23. ani słowa

1.8K 202 86
                                    


    Nienawidził bezczynności. Ta była wyjątkowo nieprzyjemna, pogłębiana bezradnością i podkopywana przez nieokreślony czas, w jakim miała trwać. Harry próbował znaleźć rozdygotanym dłoniom jakiekolwiek zajęcie, ale nic nie potrafiło zaangażować jego myśli i oderwać ich od chłopaka przebywającego w Skrzydle Szpitalnym.

Wrócili do Hogwartu kilka dni temu, kiedy doprowadzili się do odpowiedniego stanu, bo było to konieczne, by uniknąć rozmaitych nieprzyjemności. A przynajmniej części z nich. Harry niemal mógł ujrzeć wznoszący się mur między nim a Ronem i Hermioną, kipiących ciekawością w kwestii nieobecności członków Zakonu, a jednocześnie chłodnych i zdystansowanych wobec drgających w powietrzu tajemnic. Tęsknił za nimi, potrzebował ciepłych słów, przemądrzałego tonu Granger i kiepskich żartów rudzielca, ale było za wcześnie, by był gotowy na tłumaczenie im wszystkiego.

Więc wszystkie te długie doby spędził na włóczeniu się po korytarzach, upodobniając do licznych zjaw goszczących w Hogwarcie, mętnym wpatrywaniu się w taflę jeziora na Błoniach i próbowaniu z całych sił nie rzucić się w kierunku sali, gdzie trzymano Draco. Nie, żeby tam czuł się lepiej. Widok ślizgona, zawsze tak dumnego i wyniosłego, teraz związanego zaklęciami przyszpilającymi wątłe ciało do posłania pozostawiał go z gorzkim posmakiem smutku. Zapobiegało to atakom drgawek i siniaki jakich sam sobie przysporzył zaczynały blaknąć, ale dzikość w spojrzeniu była widoczna lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Mimo to siedział na niewygodnym krzesełku, trzymał jego zimną dłoń i mówił wszystko, co przyszło mu na myśl, aż pani Pomfrey nie zaczynała wygłaszać monologu na temat tego, iż pan Malfoy nie byłby zadowolony, gdyby z jego powodu i pan Potter wylądował na szpitalnym łóżku wskutek przemęczenia oraz głodu. 

Wtedy posłusznie wychodził, jadł posiłki, których smaku nie czuł i pozwalał stopom błądzić, bo bezruch go wykańczał. Cieszył się, że Draco jest pod opieką lekarską, co zresztą sam wybłagał, ale nie wiedział, ile jeszcze wytrzyma ciągnąc egzystencję w takim stanie. Jego włosy przypominały raczej niezgrabną plątaninę przetłuszczonych kosmyków, fioletowe sińce pod oczami były widoczne bardziej od niego samego, z bladą cerą, mętnym wzrokiem i przygarbioną sylwetką.

Sobotni poranek nie przyniósł niczego nowego. Wsłuchiwał się w szuranie własnych butów na posadzce, gdy maszerował w kierunku Wielkiej Sali, aż te nie ucichły wskutek nagłego zatrzymania się. Stał jak wryty sekundy, może minuty, z lekko rozchylonymi wargami obserwując scenę przed sobą, nim zdrowy rozsądek przemówił i skłonił go do schowania się w cieniu posągu. Kiedy ukradkiem wycofywał się, zdecydowany poszukać innej drogi, Hermiona i Ron wciąż byli złączeni leniwym pocałunkiem.

To sprawiło, że poczuł się jeszcze gorzej. Nie mógł zaprzeczyć własnej, pokaźnej wadzie wzroku, ale trzeba byłoby być ślepcem, by nie zauważyć czegoś kwitnącego między tą dwójką od właściwie samych początków ich znajomości. Ale już wtedy Harry był pewien, że kiedy zdecydują się pójść o krok dalej i zdejmą klapki z oczu, pozwalając sobie odkryć, że wzajemna niechęć była tak naprawdę uczuciem innym i znacznie cieplejszym, on będzie pierwszym, który się o tym dowie. Jako młody chłopiec wyobrażał sobie, jak im gratuluje, by potem nieustannie dopiekać. A gdy owe wyobrażenia w końcu zaczynały się ziszczać tuż przed jego nosem, on nawet nie zauważył. Kiedy wszystko się tak gwałtownie zmieniło?

Lecz świadomość, iż nie miał nawet prawa, by się o to złościć, okazała się jeszcze gorszą. Nie mógł powiedzieć nawet jednego słowa na ten temat, by nie stać się hipokrytą. Jego przyjaciele, którzy zawsze byli przy nim, nie mieli pojęcia o Malfoyu. I o ile pocałunek Rona i Hermiony jawił się niemal jako naturalna kolej rzeczy, coś, co musiało się wydarzyć, zwyczajna kwestia czasu, tak on i Draco byli zupełnie inną sprawą. Tak ważną, a jednak pozwolił, by nikt o tym nie wiedział. Pozwalał im wszystkim wierzyć, że jest przesiąknięty złem w takim samym stopniu co wzajemną nienawiścią do niego i mimo wszystkiego, do czego między nimi doszło, jego przyjaciele nie mieli o niczym pojęcia.

unknown pleasures ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz