XIX

115 4 47
                                    

***

Its gotta get bad before it gets good,
I want good now,
But it's gotta get bad before it gets good,

***

- Nie musiałeś przynosić tego aż tutaj. – głęboki głos TaeHyunga wciąż brzmiał aksamitnie, mimo osłabienia. Widząc w drzwiach JungKooka z tacą pełną śniadaniowych przysmaków, TaeHyung ułożył się na puszystych poduszkach. – Powinienem się troszkę poruszać...

- Lekarz zalecał oszczędzanie się. Jeszcze Ci się zakręci w głowie i dopiero będzie... - brunet ułożył tacę na podołku osłabionego przyjaciela. Sam usiadł na brzegu łóżka i schwycił łyżkę, chcąc karmić TaeHyunga.

- No co Ty, Kookie, sam dam sobie radę. – śmiech przyjaciela wypełnił pokój. – Aż tak niedołężny nie jestem.

- YoonGi mówił, że Cię karmił, więc myślałem, że...

- Hahah, nie mogłem przepuścić takiej okazji! YoonGi i jego tsundere charakter, sam wiesz.

- Ah, no tak. – JungKook uśmiechnął się z zakłopotaniem i odłożył łyżkę na tacę. Męczyły go wciąż myśli o potencjalnym trucicielu i nie potrafił do końca ukryć swoich myśli. Fakt, że ucierpiał na tym TaeHyung również nie poprawiał mu nastroju.

- Kookie, proszę... Nie zadręczaj się. – łyżka z płatkami zbożowymi zawisła pomiędzy miseczką, a ustami TaeHyunga. Krople mleka raz po raz spadały w naczynie i tylko wysokie ścianki miseczki sprawiały, że rozbryzgi kropel nie lądowały na błękitnej pościeli. – W końcu złapią sprawcę.

- Nie jestem tego taki pewien... Nawet nie wiem, czy te perfumy i zniknięcie bluzy łączyć ze sobą. Nie opowiedziałem policji o bluzie, bo brzmiało to jakoś tak naiwnie... - JungKook schował twarz pochylając się do przodu, wsuwając dłonie w swoje kruczoczarne włosy.

Miarowe chrupnięcia przerywały ciszę, która dla obu była naturalna. Jako dwóch najmłodszych członków zespołu, spędzili ze sobą wiele czasu razem. Mimo, że na samym początku to JiMin był spoiwem Maknae line, z czasem wyrobili w sobie niezaprzeczalną nić przyjaźni.

- A jeśli to dwie różne osoby? – TaeHyung między każdym z wypowiadanych słów lekko chrupał płatki z mlekiem, które nie zdążyły jeszcze namoknąć. – Bo w sumie nie wiadomo czy ktoś podmienił te perfumy niedawno, czy...

- No właśnie chyba niedawno. Pamiętam jak zniknęły mi te perfumy, a gdy się pojawiły, to jakoś nie chciałem ich używać... Mogłem je wywalić. – JungKook wstał i zaczął przechadzać się po pokoju TaeHyunga, pełnym albumów fotograficznych i płyt winylowych, które odtwarzał na gramofonie stojącym w rogu, pod oknem.

- Kook, serio, przestań. – łyżka upadła z metalicznym łoskotem, odbijając się o miskę i lądując na tacce. – Oboje żyjemy i reszta zespołu też. Zbadali dorm, nigdzie więcej nie ma śladu tego gazu, a moje rany się goją. Tydzień, dwa i będzie po sprawie.

Stojący przed oknem JungKook spojrzał przez ramię, stojąc z rękoma włożonymi w kieszenie czarnych bojówek. Oba uniesione nadgarstki TaeHyunga wciąż były owinięte bandażami, które zmieniała wynajęta pielęgniarka. Między jednym, a drugim nadgarstkiem widać było jedynie kwadratowy uśmiech TaeHyunga. Widać było jak stara się nie pokazywać, że od czasu do czasu rany nieprzyjemnie swędzą i że męczy się dużo szybciej niż do tej pory. Menager SeJin przekazał im informację, że czas rekonwalescencji może trwać około dwa tygodnie.

Wyniki krwi JungKooka nie budziły zastrzeżeń, tak więc nie musiał on przestrzegać żadnych zaleceń lekarskich. Zajmował się więc budowaniem wizerunku szczęśliwie zakochanego. Sporo fanów narzekało na jego związek z MiKyung, szczególnie wieszając psy na dziewczynie. Czas jednak działał na korzyść pary. Wymyślono już nawet wspólną nazwę, którą nazywano parę. Kolaże ze zdjęciami pary wędrowały po sieci i już kłócono się czy MiKook nie jest bardziej kochającą się parą niż EunJin.

Overdrive [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz