Rozdział 1

367 24 6
                                    

- Horace, co ty robisz!? - zawołała Alyss, przekraczając próg komnaty. Wchodząc, omal nie potknęła się o własną sukienkę.

Rycerz był zdruzgotany wiadomością, którą przekazała mu przyjaciółka. Minęła godzina zanim zdołał otrząsnąć się z pod panowania udręki. Wszyscy w sali byli poruszeni rzekomą śmiercią młodego zwiadowcy, jednak Horacy wierzył, że prawda jest inna. Will nie mógł umrzeć, dlatego siedział teraz przy skrzyni i wyciągał z niej swoje rzeczy, wciskając je brutalnie do jednego worka.

- Pakuję się i wyjeżdżam - odpowiedział urażony, nie oglądając się za siebie.

- Zack jest niebezpieczny! Jeśli ma sojuszników, mogą zrobić ci krzywdę. - Kurierka stała na środku izby, wstrząsając rękoma. Jej oczy zrobiły się wilgotne. Zbierało jej się na płacz. Wystarczał jej widok krwi i nagłe zniknięcie ukochanego. Wtedy zakryła twarz dłońmi i zaczęła szlochać. Zapominając o całym szkoleniu, pozwoliła aby łzy śmiało spływały jej po policzku. - Miałeś pomóc Willowi.

- Miałem, ale wtedy przynajmniej mój pobyt tutaj miał jakiś sens. - Horace mówił donośnym i gniewnym głosem.

- A co z Evanlyn? - zagadnęła przerażona. - Ona jest w ciąży. Jak się dowie, że coś ci się stało...

Horace nie odpowiedział. Zapinał tylko jakieś torby i wiązał w pośpiechu kilka sznurków. Pokręcił głową, a jego gniew nie żelżał ani na moment.

- Jeśli tutaj zostanę, zbiję każdego, kto nie wsparł Willa, więc pozwól mi wyjechać. Poza tym obiecałem, że mu pomogę. Już podjąłem decyzję. Wyjeżdżam. I już tu nie wrócę. Chyba, że z Willem. Nic mnie tu nie trzyma.

Alyss obawiała się najgorszego. Poza tym nigdy nie widziała swojego przyjaciela tak wzburzonego. Ona też martwiła się o Willa, ponieważ go kochała, ale Horace...

- Bądź ostrożny. Uważaj na siebie. Nie w wystawiaj się na niebezpieczeństwo. I znajdź go.  - Alyss cofnęła się do wyjścia i przycisnęła dłonie do piersi, podczas gdy Horace wciąż pochylony, pakował swoje rzeczy.

- To przeze mnie Will wpakował się w kłopoty. Gdybym ja posłużył mu ramieniem jak na brata przystało, nie zaangażował by się w tą całą przyjaźń z tym całym Zackiem. Ja zawiodłem. I ja go odnajdę. Will nie umarł.

Alyss rozpaczliwie biła się z myślami. W kółko powtarzała w głowie słowa, które przy odrobinie odwagi mogłaby wypowiedzieć na głos i w ten sposób położyć kres temu, co jej ciążyło.

Mylisz się... mylisz się... To nie twoja wina, że Will...

- Jadę z tobą - zaoferowała drżącym głosem.

Horace nie czekał z odpowiedzią. Postanowił być stanowczy. Nie robił tego tylko i wyłącznie dla Willa. Alyss była jego przyjaciółką. Traktował ją jak siostrę. Jak mógł narażać ją na niebezpieczeństwo?

- Nie ma mowy. To wykluczone. Poza tym, sama mówiłaś, że Zack jest niebezpieczny. Jadę sam.

Alyss złożyła ręce jak do modlitwy w geście błagania, ale milczała, gdyż żadne słowo nie mogło przejść jej przez gardło.

- Alyss, jesteś mi potrzebna gdzie indziej. Jedź do Araluenu. Zaopiekuj się Cassandrą. Nieś jej otuchę. A i ona będzie twoim oparciem. Jedź do niej. Jenny też tam jest i wypytuje się o ciebie. Czasem już brakło mi słów.

Horace zarzucił torbę na ramię, podszedł do przyjaciółki i odsunął ją od wejścia.

Alyss zbierało się na kolejny wybuch płaczu i Horace zauważył to. Westchnął cicho, odwrócił się do przyjaciółki i położył jej rękę na ramieniu. Chciał spojrzeć jej w oczy, lecz opuściła głowę z beznadzieji.

- Nie musisz nic mówić. Wszystko zrozumiałem.

Rycerz bez oglądania się za siebie opuścił komnatę, podczas gdy kurierka w panice podejmowała kolejne decyzje.

- Znajdź go i bądź ostrożny! - rzuciła w ślad za nim.

Otrząsnęła się z rozmyśleń i rzuciła okiem w stronę wyjścia. Pomyślała, że jest jeszcze czas i zdąży zatrzymać w powolnym locie zamykające się drzwi, lecz nastąpiła chwila wahania i rozległ się trzask. Drzwi zamknęły się i kurierka pomyślała, że jeszcze jest czas, aby wybiec za przyjacielem i uwiesić mu się na ramieniu i go powstrzymać, błagając aby nie wystawiał się na poświęcenie.

Zwlekała jednak za długo. Coś ją zatrzymało w miejscu i nie pozwalało odejść, aby mogła zrobić to, co zamierzała. Brakło jej odwagi i właśnie to sprawiło, że drżały jej nogi, a serce biło jak w obliczu prawdziwego zagrożenia.

Oparła się o ścianę, prezentując na twarzy niedowierzanie. Osunęła się łagodnie i usiadł, oddając się ograniającej ją rozpaczy. Zaczęła szlochać.

Ktoś jednak przyglądał się temu z uciskiem w sercu.

- Halt! - krzyknęła Alyss, gdy zauważyła jego sylwetkę. A także lady Pauline, która gotowa była pocieszyć swoją protegowaną.

Zmartwychwstanie Zwiadowcy (tom III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz