Rozdział 21

107 13 23
                                    

Zack nie zabił Willa, pomimo swojej wcześniejszej chęci i złożonej obietnicy. Jednakże wpadł w taką furię, że trudno mu było nawet zaczerpnąć powietrza w płuca.

Młody Kosiarz Umysłów z ostatnimi resztkami cierpliwości, przy użyciu siły odprowadził Willa do ciemnej celi, trzymając go w niej pod kluczem. Jednakże to jeszcze nie znaczyło, że Zack zapomniał o tym, co się stało, ponieważ zawsze pamiętał zadane mu krzywdy. Wszystko. Tym bardziej to, co uczynił Will. Bo jakby miał przekreślić to, co najpewniej przysporzyło mu największego upokorzenia? A Zack w tej całej relacji nie stworzył niczego, co miałoby zniszczyć to miłe uczucie istniejące pomiędzy nim, a młodym zwiadowcą. Tak właśnie zapatrywał się na to chłopak w czerni.

Zaś nadzieja zwiadowcy z powodu zaistniałego incydentu z nagła ulotniła się niczym sen po raptownym przebudzeniu. Z gruzów zburzonego muru wiary, trudno było cokolwiek jeszcze odbudować.

Dlatego Zack gotowy był nie tylko obwiniać Willa o zniszczenie ich przyjaźni. Zdecydowany był zabić młodego zwiadowcę, jednakże nie zrobił tego. Czy to oznaczało, że mu wybaczył? Nie. Tylko profesja wampira energetycznego mogła pokonać jego obrzydzenie do postępku Willa. Tylko profesja i lojalność do tego, co młodzieniec z Redmont miał do mu zaoferowania.

Jeszcze tej samej nocy inny, tajemniczy mężczyzna w czerni przyszedł do niego i odpędził od niego wszelkie wątpliwości i strachy. Will nie bardzo rozumiał w jakiej znalazł się sytuacji, gdy przybysz mówił, że nie jest bazpieczny i że powinien zniknąć z bezimiennej twierdzy.

Will siedział na pryczy i widział ciemność, wsłuchując się uważnie w każde słowo. Ale tylko przez chwilę. Zanim zdążył się rozbudzić, usłyszał drżący głos śmiałego pobratymca Kosiarzy i ciche szamotanie oraz pocieranie sztywnego materiału o materiał.

- Zack sprzeciwił się mojej woli - rzekł tajemniczy mężczyzna z kamiennym wyrazem twarzy, stojąc w najgłębszym cieniu. Nie miał za złe Willowi niczego co miało związek z ostatnim zachowaniem chłopaka i sytuacją, do której doprowadził. - Nie zabiję go. Ale on w całym moim życiu zawiódł mnie chyba najbardziej. Teraz śpi. Chyba jeszcze nie umarł - dodał po stoicku, niemal z obrzydzeniem.

- Czy zrobiłeś mu coś złego? - Will wyprodukował kwaśną minę. Nie nienawidził Zacka. Nawet go rozumiał. Lecz zrozumienie jego zachowania i działań jako Kosiarz Umysłów nie mogło się równać z przyjaźnią, którą kiedyś do niego czuł.

- Nic. Po prostu wiem już, że nie mogę mu ufać. Zresztą nie tylko jemu.

Tajemniczy wybawiciel otworzył drzwi celi, zapowiadając odejście ich obojga z warowni, w której bez wątpienia byli przetrzymywani. Will jednak zatrzymał się przed wyjściem jeszcze na kilka sekund, zadając mężczyźnie decydujące pytanie. Tajemniczy Kosiarz Umysłów zamyślił się w gniewie, lecz odpowiedział.

- Zack. Przynajmniej będziemy mieli z nim spokój na jakiś czas.

- Widziałem go doskonale - zaprotestował zaskoczony. - Wyglądał jak szaleniec.

Mężczyzna odchylił kaptur. Zamknął powoli powieki, gdy wyraz twarzy mu złagodniał.

- Nie zaprzątaj sobie tym głowy.

Kosiarz Umysłów zamilkł i odszedł, nie spoglądając nawet na ciało śpiącego Zacka, który stróżował przy izbie. W obecnym czasie za bardzo nim pogardzał, aby i jemu wybaczyć grzechy pozostałych członków tej małej organizacji. Nie był pewny, czy w ogóle kiedykolwiek puści w niepamięć wybryki kompanów.

- Wkrótce Zack i inni Kosiarze Umysłów o wszystkim się dowiedzą - kontynuował mężczyzna, prowadząc po kryjomu zwiadowcę przez zdradliwe korytarze. - Żałuję tylko, że nie mam tyle siły, aby w pojedynkę wywołać wojnę z tymi niewdzięcznymi zwyrodnialcami.

Młody zwiadowca pomyślał, że mężczyzna w czerni ukrywa przed nim jakąś ważną informację. Jednakże swoje obawy skrzętnie przemilczał. To, czego najbardziej pragnął wiązało się z opuszczeniem przeklętej warowni.

- Co się właściwie stało? - Will chciał, aby jego głos brzmiał bardziej hałaśliwie z niż tylko szept, który wydobył się z jego suchego gardła.

- Ty nie musisz się niczym martwić. Pomogę ci.

- To dlatego nagle wszystkie korytarze opustoszały, prawda? - mówił zaspany, pocierając oczy. - Nie chodzi tylko i wyłącznie o mnie.

Mężczyzna nie odpowiedział, ale Will znał już odpowiedź. Domyślił się.

- Ja albo zrezygnuję z tej całej zabawy albo przyjedę jak tu się trochę uspokoi - powiedział jego wybawiciel.

Gdy już wyszli z kwater, zwiadowca zadziwił się jak mistrzowsko wyjście zostało zatajone przed Żywicielami. Może dlatego, że gdy opuściło się labirynty korytarzy i wewnętrzny dziedziniec, nie było trudno przekraść się do stajni na tyłach budynku przy murze najmniej oddalonego od bramy powroźniczej. Will z trudem uniknął potknięcia się o nieprzewidywalne zakrzywienia w posadzce. Jednak wieloletnie doświadczenia w wieczornym przemieszczaniu się po nierównych terenach pomogło obejść się bez zbędnych urazów. Tym bardziej, że tajemniczy mężczyzna w czerni nadawał szybkie tempo, a wokół było ciemno.

Jednakże niebo na wschodzie przybierało już kolor rumianych policzków, gdy puścili się pędem przed siebie, tam gdzie widzieli rozległe lasy.

Gdy po jakimś czasie Will obejrzał się za siebie, aby ostatni raz popatrzeć na bezimienną twierdzę, już jej nie było. Skryta była za ścianami drzew. Ale przed sobą wciąż widział jego wyprostowaną sylwetkę tajemniczego wybawiciela, który kusił go swoją mową. Wiedział też, że mężczyzna na długo zostanie jego w pamięci. Mimo, że ich nieoceniona współpraca jeszcze się nie zakończyła.

A opuszczenie twierdzy było tak samo niewiarygodne jak udanie się na skraj urwiska, wykroczenie poza nie i stanięcie w powietrzu obok jego brzegu.

Oto obiecany rozdział. Stosunkowo raczej krótki, ale już wiadomo dlaczego. Poza tym rozdziały są wstawiane codziennie.;)

Zmartwychwstanie Zwiadowcy (tom III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz