— Chcesz zabić swojego ojca.
Malfoy jęknął cicho, przejeżdżając dłonią po twarzy i dając sobie chwilę na stłumienie irytacji. Powiedzenie, że Potter był idiotą stanowiłoby ogromne niedopowiedzenie, do czego - prawdę mówiąc - zdążył się przyzwyczaić. Koniec końców, nie po to szukał ustronnego miejsca i myślał nad planem miesiącami nim zdobył się na zrobienie czegokolwiek w tym kierunku, by wszystko rozleciało się wskutek nieudolności gryfona. Wziął głęboki wdech, zastanawiając się w którym miejscu popełnił błąd - mówił niewyraźnie, używał zbyt ostrego słownictwa czy cała wina leżała po stronie Pottera? Ostatnia z opcji była, oczywiście, najbardziej prawdopodobną. Pomimo tego, zachował swoje myśli dla siebie nie chcąc stracić jedynej osoby posiadającej klucz do jego przyszłości. Nienawidził tego przyznawać, ale nie mógł nagiąć rzeczywistości, a okłamywanie samego siebie, choć słodkie w smaku, miewało tragiczne skutki.
Gdyby to chociaż było proste. W innej rzeczywistości, w której nie musieliby się ukrywać by nie wzbudzać podejrzeń w swoim towarzystwie i być może nawet w takiej, gdzie ich spojrzenia nie byłyby tak nienawistne. Nie powinien pozwalać sobie na podobne myśli, do reszty bezcelowe i otaczające go przyjemną, ciepłą bańką, która rozleci się w przeciągu sekund i na powrót odsłoni ciemności napierające z jeszcze większą siłą. W wyobrażeniach Potter miał tą samą zniecierpliwioną, nieco zdezorientowaną i niedowierzającą minę, identyczne zwątpienie i ostrożność w gestach - z tą różnicą, że wówczas zamiast zadawania idiotycznych pytań zgodził się niepewnym kiwnięciem głowy.
Oczywiście, Malfoy nie mógł się mu dziwić. Kiedy po raz pierwszy zaczął nad tym myśleć, parę miesięcy temu, sam nie mógł sobie uwierzyć. Nabrał odwagi, plan zaczął kiełkować w jego głowie, ale nie był tak naiwny by sądzić, że kiedykolwiek ją opuści. Nie był dobrym bohaterem w tej historii, więc szybko zrozumiał, kogo potrzebuje, aby mogło się powieść. I równie szybko się znienawidził za rozpaczliwą potrzebę Pottera po swojej stronie. A teraz siedział tutaj, naprzeciwko niego, i pomimo makabryczności własnej idei to wydawało się najgorszym, co miało go spotkać.
Teraz marszczył gęste brwi, oczy lśniły zza czarnych, okrągłych oprawek nawet w ciemnościach najspokojniejszego kąta biblioteki, jaki udało mu się znaleźć. Draco co jakiś czas rozglądał się, wiedząc co może go kosztować choć jedna osoba nieuprawniona do podsłuchania ich rozmowy. Harry za to nie odrywał od niego wzroku, w pomieszczeniu można było niemal wyczuć bijącą z gryfońskiego ciała nieufność i usłyszeć chaotyczne myśli.
— Nie chcę go zabić, kretynie. Chcę go powstrzymać od zniszczenia życia tysięcy ludzi. W tym mojego, nawiasem mówiąc.
Lucjusz Malfoy nie był głupi. Nawet jeżeli kochał swoją rodzinę, co jego syn często poddawał w wątpliwość, ponieważ Lucjusz zdawał się żywić uczucie jedynie do siania zniszczenia i niszczycielskiej potęgi Czarnego Pana, nie zaryzykował ujawnienia kryjówki Śmierciożerców własnemu dziecku. Wszystkie informacje od ojca docierały do niego dzięki Narcyzie i tylko dzięki temu wiedział, że wkrótce nadarzy się okazja do stanięcia z Lucjuszem oko w oko. A jednocześnie jego jedyna i ostatnia szansa na uwolnienie się od sznurków, od zarania dziejów sterowanych przez rodzinę.
Podobna decyzja mogła kosztować go wszystko, ale czymże było to wobec innej przyszłości, tej, którą dawno temu mu narzucono? Wolał nie posiadać niczego, niżeli być wszystkim, lecz w rękach kogoś innego.
— Co ja mam z tym wspólnego? - wymamrotał Potter, nachylając się w jego stronę i rąbkiem szaty strząsając nieco kurzu z otaczających ich księg. Drobinki pyłu zawirowały między nimi, wypełniły kilka centymetrów pustej przestrzeni, wciskając się pomiędzy napięcie, zbudowane przez lata wzajemnej niechęci. Światło księżyca z trudem przesiąkało pomiędzy rozległymi regałami, tylko niewielkimi plamami rozlewało się po twarzy gryfona i nadawało jego oczom osobliwego blasku. Malfoy spędził wiele dni, zastanawiając się, co jest w nim tak specjalnego. Co uczyniło go najsławniejszym młodym czarodziejem, dawało siłę do pokonania osoby tak potężnej jak Voldemort i dlaczego to jemu należało się miejsce w kręgu światła. Roztrzepane, czarne włosy, wiecznie przekrzywione oprawki okularów i wątła budowa nie sugerowała ogromnej siły, jaką za każdym razem zdawał się w sobie znajdować. Potem zrozumiał, że jego potęgą byli bliscy, ludzie, którym zależało na obecności tego chłopaka we własnych życiach i to coś w nim, coś, czego nie potrafił znaleźć w sobie, aż do dzisiejszego dnia.
CZYTASZ
unknown pleasures ; drarry
FanfictionHarry Potter pokonał Voldemorta, ale pojmanie wszystkich jego popleczników w chaosie po bitwie okazało się znacznie trudniejsze. Nie zamierzają wycofać się w cień, z wciąż żywą nienawiścią i pragnieniem zemsty - a on znajduje sojusznika w osobie po...