epilog

3.6K 301 171
                                    


     Ciało Draco było wykończone i wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy by wiedzieć, że to samo działo się z nim samym. Od kilku dni przebywał w Skrzydle Szpitalnym, pod nachalną opieką pielęgniarki, żywił się paskudnymi lekarstwami i tym, co Potterowi udawało się przetransportować z posiłków w Wielkiej Sali. Na które, nawiasem mówiąc, musiał wysyłać go niemal siłą, bo ten uparty dureń najchętniej spędzałby przy nim dzień i noc i to nie tak, że miałby z tym jakikolwiek problem, ale Granger obdarzałaby go jeszcze mniej przychylnymi spojrzeniami wiedząc, że doprowadził jej przyjaciela do anemii. Bywała tu od czasu do czasu, razem z Weasleyem i gdy stało się oczywiste, że wizyty gryfona nie są jedynie kwestią troski — bo Malfoy szybko dochodził do sprawności fizycznej — oboje próbowali zaakceptować nową sytuację. Nowy stan rzeczy między nimi. I choć nadal ich nie lubił, było coś miłego w fakcie, iż starają się zrozumieć co ich łączy, czego oni sami nie rozumieli. 

Znacznie częściej jednak byli tylko w swoim towarzystwie. Harry czytał mu teksty z podręcznika, by nie miał zaległości, mimo że sam nudził się po kilku zdaniach i książki najczęściej lądowały w kącie. Przynosił jedzenie, bo szpitalnę papkę ciężko było tym nazwać. Czasami po prostu siedział i mówił, a on leżał i słuchał, czując, że mógłby spędzić tak jeszcze wiele dni, lat, być może resztę życia, słuchając miękkiego głosu z ciepłą dłonią zamkniętą w własnej. Przez pierwsze dni chciał być sam. Kazał pani Pomfrey zakazać komukolwiek odwiedzin, by pogrążać się w ciemnych myślach tak długo, aż znowu nie czuł niczego poza mrokiem i obłędem. Odtwarzał zasnuwające się mgłą oczy ojca w umyśle, a potem przełykał gorzkie łzy i pragnął zniknąć, rozpłynąć się i nie istnieć. Ale Potter był cholernym gryfonem, zdeterminowanym, niecierpliwym i potrafiącym doprowadzić do szału pielęgniarkę tak, by ta w końcu go wpuściła. 

Od tamtego dnia był przy nim kiedy tylko mógł. Potrzebowali czasu, by wrócić do tego, co było między nimi wcześniej, a jednocześnie robili większe postępy niż kiedykolwiek. Zbliżali się zupełnie inaczej, odsłaniali to, co do tej pory maskowali zachłannymi pocałunkami i błądzącymi dłońmi. Poznał Lily i Jamesa. Słuchał opowieści o nich, oglądał zdjęcie, szukał ich śladu w twarzy bruneta. Być może to nigdy nie zastąpi prawdziwego spotkania, ale było jedynym, co mogli mieć. Czasami mówił o swoich rodzicach, ale Harry nigdy nie naciskał. Nie pozwalał mu rozpłynąć się w ciemnościach, trzymając przy ziemi mocnym uściskiem dłoni. 

Wciąż pamiętał jak jego ciało drżało, gdy mówił o tym co czuł podczas choroby Draco. Nie chciał tego słyszeć. Nie przerwał mu. Kiedy ostatnie ciche słowo opuściło czerwone od nerwowego zagryzania wargi przytulił go, nie zważając na ból otarć i siniaków, które sam sobie zafundował. Pozwolił mu się rozpaść, wiedząc, że teraz jego zadaniem będzie wszystko naprawić, posklejać.

Obłęd wypalił w nim wszystko, co ludzkie, ale uczucia, na jakie pozwolił sobie po raz pierwszy od tylu lat odczuwać nie należały do człowieka, którym kiedyś był. Były świeże, potężne i wtedy nie należały do niego. Doskonale pamiętał jak próbował je od siebie odepchnąć, jak pozwalał im istnieć tylko gdzieś poza sobą, z daleka od trującego przeznaczenia. Teraz, gdy Śmierciożercy zostali pojmani, a Lucjusz nie żył, mógł być nowy. Teraz mógł czuć i kochać, nawet wroga.

Uśmiechnął się, gdy Potter wbiegł do pomieszczenia, trzymając coś w kieszeniach szaty. Niemalże parsknął śmiechem na widok żelu do włosów. Zapomniał o jego istnieniu, bo kto do cholery przejmowałby się fryzurą wobec wszystkiego co się wydarzyło? Wiedział jednak, że to próba gryfona, uporczywe staranie na oddanie mu tego, co niegdyś było warunkiem koniecznym do czucia się komfortowo, zwyczajnie. Prawdopodobnie to jedyny powód, dla którego pozwolił mu szarpać za kosmyki swoich włosów, układać je w niechlujne strąki i nakładać zdecydowanie zbyt dużą ilość żelu. Przez długie minuty obserwował cierpliwie i bez ruchu zmagania Pottera, aż wytrącił mu pojemniczek z rąk i przyciągnął do siebie, przytknął usta do tych jego i z ulgą odnotował, iż smakują dokładnie tak samo dobrze jak wcześniej. 

unknown pleasures ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz