Rozdział 10

107 13 2
                                    

Horacy spojrzał ukradkiem na Halta, a potem na Gilana, zaś na powrót znów na Halta. Jeszcze jadąc do chaty, powtórzył sobie sposoby rozpoczęcia rozmowy.

Gilan oczywiście wyglądał na mocno przemęczonego. Przygarbiona sylwetka była tego najszczerszym dowodem.

- Halt... - zaczął niepewnie Horacy, oczekując, iż starszy zwiadowca zwróci na niego uwagę. Tak się jednak nie stało, jednak młody rycerz się nie speszył. - Gdyby Will nie wplątał się w to całe zamieszanie, gdybyś wówczas również znał Zacka i gdybyś miał wszcząć z nim rozmowę, zrobiłbyś to? - zapytał pospiesznie. 

Halt nie czekał z odpowiedzią. Zaczerpnął w płuca nieco powietrza i przemówił łagodnym głosem.

- Oczywiście, Horacy. Wdawanie się w dyskusję z cudzymi poglądami nie zawsze jest miłe, ale sporo nam daje. Także warto od czasu do czasu zderzyć się z odmiennym sposobem myślenia.

- Chodzi o orientację?

- Chodzi mi o odmienne perspektywy - wyjaśnił ściślej Halt. - O tym jakie wyroki wydajemy i ogólnie jakie zależności dostrzegamy, decydują drobnostki, których w ogóle nie bierzemy świadomie pod rozwagę.

- Dlatego, że jesteś zwiadowcą. A zwiadowcy są w tym w tym wprawieni... - Horacy ewidentnie do czegoś zmierzał. Gilan momentalnie ożywił się z kiedy rycerz dał to po sobie poznać, zaś Halt podejrzał, co nie dawało spokoju jego towarzyszowi, lecz nie brał na razie swych podejrzeń pod uwagę. A może wcale nie chciał, bo były niewygodne i dotyczyły Willa...

- Nie dlatego, że jesteśmy w tym szybsi, wydajniejsi czy inteligentniejsi od innych ludzi. Przeciwnie. Jesteśmy powolni, niedokładni i często popełnianiamy błędy. Tylko dzięki temu możemy patrzeć na problemy z różnych punktów widzenia i zapewnia nam przewagę, z której powinniśmy korzystać i z której mamy prawo być dumni. To właśnie czyni nas zwiadowcami.

Wówczas pojawiła się kolejna kwestia.

Horacy mądrze zachował milczenie.
W czasie wszystkich wspólnych rozmów poruszanie tego tematu nie wydawało mu się stosowne. Jednak zamierzał go poruszyć. Zastanawiał się, co o tym sądzą jego dwaj doświadczeni towarzysze. Jeden mniej, drugi bardziej.

- Dziwię się trochę że spotkało to akurat Willa. Pojawił się taki szaleniec. Dlaczego Will nagle nie potrafił zrobić tego, co dotychczas gładko mu wychodziło? Dlaczego tak łatwo dał się wciągnąć.

Gilan zrobił kwaśną minę, gdyż Horacy nie trafił z pytaniem.

Halt oburzył się natychmiast. Pojawił się w nim protest, który nakazał mu stanąć w obronie byłego ucznia.

- To przecież normalne. Po prostu ludzkie. Błędy są nieuchronnym składnikiem życia - oznajmił stanowczo.

- Nie to miałem... - zaczął Horacy, przeczuwając w co się wplątał. Halt nie dał mu dokończyć swych wyjaśnień i rycerz wiedział, że rozjuszył starszego zwiadowcę na dobre.

Gilan pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Myślał, iż będąc w towarzystwie byłego mentora, będzie mu dane nacieszyć się spokojem.

- Cóż jest takiego dziwnego w tym, że coś jest ludzkie? - Ciągnął dalej głosem, w którym pobrzmiewały nutki rosnącego gniewu. - Każdemu mogą przytrafić się najrozmaitsze niedociągnięcia i niedopatrzenia, przez które dochodzi do błędów i spada wydajność naszego działania. Ta takie dziwne?

- No tak. Rozumiem o co ci chodzi. Tylko..

Horacy się miotał w swych wyjaśniach. Gilan tymczasem korzystał z okazji.

- Potocznie określa się takie pomyłki mianem ,,potknięć". Jesteśmy na czymś skoncentrowani i nagle - UPS! Moment nieuwagi i nieszczęście gotowe.

- Zero tolerancji dla potknięć i przeoczeń - podsumował Halt, udając skrzętne nadąsanie.

- Nie chodzi mi o to, że błędy popełniają słabsi. Może perfekcyjność bywa niezła, ale unikanie błędów bywa korzystne. Samo niepopełnianie błędów nie oznacza że działamy prawidłowo - wyjaśnił Gilan z lekkim uśmiechem, jakim obdarzył młodego rycerza.

- To znaczy? - zapytał Horacy, rozglądając się po twarzach obu zawodowców.

Halt uniósł wzrok ku niebu. Było tak czyste.

- Z całą szczerością apeluję do ciebie, Horacy, byś o tym pomyślał.

Wówczas Gilan rozpoczął długi monolog, kierując swe myśli do Halta.

Zaś Horacy reszty już nie słuchał. Nie będąc pewnym, czy jego niepewność samo się rozładuje, oddalił się na grzbiecie Kickera i bez kłopotów powrócił myślami do Willa. Smutny i przybity myślał, że dni Willa są już policzone.

Zmartwychwstanie Zwiadowcy (tom III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz