12. sztuka eliksirów

2.4K 271 130
                                    

Nie powinni marnować niewielkiej ilości czasu, jaka im przysługiwała, ale Harry nie potrafił zmusić się, by przerwać ciszę. Opierał głowę o ścianę i wsłuchiwał się w odgłos przewracanych kartek księgi czytanej przez bibliotekarkę, próbował zebrać myśli i przelać je w słowa, które nie zniszczą cienkiej, wrażliwej nici, jaka zdawała się ich połączyć. Czuł obecność ślizgona, kątem oka widział spiętą sylwetkę i podświadomie czekał na coś, cokolwiek, z jego strony, lecz to, co usłyszał, leżało daleko od tego, czego pozwoliłby sobie w najśmielszych wyobrażeniach się spodziewać.

— Potter? — mruknął niewyraźnie, dając mu znak, że słuchał. — Pokaż mi swoją bliznę.

Brunet zmarszczył brwi i otaksował wzrokiem bladą twarz przed sobą, doszukując się w niej jakichkolwiek oznak ironii i z jeszcze większą dezorientacją zobaczył tylko śmiertelną powagę. Przełknął ślinę, zastanawiając się, kiedy po raz ostatni usłyszał podobną prośbę. Na pierwszym roku nieustannie się z tym borykał, wtedy jeszcze tak nieświadomy swej roli w czarodziejskim świecie. Wówczas był zadowolony z uwagi i niemego podziwu w oczach rówieśników - a także nieco zakłopotany, ponieważ po jedenastu latach spędzonych wśród Dursleyów i ich nieustannego ignorowania całego jego jestestwa i wszystkiego z tym związanego, było to czymś zupełnie nowym. 

W końcu wzruszył ramionami i uniósł rękę, odgarniając niesforne, ciemne kosmyki. Przywykł do nietypowego znamienia na tyle, by niemal zapomnieć o jego istnieniu, aż do teraz. Chłodne tęczówki Malfoya badały bliznę, rozbłyskując czymś podobnym do fascynacji. Harry ani drgnął, gdy obserwował jak chłopak niemal nieświadomie wyciągnął rękę i przyłożył chłodne palce do jego czoła. Na nowo poczuł w tym miejscu dziwne uczucie, choć dalekie od bólu, jakiego doświadczał za sprawą Voldemorta. Skórę pokryła mu gęsia skórka i był nieco zakłopotany, ale odczekał długie sekundy, nim dłoń blondyna po raz ostatni prześledziła kontur blizny i ukryła się na powrót w połach ślizgońskiej szaty. Mrowienie pozostawione tym delikatnym, badawczym dotykiem wciąż było odczuwalne, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać.

— Sporo rzeczy się zmieniło od Bitwy. — Wzrok Draco pozostawał nieco nieobecny, utkwiony w miejscu, gdzie przed chwilą ukazała się błyskawica, aż nie przeniósł się prosto na oczy Harry'ego. — Być może to nasz czas na zabliźnienie starych ran, Potter.

Gryfon potrzebował kilku dłuższych chwil na przetrawienie tych słów. Musiałby puścić w niepamięć wszystkie lata obelg, rzeczy zbyt okropnych, by potrafił je wspominać i wszystkie problemy wiążące się ze ślizgonem. Skazałby się na dni, może tygodnie, tłumaczeń swojej decyzji przed Hermioną i Ronem, którzy nie potrafiliby tego tak szybko zrozumieć. Borykałby się z tym chłodnym obyciem i zastanawiał, ile z zachowania Malfoya jest nim, a nie kolejną maską przyodziewaną w zależności od okoliczności.

I jednocześnie wiedział, że zrobił to już dawno. W obliczu wszystkiego, co przeszedł Malfoy nigdy nie wydawał mu się prawdziwym złem, ale wzajemna niechęć zdążyła się zakorzenić i aż do tej pory nie miał powodów, by to zmieniać.

Teraz jednak Harry był zmęczony walką ze samym sobą, rozsądkiem zagłuszającym pragnące spokoju serce. 

Kiwnął głową, pozwalając swoim wargom na rozciągnięcie się w uśmiechu. Uciszył wszelkie myśli, rozrywające jego głowę od środka i plączące się w chaotycznej gonitwie, zignorował troski i ostrzegawcze głosy, stłumił dziwne, przyjemne ciepło rozlewające się po wnętrznościach, aż została tylko ich dwójka w cichych kątach biblioteki.

Nie chciał jeszcze myśleć, że wszystko zaczyna się układać, ale gdzieś w środku gnieździło się w nim przekonanie, iż do tego dąży. Jak mógłby nie mieć pozytywnego nastawienia, po tym jak Malfoy prawie zaoferował mu sojusz? Jeszcze kilka lat wydawałoby mu się to niemożliwe. A skoro potrafił dokonać czegoś tak nieosiągalnego, czym była wobec tego grupa pozbawionych przywódcy, obłąkanych Śmierciożerców? Cóż, wciąż ogromnym zagrożeniem, ale potrzebował chwili naiwnego upojenia, uśmiechu pozbawionego widma wyrzutów sumienia i strachu.

unknown pleasures ; drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz