24.

5K 139 7
                                    

Nie chciałam wracać, ani do domku nad jeziorem, ani do domu Dylana. Chciałam wrócić do swojego domu.

Nie pewnie weszłam przez taras do domu. Potem, po rozglądnięciu się, pobiegłam w stronę schodów prowadzących na górę. Otworzyłam drzwi, po czym podbiegłam do szuflady, w której miałam ciuchy. Ten dom po ciemku wydawał się jeszcze bardziej większy, a co za tym szło, przerażający. Spakowałam rzeczy do torby i upewniając się, że mam wszystko wstałam zamykając już pustą szufladę. Podeszłam jeszcze do szafeczki obok biurka, aby zabrać mój leżący tam zegarek i kilka innych pierduł.
Wychodząc z pokoju odwróciłam się jeszcze raz, upewniając się, że nic mi z głowy nie wypadło.
Pewna już, że mam wszystko zaczęłam zmierzać do wyjścia, ale prawie uderzyłam sie ręka w twarz, zapominając o najważniejszym.
Wchodząc do łazienki zapaliłam latarkę, bo tam nie było okna, które w jakimś stopniu mogłoby oświetlać pomieszczenie. Weszłam głębiej świecąc po każdym zakątku, upewniając się że nie ma tu nikogo.
Przeszukałam wszystkie pudełka, które tam były. Byłam pewna, że tutaj właśnie to zostawiłam.
-Tego szukasz? - przysięgam, ledwo co nie zeszłam na zawał, gdy usłyszałam głos za mną. A najlepsze jest to, że były tego dwa powody. Jeden, nie spodziewałam się tu kurwa nikogo, a drugi, że to był głos który najbardziej w świecie mnie przerażał. Odwróciłam się powoli w jego stronę i spojrzałam na jego postać. Nie widziałam zbyt dużo, bo nie dość że panująca tam ciemność nie była mi na rękę, to mój telefon wypadł mi z ręki, gdy tylko go usłyszałam.
-Czego chcesz? - starałam się brzmieć pewnie, chodź czułam, że w środku drżałam ze strachu.
-Pytam, czy tego szukasz? - co oni mają do powtarzania i upierania się na opowiedz tych pytań, matko. Gdzieś w odbiciu latarki z mojego telefonu, zobaczyłam jak coś odbija mu się w dłoni.
-Zdaje się, że tak. - nie byłam pewna, dalej wpatrując się w jego rękę, żeby zobaczyć więcej szczegółów niż odbicie się światła. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się jasno, co przez chwile mnie oślepiło wiec zamknęłam oczy. Po chwili jednak je otworzyłam, starając się przystosować do światła moje oczy, przez które jak na razie nic nie widziałam. Usłyszałam lekkie parsknięcie śmiechem chłopaka, który stał kilka metrów przede mną, w drzwiach od wyjścia. Super, nawet nie miałam jak uciec.
Po chwili przyzwyczaiłam się już do światła i stanęłam normalnie, opuszczając uniesione wcześniej ręce do zakrycia oświetlenia. Spojrzałam to na czarnego, wysokiego chłopaka, to na mój cenny naszyjnik, który dostałam od mamy na 15 urodziny, chwile przed jej śmiercią. Był on dla mnie cholernie ważny i choćby nie wiem co, musiałam go odzyskać. To była jedyna rzecz, która mi po niej pozostała.
-Oddaj. - powiedziałam spokojnie, patrząc bacznie na jego rękę.
-Najpierw. - wziął naszyjnik i wrzucił go do kieszeni bluzy. Dopóki nie straciłam go z oczu, podążałam wzrokiem za nim. Dopiero później uniosłam wyżej powieki, alby przyjrzeć się osobie, która zabrała moją własność. Chłopak który stał przede mną obserwował mnie z ciekawością, unosząc jedną brew do góry.
Muszę przyznać, że jest on przystojny. Ma czarne, dosyć długie włosy, bladą karnację i również bardzo ciemne, nawet nie wiem czy nie czarne oczy. Był wysoki, miał może metr dziewięćdziesiąt. Wysportowany, ubrany nie inaczej niż na czarno. Mimo wszystkiego, nienawidziłam tego człowieka. - Chce żebyś ze mną pojechała.
Zamarłam. Chce, żebym wsiadła z nim do samochodu? Co jak co, ale nie wejdę z mordercą do wozu, gdy pewnie nie powie mi nawet, gdzie jedziemy albo tym bardziej, po co. Nawet jeśli by powiedział, dlaczego miałabym mu ufać?
-Naprawdę myślisz, że to zrobie? - spojrzałam na niego pytająco, nie czując o dziwo jakiegoś większego strachu - po tym wszystkim, co zrobiłeś? Co powiedziałeś? Matt, nie oszukujmy się. - podeszłam do niego bliżej - nie jestem na tyle głupia, żeby wejść z tobą do jednego samochodu, a tym bardziej gdzieś z tobą pojechać. Nie chcę, żebyśmy wchodzili sobie w drogę. Między mną, a Dylanem nie ma nic, wiec możesz sobie mnie odpuścić. A teraz cię przepraszam, ale chce iść w końcu do domu. - byłam już prawie między nim, a ścianą, co tworzyło lekką wyrwę, przez którą mogłam się przecisnąć aby przejść do korytarzu. Jednak chyba zbyt się przeliczyłam, że przepuści mnie sam Matt.. tak właściwie, jak on ma na nazwisko? Dylan nie wspominał nigdy, jakie ma nazwisko, ani ile ma właściwie lat. Wiem o nim jedynie tyle, że ma siostrę i że jest mordercą i sadystą, ale to w zupełności wystarcza, abym się zniechęciła do czegokolwiek związanego z tym człowiekiem. Przesunął się w bliżej ściany, uniemożliwiając mi przejście, przez co się od niego odbiłam i teraz byłam może jedynie 10 centymetrów od niego.
-Kochanie, - przewróciłam oczami na jego słowo - wiem, że ci zależy na tym łańcuszku. Prędzej czy później po niego wrócisz. - nachylił się do mnie. Chryste, przysięgam że czasem nienawidzę mojego wzrostu! Nasze oczy niemal się zderzyły. Miał naprawdę oczy czarne, niczym smoła. Były puste, widziałam w nich jedynie swoją twarz, która nawet w tak kiepskim odbiciu wyglądała okropnie przez spuchnięte oczy rozmazany tusz. - I proszę cię, nie wierz w każde słowo Dylanowi, on koloryzuje większość rzeczy. Pewnie połowa z tego co ci powiedział, nie była prawdą. Nie ja tu jestem psychopatą, a tym bardziej mordercą. Uważaj na siebie słońce i jakby co, wiesz gdzie mnie znaleźć. -
Po tych słowach puścił mi oczko, odwrócił się i poszedł. Dopiero po trzaśnięciu drzwi wyjściowych domu, wypuściłam powietrze z ust, które naprawdę nieświadomie trzymałam. Pomrugałam kilka razy oczami, aby przyswoić informacje, które właśnie usłyszałam. Jak to nie jest mordercą? Co miał na myśli? Że nie z własnych rąk zabił Melanie? Gdzie miałabym go do cholery znaleźć? Przeszły mnie ciarki po całym ciele. Jedno mnie jedynie cieszyło i satysfakcjonowało. Jednak nie był na tyle sprytny, żeby ogarnąć, że jak się od niego odbiłam zabrałam mu łańcuszek z kieszeni. Trzymałam go cały czas w zaciśniętej dłoni, a dopiero teraz otworzyłam dłoń patrząc na leżącą tam biżuterię. Jednak, nie była ona jedyną rzeczą, którą trzymałam w ręku. Miałam tam jeszcze małą, lekko zgniecioną karteczkę. Drugą drżącą ręką wzięłam ją i otworzyłam patrząc co jest tam ukazane.
Park All przy głównej alejce na lewo. 23:00. Lepiej bądź.
Przysięgam, że mało co nogi nie ugięły mi się w kolanach. Spojrzałam na zegarek, który miałam na ręku. 21:56. Włożyłam łańcuszek do jednej z kieszonek torby, którą cały czas miałam na ramieniu, po czym szybko wyszłam z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Przez drogę do domu przewijało mi się po głowie tylko jedno pytanie.
To nie było do mnie, prawda?

Pozdrawiam Blondyna!❤️

Nienawidzę cię, kochanie || ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz