22. puste oczy

1.8K 224 38
                                    

    Harry odczekał kilkanaście minut, dłużących się w nieskończoność, aż jedynym odgłosem wypełniającym ich tymczasową kryjówkę stały się nerwowe mamrotania przez sen i ciche pochrapywania. Cierpliwość w tej sytuacji wydawała mu się torturą, mógł niemal fizycznie odczuć gryzącą troskę i wykańczającą chęć działania napierającą na niego z każdej strony. Ostrożnie podniósł się z klęczek, czując nieprzyjemne odrętwienie w nogach, i rozglądał, aż nie zdobył pewności, iż żadne niepożądane oczy nie obserwują jego poczynań.

Przesunął dłonią po chropowatej ścianie, czując pod nią obdrapany tynk i kojący chłód. Marszczył w skupieniu brwi, czyniąc to tak długo, aż nie natrafił na wyraźnie odznaczające się zgrubienie. Zbadał jego kształt, z zadowoleniem odnotowując, że pasuje do wyobrażenia o ukrytych drzwiach i uśmiechnął się pod nosem, gdy choć jedna rzecz tego wieczoru przebiegła zgodnie z oczekiwaniami. Wyszarpnąwszy różdżkę z fałd brudnej szaty wymamrotał zaklęcie otwierające, mając nadzieję, że zadziała mimo drobnych przeszkód.

Razem z domem zastygł w napięciu, gdy otwierające się na starych, nienaoliwianych od lat zawiasach drzwi skrzypnęły, szorując posadzkę. Wysłuchiwał jakichkolwiek oznak, że ktoś go usłyszał i zaraz tu przyjdzie, by uniemożliwić mu plan i podświadomie wiedział, iż byłoby to dobrym posunięciem. Był nieodpowiedzialny, głupi, lekkomyślny i po raz tysięczny narażał się na niebezpieczeństwo, bo nie potrafił zapanować nad emocjami przejmującymi kontrolę. Ale nocnej ciszy nie przerwał żaden nowy dźwięk, powietrze trwało nieruchome i mętne, z niechęcią przepuszczając smugi księżycowego światła, pozwalając mu matowić i wygładzać to, na co padało.

Nie myślał o zapewnieniu sobie szybkiej drogi ucieczki, gdy zamykał drzwi, dodatkowo zabezpieczając je zaklęciem. Wymamrotał również kolejne, tworząc wokół nich niewidzialną osłonę, która miała nie przepuścić żadnego dźwięku. Z drżącymi dłońmi tupnął głośno i przez kilka niespokojnych uderzeń serca oczekiwał, aż stało się jasne, że urok zadziałał. 

Dopiero wtedy wycisnął z siebie wystarczająco odwagi na odwrócenie się i spojrzenie w szkliste oczy Draco. Chłopak siedział pod ścianą, długie nogi wyciągnął przed siebie i oparł dłonie na kolanach, tworząc złudne wrażenie swobody, niweczone przez zatrważającą czujność w jasnych tęczówkach. Obserwował go uważnie, niemalże nie mrugając i nie puszczając w nieuwagę najdrobniejszego drgnięcia. Harry z bólem uświadomił sobie, jak bardzo takie zachowanie upadabniało go do schwytanego w sidła zwierzęcia. Choć w tej sytuacji on sam mógł być zwierzyną, kiedy nie dzieliło ich już nic, nikt nie mógł usłyszeć wołania o pomoc.

Ale nawet w takiej sytuacji gryfon nie potrafił oderwać od niego wzroku. Wyglądał jak Draco. Wszystko w nim, pomimo brudu i krwi, było tym, co zdążył poznać. Wiedział, jakie uczucia wywołują blade, szczupłe dłonie, wiedział, jaką strukturę mają spierzchnięte wargi i znał dotyk posinaczonego policzka na własnym. Wszystko w nim chciało zburzyć mur niepewności, który wyrósł między nimi, wyrywało się w stronę ślizgona, aż musiał zacisnąć dłonie w pięści i wbijać boleśnie krótkie paznokcie w skórę, by go nie dotknąć. Bo wiedział, że nie może tego zrobić. Musiał być ostrożny. 

— Draco — wyszeptał, choć te słowa były zaledwie ruchem warg, ich brzmienie rozpłynęło się w przestrzeni, nie zmieniając niczego. Powoli osunął się na kolana, sprowadzając swoje ciało na tą samą wysokość, na której był blondyn. Wytarł spoconą dłoń w rękaw szaty, nim powoli wyciągnął ją przed siebie. Jakże to było bolesne i upokarzające traktować tak osobę, którą kochał. Wkrótce wargi zaczęły mu drżeć, zapowiadając niepowstrzymane łzy, będące odzwierciedleniem duszącej go goryczy. Nie potrafił. Nie mógł zaakceptować tego, czym Lucjusz uczynił własnego syna, nie umiał wmawiać sobie, że chłopak, który tyle dla nich poświęcił jest niebezpieczny. 

unknown pleasures ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz