Rozdział 12

129 16 13
                                    

Twierdza, którą zbudowano na starej skale okazała się być górami. Miejsce idealne do wzniesienia niezdobytej twierdzy. Przodkowie bractwa Kosiarzy Umysłów zbudowali ją w jednym celu, tak jak każdą warownie, którymi się szczycili. Oznaczało to, iż przeznaczenie było takie, aby twierdza chroniła ich w czasie ataków wroga.

Twierdza, która nawet nie posiadała swej nazwy, szybko stała się więzieniem dla ludzi, takich jak Will, dających się złapać w pułapkę mężczyzn w czerni. Niewielu z nich zdecydowało osiedlić się w ów warowni, gdzie ustawicznie czyhali pobratymcy, chyba najbrutalniejsi w całym bractwie.

Rzadko jednak zachowywali się jakby odeszli na wieczną wartę, chętnie demonstrując ignorancję w stosunku do więźniów twierdzy.

Zwykli ludzie mogli nie widzieć o istnieniu bezimiennej twierdzy. Nawet jeśli była znana, to nikt nie wiedział jak to naprawdę wygląda w jej sercu. Może dlatego w miejscowych legendach uznawano ją za przeklętą, choć nie wzbudzała takiego strachu jak niegdyś Góry Deszczu i Nocy.

Ofiary Kosiarzy Umysłów satyrycznie nazywali samą warownie Jaskinią Krwi i Kości, ponieważ ci, którzy oddawali się pod panowanie cieni twierdzy, chętnie też oddawali jej swego ducha. Po prostu tam umierali. I właśnie w takim miejscu Will został umieszczony. Jednakże wciąż nic o tym nie wiedział, a niepamięć męczyła go coraz bardziej.

Młody zwiadowca nie przypuszczał, że twierdza może okazać się aż tak mrocznym i pustym miejscem. Musiał się namęczyć, aby dostrzec jakiegoś człowieka, który nie był zintegrowany z grupą mężczyzn w czerni, i który akurat chował się gdzieś w zakamarkach skomplikowanych sieci korytarzy. Normalnie żaden więzień nie wychylał nosa z zakamarków.

Nawet jeśli Willowi udało się spotkać jakieś towarzystwo, sprawienie aby zabiedzona ofiara Kosiarzy wydusiła z siebie głos było nielada wyzwaniem.

Każdy kto był częścią warowni, wycofywał się z życia społecznego Jaskini Krwi i Kości na rzecz obmyślania planu przywrócenia pamięci i szukania prawdy. To właśnie robił młody zwiadowca. Być może był jedyną taką osobą.

Opuszczenie warowni było przecież wykluczone. Tak samo pałętanie się pod nogami Kosiarzy. Poza tym jakiekolwiek działania prowadzące do wyzwolenia sprawiło, że bractwo Kosiarzy Umysłów niezaprzeczalnie dręczyło buntowników, aż do utoczenia krwi. I to bez możliwości usprawiedliwienia się.

Jednakże skąd Will mógł o tym wszystkim wiedzieć? Każdy więzień milczał, zaś Kosiarze byli dręczycielami.

- Jak ja mogłam tak po prostu o wszystkim zapomnieć? Bóg mnie potępił. Jestem przeklęty. Tak jak całe to miejsce - przyznał posępnie Will.

Nagle usłyszał jęk z nieokreślonego źródła. Zaraz potem wypatrzył skuloną istotę w cieniu kolejnej wyboistej ściany. Był nim kolejny z wynędzniałych więźniów, na własne życzenie.

- Nie jesteśmy potępieni. Po prostu sami sobie zgotowaliśmy taki los, a ludzie nie powinni mieszać się do cudzego życia. Nie obchodzi nas kim są Kosiarze Umysłów. I co z tego? Może tak jest lepiej. A ty jesteś wśród swoich. Gratuluje ci w imieniu swoim i pozostałych bywalców Jaskini Krwi i Kości, choć sami Kosiarze porównują nas do Żywicieli.

Młody zwiadowca zrobił kwaśną minę, gdyż zaniepokoił się słowami chuderlawego chłopaka. Sytuacja w bezimiennej twierdzy wydawała się bardziej przerażająca niż mówiące o niej pogłoski, krążącej wśród pozostałych więźniów.

- Jesteś szalony.

Chłopak zaczął się cicho śmiać, jakby z naiwności Willa. W całej twierdzy spotkać można było samych młodych mężczyzn, jednak żaden z nich nie był tak naiwny.

- To nie może tak być - kontynuował Will smutnym głosem. - To nie prawda. Ja na pewno nie godziłem się na taki los. Nie mogłem mieć aż tak beznadziejnego życia, aby sobie zażyczyć czegoś takiego. A Kosiarze Umysłów nie są mi obojętni.

- Przecież zostałeś tu umieszczony po dobroci. Zgodziłeś się na wszystko, co cię tu spotyka.

- Nic nie rozumiesz... - Will kręcił głową, patrząc na więźnia z pewną odrazą.

- Nawet jeśli - przerwał. - To nie musi czynić cię przeklętym, tym bardziej człowiekiem beznadziejnym. Po prostu kiedyś mieliśmy swoje odmienne ideały i mocno w nie wierzyliśmy. Dlatego tu jesteśmy. Istnieje wiele dróg do wolności.

- Chyba tylko ty tak myślisz - powiedział Will bardziej nieugięcie, do tego głośniej niż powinien. Echo rozeszło się po korytarzu. Postąpił podle, podnosząc głos na więźnia, siedzącego w cieniu pod ścianą.

- Nigdy nie dziękuj żadnemu mężczyźnie w czerni za pomoc.

- Nie mam takiego zamiaru - przyznał dobitnie zwiadowca. - Dlaczego miałbym im dziękować za dręczenie mnie? To szaleńcy.

- Nigdy nie dziękuj żadnemu mężczyźnie w czerni za pomoc - powtórzył się chłopak, jakby Will niedosłyszał. - Nazwać ich zbrodniarzami to kłamstwo. Są o wiele gorsi, gdyż żerują na czymś znacznie cenniejszym niż nasze marne życie, kolego.

- Wciąż nie rozumiem - przyznał Will. Nic już nie rozumiał.

Chłopak przebywający w cieniu uśmiechnął się.

- Oni są bardzo inteligentną grupą obłąkanych istot. Każdy Kosiarz Umysłów w mig przejrzy cię na wylot. Choć nikt nie wie na jakiej podstawie. Wiedzą o nas wszystko, lecz nie
osądzają. Nie na początku. A na konicu i tak nas wszystkich czeka śmierć. Nikogo nie oszczędzają.

- Kiedy? Kiedy nastąpi nasza śmierć?

- Będziesz wiedział, jeśli będzie miało to nastąpić. Domyślisz się.

Will objął się ramionami. Nagle zrobiło mu się dużo chłodniej. Zaczął się nagle nieświadomie oddalać, trawiąc usłyszane informacje. Na koniec usłyszał jeszcze cichy głos chłopaka.

- Uważaj na siebie, przyjacielu.

Will skinął głową i odszedł czym prędzej.

- Zack... A więc to prawda. Jestem przez niego okłamywany - mówił sobie z niedowierzaniem. Co gorsze, nie wiedział jeszcze jak długo przyjdzie mu karmić się kłamstwami. - To prawda. Czułem to.

Cóż więcej mu pozostało niż zamartwianie się o usłyszanej własnej, potencjalnie niewesołej przeszłość. Nie myśląc już zanadto o czymkolwiek, po prostu oddalił się w najbardziej zaciemniony korytarz, a tam poddał głębokiemu znużeniu. To ciemność go tak zmęczyła.

Ułożył się zatem na zimnej posadzce z zamiarem zaśnięcia. Gdy jego bok dotknął kamiennej ziemi poczuł lekkie gniecenie. To jednak nie przeszkadzało mu momentalnie zasnąć.

Ze snu wybudził go huk. Z powodu silnego zmęczenia uniesienie głowy kosztowało go nieco wysiłku. Jednak wieloletnie doświadczenie zwiadowcy i twarde posłanie z ziemi pozwoliło Willowi oprzytomnieć. Usiadł na ziemi, czekając na bieg wydarzeń.

Ciężkie powieki uniosły się i wtem stanął przed nim wysoki mężczyzna w czarnej szacie i głębokim kapturem, zasłaniającym hipnotyzujące oczy Kosiarza Umysłów.

- Nadasz się i ty - powiedział groźnie zamaskowany mężczyzna. I schylił się, aby włożyć swoje dłonie pod pachy swojej ofiary. - Wstawaj!

Will wiedział, że napastnik chce postawić go na nogi. Rozbudził się w mgnieniu oka. Nie stawiał oporu, wiedząc iż to i tak nic nie da.

Poza tym mężczyzna, jak każdy Kosiarz Umysłów był zbyt wysoki i silny, aby się wyrwać.

Zmartwychwstanie Zwiadowcy (tom III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz