Rozdział 13

100 13 6
                                    

Will obudził się na środku czegoś w rodzaju dziedzińca otoczonego przez ściany, które pulsowały energią. Widział wiele spacerujących istot. Wszystkie miały mniej więcej ludzką budowę, ale były bardzo wysokie. Ich kształty złożone były z czystych, lśniących kolorami energii.

- Gdzie ja jestem? Czy to kolejna wizja? - zapytał sam siebie, rozglądając się z zachwytem po okolicy. A skutki opuszczania fizycznego wymiaru czasu i przestrzeni ponownie wstrząsnęły jego umysłem.

Po tym zdał sobie sprawę, że nikt nie zwraca niego uwagi, gdyż pozostawał dla obcych niewidoczny. Kim byli? Tego nie wiedział, lecz zdumiony przyznał, że może przewiercać spojrzeniem każdą z tych istot na wylot. Według niego byli bardzo pięknymi istotami ze światła.

Chodził i zwiedzał napotkane zaułki, mimo że nie wszędzie było jasno i przyjaźnie.

Wtedy do jego uszu dobiegły jakieś dźwięczne hałasy. Już wtedy wiedział, że coś niedobrego działo się na dziedzińcu.

Piątka istot wydawała się pracować nad czymś. Wszystkie budowały własne formy energii, znajdując się wokół dużej kuli zachwycającego światła, którą dusili, dotykając jej i kąsając kłami. Śmiało można było stwierdzić, że byli w trakcie czegoś, co można było nazwać posiłkiem. Właśnie w taki sposób się żywili. To nie był przyjemny widok. Will miał ochotę odwrócić od tego wzrok i odejść.

Jednakże widząc zabawne impulsy światła płynące tam i z powrotem jak zygzaki pomiędzy ich głowami postanowił zostać na chwilę.

Dzięki temu Will odkrył coś jeszcze. Czymkolwiek było duże światło leżące pośrodku grupy, żyło. Było jak duży kryształ, a oni coś z tym robili.

Nagle pojawił się ktoś jeszcze. Było ich pięciu, a potem już sześciu. Najwyraźniej to, co robili przyciągnęło do nich inną istotę.

Wtedy cała energia z dużej kuli przechodziła do istoty, która właśnie wyłoniła się z atmosfery i wchłonęła jej więcej niż pozostali. Wtedy z jej oczu i czubka głowy zaczęły wystrzeliwać kolorowe iskry. Potem wyglądało na to, że zaczęła mówić do reszty.

Istota, która dopiero przybyła, mówiła coś w złości do grupy. Trudno Willowi było pojąć tę scenę, ponieważ nawet wypowiadane słowa były zupełnie niepodobna do czegokolwiek, co znał. Jednakże zastawiał się, czy to nie chodziło o ten pewnego rodzaju pokarm, który w przybliżeniu okazał się być idealną kopią Willa.

Młodego zwiadowcę złamał ten widok, więc upadł na ziemię i zaczął krzyczeć, waląc pięściami w posadzkę. W ogóle nie czuł bólu, co pozwoliło mu nieprzerwanie manifestować swoją obecność. Mimo, iż metoda okazywała się bezskuteczna. Choć tak naprawdę nie chciał być zauważony. Bał się tego, co może mu się stać podczas konformacji z istotami, ale bał się również tego, co robili z jego drugim ciałem.

- Co wy robicie! Przestańcie! Nie róbcie mojemu ciału nic złego! Tutaj jestem!

- W tej chwili oddajesz swą moc. Te istoty bawią się tobą. Ale nie powinnieneś wpadać w przerażenie i
popłoch na myśl o wydarzeniach mających teraz miejsce.

Will drgnął niespokojnie i uniósł wzrok. Nad nim stała czwórka znajomych, których spotkał wcześniej przy stole na uczcie widm. Młodzi mężczyźni, kobieta o spojrzeniu pełnym miłości i z człowiekiem, dźwigający na swych barkach przysłowiowy bagaż doświadczeń na czele.  Właściwie to już wiedział, że niegdyś był dla niego kimś w rodzaju ukochanego mistrza. To właśnie czuł, jednak świadomość o nich miał pustą. Właśnie to sprawiło, że nie wytrzymał.

- Mój Boże! - krzyknął Will, przyciskając dłonie do głowy i miotając się jak szaleniec. - Świat zwariował! Kim jesteście?

- Czy to ważne? - zapytał wysoki rycerz emanujący niezwykłą siłą i wrażeniem prawdziwego przejaciela, kiedy Will wreszcie się uspokoił. - Wkrótce się spotkamy i już zawsze będziemy przy tobie. Wszyscy za tobą bardzo tęsknimy.

- Co to znaczy? Czy ja umrę? - zapytał Will z nadzieją na koniec chaosu, którym przez cały czas emanował. Miał już dość amnezji i tego, że wszechświat się nim bawił.

- Nie chcieli byśmy tego - odparł młody mężczyzna, skryty pod płaszczem. Will czuł, że ten człowiek w przeszłości był dla niego kimś w rodzaju starszego brata lub drugiego mistrza, który zawsze był gotowy nieść dla niego kaganek oświaty.

- Już raz mi się ukazaliście. Czuje że was znam, jednak coś nie pozwalała mi was sobie przypomnieć. Dlaczego?

Piękna dziewczyna rzuciła mu smutne spojrzenie. Wyglądało to tak, jakby znała prawdę, której nie wolno było Willowi jeszcze ukazać. A może cierpiała tak samo jak on, gdyż dręczyła ją niewiedza? Nagle uniosła dłoń do policzka Willa, jednak znieruchomiała jak kamień. Zupełnie jakby coś nie pozwało jej go dotknąć. Zmartwiona opuściła wzrok, a w tym czasie po policzku Willa spłynęło kilka łez, które sprawiły, że omiotło dziwne wrażenie chłodu.

- Przepraszam za to, że płaczę... Czuję się taki szczęśliwy. Nie wiem kim jesteście, ale mi pomogliście. Jesteście moimi przyjaciółmi. Jak miło wiedzieć, że nie jestem sam.

- Jest wielu przyjaciół, którzy na ciebie czekają. Musisz więc się odnaleźć. Dla nas - powiedział starszy mężczyzna.

Will kiwnął głową na znak zrozumienia.

- Muszę się odnaleźć. Muszę się odnaleźć... - powtarzał sobie jak mantrę, zaciskając mocno powieki z jednoczesnym pragnieniem obudzenia się w swoim ciele. - Bezimienna twierdza... Muszę stąd zniknąć i uciec jak najdalej. Z pewnością to Kosiarze Umysłów tak na mnie działają...

Will poddał się podmuchowi wiatru, który bardzo szybko wyśrodkował go w fizycznym ciele.

Kiedy świadomością znalazł się we własnej izbie, zdumił się tym, że słyszy krzyki kłócących się mężczyzn.

Jednakże nie obchodziło go to, gdyż przyszedł tylko po to, po co sam zdecydował się przyjść.

Zmartwychwstanie Zwiadowcy (tom III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz