Epilog

236 12 34
                                    

Usłyszał za plecami szczęk zamykanej metalowej bramy. Duże krople deszczu wpadały prosto w jego oczy, utrudniając mu dojście do czarnego vana, zaparkowanego tuż przy stróżówce. Na twardej, piaskowej ziemi, zaczęły pojawiać się pierwsze błotniste kałuże. Zasalutował ostatni raz, szurając butami i podbiegł do uśmiechającego się pod nosem SeJina.

- JiMin! Kopę lat! – krzyknął mężczyzna, który zamknął go w niedźwiedzim uścisku. – Wsiadaj prędko do samochodu, bo cały zmokniesz.

Gdy znaleźli się wewnątrz pojazdu, JiMin usiadł wygodnie na tylnym siedzeniu i bezwiednie pogładził się po szczecinie włosów. Mimo, że minęło sporo czasu odkąd ściął włosy, wciąż nie mógł przyzwyczaić się do żołnierskiej fryzury.

- Jak Ci się żyje za wojskowymi murami? – SeJin spojrzał do tyłu, siedząc na miejscu dla pasażera. Kierowca był nieznanym JiMinowi pracownikiem BigHitu.

- Znośnie... - sapnął, spoglądając na oddalającą się za oknem jednostkę. – Dobrze, że TaeHyungie jest ze mną...

- Tak, to był dobry pomysł. Dobrze, że się zgodzili...

Zamyślony JiMin pokiwał głową. TaeHyung był jego podporą, gdy przeżywał najgorsze chwile w swoim życiu. Pomógł mu funkcjonować w wojskowych realiach jak niemal normalny żołnierz. Mimo, że sam na pewno również przeżywał wszystko mocniej.

- Zawieziecie mnie do Busan? – JiMin spojrzał na managera, który wciąż przyglądał mu się z nieskrywaną troską.

***

Szare, dobrze znane mu ulice Busan wypełniały straganiki z owocami i warzywami. Jadąc w samochodzie, zauważył stoisko z kwiatami. SeJin, na jego prośbę, wybiegł z samochodu i kupił bukiet białych róż. Wolałby sam je wybrać, jednak wiedział że nie może pozwolić sobie na obecność w miejscu publicznym.

Zaczęli jechać pod górę, w stronę obrzeży miasta. Deszcz przestał padać, lecz słońce nadal chowało się za gęstymi, szarymi chmurami. Było chłodno, jak na lipiec, ale wojskowy mundur skutecznie chronił go przed zimnymi podmuchami wiatru.

Gdy dojechali na miejsce, wysiadł przed samą bramą, wdychając rześkie powietrze, które wypełniało jego płuca. SeJin wiedział, że powinien zostać w samochodzie z kierowcą. Był więc on sam i gorzkie wspomnienia, których nie mógł już dłużej odpychać. Przekroczył bramę.

Marmurowy postument nie wyróżniał się wśród innych i zapewne o to chodziło. By nie zwracać uwagi. Wyryty w kamieniu napis wydawał się mu nierealny. Nigdy nie przypuszczał, że doświadczy takiego widoku.

- Jeon JungKook... - szepnął, kucając by ułożyć kwiaty, które ściskał trochę zbyt mocno. Nawet nie poczuł kiedy skaleczył się o jeden z kolców. Nie było to teraz ważne, pozwolił krwi powoli skapywać na ułożone kwiaty.

Rozglądnął się dookoła. Przez wiele lat sprawdzania czy ktoś go nie śledzi, nie mógł pozbyć się tego nawyku właśnie teraz.

Nikogo wokół nie było. W końcu była środa w południe, większość ludzi była w pracy.

Popatrzył raz jeszcze na wyryte w kamieniu imię i nazwisko. Chciał krzyczeć, chciał go raz jeszcze przytulić.

Pierwsze łzy spadły na róże, mieszając się z kroplami jego krwi.

***

Nie wiedział jak długo tak kucał. Może godzinę, albo pół... Nie chciał opuszczać groby JungKooka. Chciał tam zostać na zawsze.

Może jakimś sposobem wskrzesi go, zawoła a on się zjawi. Miał mu jeszcze tyle do powiedzenia... Chciał mu tyle pokazać.

Łzy na policzkach dawno wyschły, bo już nie miał czym płakać. Chciał, ale nie mógł. Pozostała tylko gula w gardle.

Overdrive [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz