Upłynęły godziny. Słońce zaczęło przedzierać się przez nieprzenikniony mrok Zakazanego Lasu i wznosić leniwie ponad korony drzew, oblepiając świat miękką, mętną powłoką. Promienie nie zdołały jeszcze na dobre rozproszyć ciemności zaległych w Skrzydle Szpitalnym, malowały szarawe plamy światła na bladej twarzy śpiącego chłopaka.
Harry czuł, jakby od ostatniego — i jedynego — razu, gdy Draco przemówił minęły zaledwie sekundy, mięśnie drżały od nieustannego napięcia, a on wpatrywał się uparcie w wargi blondyna jakby to miało skłonić je do mówienia. Jednocześnie czas ten dłużył mu się w nieskończoność, trwał w dziwnej i obcej pustce, nie wpuszczając w nią gorączkowych myśli, a zamiast tego odtwarzając słowa ślizgona znowu i znowu, jak zepsutą płytę.
Głos rozsądku próbował przedrzeć się przez tę osobliwą mantrę, mówiąc mu, że wszystko było jedynie urojeniem, co wydawało mu się najstraszniejszą z możliwych opcji. Odpychał go więc, karmiąc duszę przebłyskami nadziei i radości, jakoby Draco miał w sobie jeszcze choć tyle siły, by na kilka sekund uwolnić się spod działania klątwy. Zrozumiał również, że chłopak go słyszał. Nie wiedział, ile z informacji, jakimi wypełniał nocną ciszę faktycznie docierało do jego świadomości, ale nawet zaledwie ich strzępy, było to postępem, o jakim wcześniej bał się chociażby fantazjować.
Wobec tego powinien mówić dalej. Tłumaczyć wszystko wolno i dosadnie, powtarzać się, gdyby okazało się koniecznym. Ale głos uwiązł mu w gardle, a on nie potrafił się zmusić do czegokolwiek więcej niż bezcelowe wpatrywanie w wątłe ciało zalegające na posłaniu, zaskakująco spokojne, choć z cierpieniem odmalowanym w grymasie na wargach.
W końcu zmęczenie wygrało. Pozwolił mięśniom się rozluźnić, powiekom zmrużyć, aż głosy w jego głowie stopniowo przycichły, pozwalając mu odpłynąć. Pamiętał, że z początku z tym walczył, musiał mieć pewność, że jeżeli Draco jeszcze się odezwie, on będzie na tyle przytomny, by to usłyszeć i w przeciwieństwie do poprzedniego razu, odpowiedzieć. Świt jednak zastał go pogrążonym w niespokojnym śnie, na piekielnie niewygodnym, drewnianym krześle.
Lecz błoga nieświadomość nie trwała długo. Pani Pomfrey jak zawsze zjawiła się na czas, by kontrolować stan Draco, będącego obecnie jedynym pacjentem. Za każdym razem gdy któryś uczeń przychodził z skargą na rozmaite dolegliwości, starannie zaciągała parawan wokół łóżka ślizgona. Harry już pierwszego dnia zauważył, że jej dawna surowość zniknęła. Kiedyś nalegała na nocleg w Skrzydle nawet w przypadku drobnych obrażeń, obecnie natomiast dokładała wszelkich starań do tego, by dolegliwości zniknęły przed zapadnięciem zmroku, by bez wyrzutów sumienia móc odesłać pacjenta do dormitorium.
Zdenerwowany głos kobiety przedarł się do jego świadomości, ale dopiero potrząsanie za ramię zdołało otworzyć mu oczy. Wszystkie wcześniejsze wydarzenia opowiedział na jednym wdechu, pragnąc uniknąć moralizującej pogadanki pielęgniarki, co stanowiło już jej niechlubną sławę.
Spojrzenie złagodniało, ale z pewnością nie zamierzała odpuścić.
— Panie Potter, wiem, że w obecnej sytuacji jest panu ciężko, ale to nie znaczy, że zasady panujące w Hogwarcie od lat przestały obowiązywać. Nie możesz przebywać poza dormitorium w trakcie ciszy nocnej i z całą pewnością niewskazane jest również doprowadzanie się na skraj wyczerpania. Niewiele mogę zrobić w sytuacji pana Malfoya, ale skoro udało mu się coś powiedzieć, to wygląda na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Musimy po prostu czekać. — Miała ciepły głos, przywodzący na myśl matczyną wręcz troskę, ale to nie wystarczało, by ukoić jego zszargane emocje.
— Nie! Nie możemy czekać. Nie wiemy, jak działa ta klątwa. Równie dobrze z czasem może być jedynie gorzej, więc teraz, gdy mamy choć tyle, gdy wiemy, że on będzie próbował, musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy — oczy miał utkwione w oczach pani Pomfrey, ale słowa nie wydawały się skierowane do nikogo konkretnego. I w momencie ich wypowiadania wiedział, że ma rację, a to pomogło mu dojść do siebie. Od tak dawna nie czuł ulgi, niemalże zapomniał, jak to jest móc coś zrobić, zamiast tkwić w sieciach bezsilności, że niewiele brakowało, a by się rozkleił.
CZYTASZ
unknown pleasures ; drarry
FanficHarry Potter pokonał Voldemorta, ale pojmanie wszystkich jego popleczników w chaosie po bitwie okazało się znacznie trudniejsze. Nie zamierzają wycofać się w cień, z wciąż żywą nienawiścią i pragnieniem zemsty - a on znajduje sojusznika w osobie po...