poniżej i wpatrują się w nas wyczekująco.

- Loki, sprowadź nas na dół.- proszę- Thor, pilnuj swojej panny, a ty Asnir... a ty się nie daj zwariować.-

Wszyscy w milczeniu rozchodzimy się do swoich „miejsc pracy". Ja staję koło Lokiego przy sterach.

- Dziękuję.- słyszę i spoglądam na niego pytająco.

- Za co?-

- Za wszystko.-

Dostrzegam, że białka oczy Jane przybrały czarną barwę, a w jej tęczówkach zagościł szkarłat.

Æther w jej wnętrzu wyczuwa Malekitha.

- Pamiętajcie o planie.- mówi Thor.

Statek ląduje na ziemi, przed zboczem skalnym. Wszyscy wychodzimy na zewnątrz i podchodzimy bardzo blisko krawędzi żeby mieć lepszy widok.

Mam złe przeczucia.

Mój strach tylko się pogłębia, gdy widzę coś co wnioskuję, jest statkiem-matką Mrocznych Elfów. Wielka maszyna zdaje się sięgać do nieba, choć w sumie ciężko powiedzieć przez prawie identyczną barwę podłoża i przestworzy. W całej, tej czerni machiny co jakiś czas migają złowrogo czerwone światełka niczym błyski w oczach łowcy przed wystrzeleniem w kierunku zwierzyny.

I to my nią jesteśmy...

Ad meliora|marvel ff|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz