2.2

1.6K 147 61
                                    

Zaskoczenie to wciąż zbyt słabe określenie na moją reakcję do tego jak zachował się Zahir względem swojej opiekunki. Pięciolatek bronił mnie, jakby co najmniej był za to odpowiedzialny, podczas gdy to ja powinienem być tym, który zapewnia mu bezpieczeństwo i darzy miłością. On wcale nie był w wieku, w którym uwierzyłbym, że takie zachowanie jest w porządku, był przecież cholernie młody! Rozumiałem, że nie zawsze to, ile mamy lat odzwierciedla naszą inteligencję czy postępowanie, ale... Ja po prostu nie mogłem znieść faktu, że Zahir rósł tak szybko nie tylko fizycznie!

Czułem czerwone policzki, gdy kobieta całkowicie zmieszana i zdezorientowana wpatrywała się we mnie i chłopca naprzemiennie.

— Później odbierze mnie Bruno, więc możesz czekać w domu, mamo — podkreślił ostatnie słowo w taki sposób, że kobieta musiała aż odwrócić wzrok.

— W porządku, kochanie. — Skinąłem głową, uśmiechając się delikatnie i Zahir roztrzepał swoje włosy, unosząc wysoko kąciki ust, tym samym pokazując dwa ostre kiełki, cóż, oczywiście z zestawem białych ząbków, ale bez jedynki. Ostatni raz mocno się do mnie przytulił i odbiegł do przypatrujących się temu wszystkiemu przyjaciół.

— Um, wybacz mi, Luno...

— Jesteś tu nowa, a ja nie wychodziłem zbyt długo, nic się nie stało — zapewniłem ją, na co skinęła niepewnie głową. Była widocznie przestraszona. — Nigdy wcześniej nie miałaś styczności z Luną, co?

Blondynka przytaknęła cicho, a jej brązowe tęczówki uciekały na wszystko, byleby nie napotkać moich oczu.

To mogło być dziwne, ale czułem ogromną potrzebę rozmowy z nią. Mój wilk naprawdę cicho namawiał mnie do tego, a ja chciałem się go posłuchać. Rzadko kiedy miał okazję się odezwać, raczej zazwyczaj siedział w ciszy, czasami wyjąc z bólu do mate, to były momenty, gdy moje ciało przechodziło dreszcze i wszystkie moje siły zabierała Omega. Jej nawoływania były tak głośne, że rozrywały mi bębenki w uszach, mimo iż nikt oprócz mnie tego nie słyszał. Cierpiałem wtedy przez co najmniej piętnaście minut i jedyne o czym myślałem to złagodzenie bólu w dosłownie jakikolwiek sposób.

Dopiero teraz zwróciłem uwagę na ubiór opiekunki. Miała na sobie zwykłe czarne rurki i lawendowy sweter, jej figura była naprawdę śliczna i z tyłu głowy słyszałem głosy, że ja w porównaniu do niej wyglądałem kurewsko okropnie.

— Cóż, tak, nie wiem, Luno, czy to odpowiednie, abym do ciebie mówiła... — speszyła się.

Ludzie naprawdę tak reagowali? Myślałem, że mnie nienawidzili—okey, w porządku, ona była pierwszą osobą, którą spotkałem, ale wciąż miałem jakikolwiek kontakt z kimkolwiek—a ona się mnie po prostu... bała?

— To jest jak najbardziej odpowiednie. Hej, chciałbym zacząć inaczej. — Blondynka spojrzała na mnie brązowym, błyszczącym spojrzeniem, nie wiedząc czego tak właściwie się spodziewać. — Jestem Niall, a ty?

Wyciągnąłem do niej dłoń i miałem wrażenie, że usłyszałem warczenie z głębi mnie, jakby było to sprawką mojego wilka, jednak starałem się odtrącić te myśli i skupiłem się na delikatnie uśmiechającej blondynce.

— Caroline.

°°°

Rumieńce nie opuszczały moich policzków, byłem całkowicie zażenowany i cały spokój, jaki miałem zaledwie kilka minut temu dał się zastąpić lekkiemu strachowi. Być może byłem nieodpowiedzialny, decydując się na wyjście z głównego domu, będąc słabym i do tego nie mając pojęcia nic o nastawieniu wilków do mojej osoby.

Defect of vision I&II | Ziallam ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz