41. Naprawdę tego chcę

6.5K 472 53
                                    


Harry

__________

Bycie rodzicem cudownego chłopca było wspaniałe, tak samo jak bycie partnerem najukochańszego mężczyzny na Ziemi. Kochałem swoją małą rodzinkę. Byłem z nich dumny. Nie narzekałem na dotychczasowe życie. Pomimo tego, czegoś mi brakowało i może nie czegoś, a kogoś. Zawsze marzyłem o dużej rodzinie, ale zawsze wstydziłem się powiedzieć o tym Louisowi. Bałem się zaczynać ten temat.

Leżałem w łóżku, a Louis brał kąpiel w łazience. Chciałem wziąć ją wraz z nim, ale  powiedział, że potrzebuje czasu dla siebie. Nie naciskałem, a uszanowałem jego zdanie. Will już od dwóch godzin smacznie sobie spał. Ja sam rozmyślałem nad jutrzejszym spotkaniem z przedstawicielami innych firm. W głowie układałem sobie możliwy przebieg rozmów. Minęła już godzina, kiedy Louis wszedł do łazienki. Zacząłem się martwić, że coś mogło mu się stać. Gdy zapukałem do drzwi, powiedział, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i mam się nie martwić i wracać do łóżka. Tak też zrobiłem. Kiedy w końcu wrócił do sypialni uderzył we mnie słodki zapach  i wcale nie był to płyn do kąpieli czy szampon. Wyraźnie wyczuwałem gorączkę.

- Umm... Lou? - zacząłem, poprawiając się na swojej poduszce. - Czy ty...

Przerwałem w połowie, spoglądając na swoją Omegę. Louis miał na sobie jedynie mój za duży t-shirt, który zwykł pożyczać sobie z szafy. Bez słowa podszedł do drzwi sypialni i zamknął je, aby nikt nie mógł wejść. Przełknąłem ciężko ślinę i oblizałem swoje suche usta. Zabrakło mi słów.

- Dostałem gorączki  - odezwał się w końcu szatyn, podchodząc do mnie.

Widziałem, jak próbował wyglądać na pewnego siebie, ale wiedziałem, że wgłębi siebie był nieśmiały. Każde wypowiadane słowo było ciche. Usiadł obok mnie, spoglądając mi  w oczy.

- Jesteśmy ze sobą już sporo czasu... - kontynuował. - Pomyślałem... Czy  ty myślałeś kiedyś o tym, abyśmy mieli drugie dziecko?

- Tak! - zawołałem odrobinę za głośno, niż zamierzałem. - Cholera, oczywiście, że tak!

Zerwałem się z łóżka, chwytając z wyczuciem dłonie Omegi. Policzki Louisa pokryły się rumieńcem. Wyglądał bardzo uroczo. Jedną z dłoni sięgnąłem do jego policzka. Kciukiem potarłem skórę pod jego okiem, po chwili składając tam delikatny pocałunek.

- Ja myślę, że jestem gotowy - powiedział, po raz kolejny odnajdując moje tęczówki. - Chciałbym mieć z tobą dziecko, więcej dzieci. Naprawdę tego chcę.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwy - powiedziałem, przytulając go do siebie.

Pokój coraz bardziej wypełniał się słodkim zapachem Omegi w gorączce. Czułem rosnące podniecenie. Czekałem na tą chwilę już dość długo. Nie zamierzałem tracić więc czasu. Zająłem się Louisem najlepiej jak potrafiłem. Uprawialiśmy miłość do samego rana z małymi przerwami na odpoczynek. Louis był ciągle napalony, a ja starałem się jak najlepiej sprostać jego oczekiwaniom. Nie mogliśmy być też zbyt głośni, gdyż kilka metrów dalej, w swoim pokoju spał nasz syn. Całe szczęście, że się nie obudził, a spał do późnego południa. Wyjątkowo pozwoliliśmy mu na to. Sami byliśmy wyczerpani.

Gdy Louis zasnął, sam szybko doprowadziłem się do porządku i ubrałem. Zrobiłem śniadanie dla swoich dwóch ukochanych wilczków. William szybko pochłonął naleśniki, jak zwykle przesadzając z bitą śmietaną. Odprowadziłem go do Paynów, gdzie przez cały dzień aż do późnej nocy bawił się z Zackiem. Ja ten czas spędziłem przy swoim mężu. Dbałem o to, aby coś zjadł i dużo pił. Nie pojawiłem się w pracy ani tego dnia, ani następnego. Spotkania mogły poczekać.

Już po dwóch tygodniach dowiedzieliśmy się, że po raz kolejny zostaniemy rodzicami, że spodziewamy się dziecka.  Nasza radość była przeogromna. Byliśmy tacy szczęśliwi. Wspólnie wytłumaczyliśmy Williamowi, że niedługo do naszej rodziny dołączy jego braciszek lub siostrzyczka. Maluchowi bardzo spodobała się ta wiadomość. W swoim pokoiku zaczął rozdzielać zabawki, chcąc połowę oddać jeszcze nienarodzonemu dzidziusiowi. To było urocze.

- Myślisz, że to będzie dziewczynka? - zapytałem, gładząc skórę płaskiego brzucha mężczyzny.

- Nie wiem, skarbie - odpowiedział łagodnie, po chwili się śmiejąc. - Wiesz przecież, że jeszcze za wcześnie na to, aby cokolwiek poczuć. Mój brzuch ani trochę nie urósł, a przynajmniej nie przez dzidziusia.

Obejmowałem szatyna ramionami, a ten odchylił głowę do tyłu i wtulił się we mnie. Znajdowaliśmy się w kuchni. Louis zajmował się gotowaniem, a ja mu jak zwykle w tym przeszkadzałem. Wiadomość o naszym dziecku ani na trochę nie zmniejszyła mojego entuzjazmu. Całymi dniami chodziłem zadowolony.

Nasi przyjaciele dowiedzieli się o tym od Willa. Maluch jako pierwszy pochwalił się, że będzie starszym bratem.  Wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na małego członka rodziny. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy w jak poważnym błędzie jesteśmy.

Sweet but not mine ~Larry A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz