13. godzina wspomnień

2.3K 247 85
                                    

        Dormitorium spowite było ciszą, przerywaną jedynie chrapliwymi oddechami śpiących gryfonów. Nie wiedział, która mogła być godzina, ale na niebie zamiast nieprzeniknionych ciemności rozświetlanych jedynie srebrzystym blaskiem księżyca zawisła mętna szarość. Dostrzegł pierwsze, nieśmiałe promienie słońca, które niedługo wzniesie się ponad drzewa i rozwieje blady świt, witając kolejny dzień. 

Przetarł zaspane oczy dłońmi, rozglądając się po pomieszczeniu zalanym gęstymi cieniami. Nawet bez okularów dostrzegł jakiś ruch po swojej prawej stronie i z zaskoczeniem zauważył, iż nie jest jedynym przytomnym o tak wczesnej porze.

Ron leżał na boku i wpatrywał się w niego spokojnie. 

—  Dlaczego nie śpisz? —  szepnął, nie chcąc zbudzić innych. Podniósł się do pozycji siedzącej i przesunął ręką po stoliku nocnym w poszukiwaniu okularów. Na niewiele mu się zdadzą, a jednak czuł się pewniej mając je na nosie. Tak wczesne pory nie leżały w naturze jego przyjaciela, który z trudem zwlekał się z łóżka na pierwsze zajęcia, toteż zaraz poczuł ukłucie zmartwienia. 

— O to samo mógłbym zapytać ciebie, stary — usłyszał nutę rozbawienia w głosie Weasleya, ale ta zaraz zniknęła, zastąpiona głębokim westchnięciem. —  Myślisz czasem o przyszłości?

Nie spodziewał się podobnego pytania. Uniósł wysoko brwi, nim poprosił przyjaciela o sprecyzowanie.

— Wiem, że chcesz zostać aurorem i to wszystko, ale chodzi mi o to, no wiesz, z kim. Co z Cho? Miałeś bzika na jej punkcie, a teraz... nie chcę się wtrącać, ja po prostu... — głos przyjaciela przeszedł w niewyraźne bełkotanie, a Harry przełknął ślinę. W głębi duszy żałował, że nie poszedł spać zanim jeszcze rudzielec zauważył jego pobudkę. Cały ten czas obiecywał sobie poukładać wszystkie sprawy w swoim życiu, łącznie z krukonką, ale do tej pory podświadomie tego unikał, odkładając w czasie tak długo, jak to możliwe.

— Nie wiem, Ron. Nie wydaje mi się, bym mógł kiedykolwiek jeszcze spojrzeć Cho w twarz i nie widzieć w niej śmierci Cedrika. To wszystko jest wciąż zbyt trudne i obawiam się, że zawsze będzie. —  Wydusił w końcu, zaskoczony szczerością własnych słów. Opadł na poduszki, wlepiając puste spojrzenie w sufit. Tak jak się spodziewał, wraz z dopuszczeniem do siebie owych myśli obudził się nigdy niewyleczony ból, ściskający za gardło i utrudniający oddychanie. Pamiętał błysk zielonego światła, euforyczne wrzaski wszędzie wokół, gdy on ściskał martwe, zimne ciało Cedrika i marzył, by to jego zamordowano z tak odrażającą pogardą. I choć nie mógł nic wówczas uczynić, nie mógł pozbyć się lepkiego poczucia winy, zatrważającego wstydu, za każdym razem, gdy widział kogoś mu bliskiego. 

Zacisnął powieki, czując wzbierające się pod nimi słone, gorące łzy. 

Nie, nie potrafił nawet przebywać blisko krukonki, mówić do niej tak, jak gdyby nie był świadkiem śmierci jej chłopaka. 

Pozostawała też kwestia tego, czy w ogóle tego chciał. Nie mógł zaprzeczyć swojemu szczeniackiemu zauroczeniu, ale przez ból, pot i krew zdążyło ono przeminąć, zapomniane w odmętach walki o przeżycie, własne i najbliższych. Jedynym uczuciem, jakie obecnie dawało o sobie znać w obecności Cho było poczucie winy. I choć Harry niewiele wiedział o miłości, wydawało mu się pewnym, że nie da się na nim zbudować poważnej, zdrowej relacji.

— Nie jesteś niczemu winny, Harry. Prześpijmy się jeszcze —  usłyszał ciepły głos przyjaciela i uśmiechnął się słabo, kiwając głową, pomimo absolutnej pewności, że nie będzie w stanie już zmrużyć oka.

Odczekał kilka minut, odwrócony do niego plecami, aż oddech Rona stał się miarowy, głęboki i spokojny. Mając pewność, że chłopak śpi, szybko wstał z łóżka, wziął trochę pergaminu, pióro oraz atrament i udał się do Pokoju Wspólnego, adresując list do profesor McGonagall. O tej porze potrafił sklecić jedynie kilka prostych słów, ale miał nadzieję, że to wystarczy. Wrócił po pelerynę niewidkę i ruszył do sowiarni, skupiony na szybkim dostarczeniu wiadomości.

unknown pleasures ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz