Rozdział 7

134 18 8
                                    

Horacy usiadł i długo rozmyślał. Halt właśnie pakował torby jakieś kilka metrów dalej, zachowując całkowite milczenie.

- Halt! Mam złe przeczucia - wyrzucił z siebie kompletnie zamyślony.

Halt był cichy i zajęty zwijaniem obozu, przy okazji wściekły na młodego rycerza za to, że marnuje bezcenny czas na bezczyn. Oczywiście, niechętnie myślał o zbesztaniu towarzysza, nawet jeśli marnował cenny czas, ponieważ był to jedyny sposób, aby skończyć jakoś z własnymi obawami. Dlatego nie powiedział ani jednego słowa pocieszenia czy otuchy.

Horacy cały czas patrzył na to, co robi Halt i podjął przerywaną rozmowę jakby nic się nie stało.

- Mówiąc ściślej jest to sytuacja, w której ,,nie możesz" z tym żyć.

Halt odwrócił się w stronę młodego rycerza i zamarł w bezruchu. Jednakże jego oblicze pozostało nieprzeniknione. Horacy pomyślał, iż to tylko wzburzenie z powodu jego bezczynności. W końcu obaj martwili się o Willa.

Horacy westchnął, machnął ręką. Potem podniósł się i niechcący wpadł na stojącego obok mężczyznę w zwiadowczym płaszczu, którego wcześniej nie spostrzegł.

- Niech to szlag! - wrzasnął rycerz.

Gilan uśmiechnął się. Nawet pomimo drobnego wypadku i bólu zmiażdżonej nogi przez barczystego przyjaciela, zachowywał się absolutnie normalnie.

- Gilan, co ty tutaj robisz? Jak nas znalazłeś? - zapytał poważnie Halt, podchodząc do byłego ucznia.

Gilan wzruszył obojętnie ramionami, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Nie chciałem was nękać w Redmont. A nie mogłem też po prostu stać w ukryciu i się patrzeć jak marnujecie czas na szukanie śladów, skoro życie Willa może być zagrożone. Jestem tu tylko i wyłącznie z tego jednego konkretnego powodu.

- Ale mimo wszystko mogłeś uprzedzić. Wiesz co by się stało, gdybym cię zmiażdżył, tylko dlatego, że stanąłeś na mojej drodze? - odezwał się Horacy niepocieszony. Nie chciał uczynić krzywdy Gilanowi.

- Odniosłem wrażenie spokojnej, skupionej siły - odparł Gilan z uśmiechem, gdyż każdy z nich wiedział, iż Horacy w obecnej sytuacji z pewnością nie był spokojny ani skupiony. Był wewnętrznie rozdzielony pomiędzy tym, co działo się obecnie, a tym gdzie mógł podziwiać się Will i czy jego życie było zagrożone.

Wtem głos w dyskusji przejął starszy zwiadowca, zostawiając torby i zbliżając się do dwójki młodszych towarzyszy. Gilan wiedział już, że nie uniknie składania wyjaśnień dlaczego opuścił własne lenno, gdyż to mogło pociągnąć za sobą pewien rodzaj kary, gdyby powód okazał się niewystarczający.

- Otwiera to kolejną ciekawą kwestię - zaczął Halt, unosząc groźnie palec wskazujący. - Nie jest szczególnie groźna, ale kłopotliwa. Kto opiekuje się Norgate, kiedy ty odbywasz sobie wycieczkę naszym śladem?

- Kilka tygodni temu poprosiłem Herona, który jakiś czas temu zakończył aktywną działalność w korpusie, aby pomógł mi w pewnej sprawie. Zgodził się popilnować Norgate pod moją nieobecność. Poza tym obawiam, że teraz wszyscy zmierzamy właśnie tam.

Horacy spojrzał ze zdziwieniem na Halta, zaś Halt milczał, wpatrując się w byłego ucznia. Gilan kontynuował niespeszony.

- Ciszę się, że nie musiałem was szukać. Od początku byłem w pobliżu, gdyż znacznie wcześniej wielokrotnie kontaktowałem się z Willem. I wiem jaki potrafi być Zack.

Halt i Horacy popatrzyli po sobie. Co Gilan mógł o tym wiedzieć? Co jeszcze przed nimi ukrywał?

- Mogłeś znaczenie prędzej szukać śladów Willa. Poza tym, dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - odezwał się Halt ponurym głosem, jednak całym sobą niedowierzał temu, co właśnie usłyszał.

- Opowiem ci o tym, jak znalazłem kogoś innego. Może dzięki temu coś zrozumiesz.

Siwobrody zwiadowca pokręcił głową.

- Jasne. To mi się nawet podoba. A zatem opowiadaj zamiast się tylko szczerzyć jak sroka na gnaty.

- A więc tak, zebrałem trochę informacji...

- Co masz na myśli, mówiąc ,,zebrałem trochę informacji"? - zapytał Halt, unosząc brew i krzyżując ręce na piersi. Doskonale pamiętał jak on sam jakiś czas temu przeglądał akta sprawy Zacka. Dlatego sam mógłby pokusić się o postawienie pewnej tezy, która wydawała by się brzmieć całkiem rozsądnie. Jednak każde słowa zasługiwały na rozważenie.

- Kiedy obserwowałem tego chłopaka, nie miałem absolutnej pewności, że to on. Ale robiłem to tyle razy i tyle razy to weryfikowałem, że zaczynam temu ufać.

Halt nie był do końca przekonany, że to możliwe, ale fakt pozostał faktem.

- Chciałbym teraz porozmawiać o tym jak się czujesz w związku z tym wszystkim.

- Pozwól mi dokończyć. Chodzi o to, że musimy odwiedzić pewną wiedźmę z Norgate. Uwierzcie, może to dziwnie zabrzmieć, ale wiem co robię. Nie jestem tu bez powodu. Jestem tu ze względu na misję, którą mam do wykonania, ale chce też znaleźć Willa. Nie interesuje się niczym innym. Po części czuję się winny całej sytuacji. To znaczy, że właśnie jadę Willowi na pomoc, bo w obecnej sytuacji nie mogę sobie poradzić sam ze sobą - powiedział ponaglony przez byłego mistrza.

- Właśnie. To naprawdę przerażające, kiedy pomyślę, że taki szaleniec może zrobić coś Willowi, a ja nic nie mogę na to poradzić. Od początku tak mówiłem.

- Poza tym misja nad którą obecnie pracuje tego wymaga.

- Co to za misja - zapytał złowrogim głosem Halt. Horace'a przeszedł dreszcz.

Gilan objął Halta i Horace'a za szyję i nakazał im zmniejszyć dystans. Sam wyciszył głos do pół szeptu, robiąc z tego co wiedział wielką tajemnicę.

- Wiedziałem, że zwiadowca nie może opuszczać lenna, ale jak już mówiłem, to ma związek z misją która rozpoczęła się w Norgate. Zack i jego grupa do której należy ma na swoim koncie poważne przestępstwa.

- Ponieważ większość podróży do odległych miejsc lata zajmuje co najmniej kilka dni. Najkrótszy czas, w którym możesz dostać się w dowolne miejsce oddalone o kilkadziesiąt kilometrów wynosi prawie jeden dzień wędrówki. Takie fakty znajdują się w zbiorowej nieświadomości. Lecz co by się stało, gdybym wam opowiedział o ludziach, który potrafią przenosić swoje ciała na odległość tysięcy kilometrów w kilka zaledwie sekund?

Młody rycerz odsunął się od Gilana i spojrzał na niego jakby właśnie powiedział coś, co nazwanie niemożliwym było by tylko łagodną formą nazwania tego, co było skrajnie niemożliwe.

Gilan uśmiechnął się na ten akt niedowierzania i taki akt zapewne wymagał stosownego komentarza, jednak wolał kontynuować swój emocjonalny monolog.

- Wasze umysł przeszukałby swoje banki pamięci, jednak bez rezultatu, w związku, z czym moglibyście, pomyśleć, że to niemożliwe. Potem być może przejrzeli byście wszystkie dostępne informacje z istniejących książek i doszlibyście do wniosku...

- Że takie wyczyny są nieosiągalne - dokończył Halt, słuchając uważnie swego byłego ucznia. Nie mógł pojąć do czego Gilan zmierza.

- Cała wiedza i myśl jest wytworem tej samej zbiorowej nieświadomości, zaś fakt, że ludzi w całym królestwie nie wyobraża sobie człowieka pokonującego kilka tysięcy kilometrów w parę sekund, czyni to niemożliwym. Jednak ludzie w całym królestwie są w błędzie.

- Gilan, powiesz wreszcie co nam przez cały ten czas sugerujesz? - zagadnął Halt, gdy gniew zaczął tlić się w jego umyśle.

Gilan uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Istnieje taki wymiar, tu w Araluenie, w którym podobny wyczyn jest możliwy, i żyje dziś pewna grupa ludzi, którzy wiedzą o tym wymiarze i korzystają z niego. Jest to kwestia energii, którą się żywią oraz przestępstw. Ich zdolność czynienia takich cudów jest całkowicie uzależniona od tego, jak łatwo i szybko potrafią wyrwać się z objęć zbiorowej nieświadomości, aby manipulować całą resztą, która tego nie potrafi. A tym, co ich powstrzymuje, jest właśnie przywiązanie do istniejących na świecie wzorców przekonań. Dlatego żyją w konflikcie z prawem. Należy ich odnaleźć i ukarać.

Zmartwychwstanie Zwiadowcy (tom III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz