Laboratorium było sercem fortecy. A w sercu panował chaos. Poustawiane stoły alchemiczne były zaniedbane, gdyż panował na nich nieład przeżytej pracy.
Kolorowe ciecze porozlewane z naczyń, poprzewracane kolby, małe drobinki szkieł powiarały się między kartkami papieru. Z jednej mikstury wydobywał się opary o drażniącym zapachu. To były ślady po eksperymentach. Widok był oznaką najwyższej biegłości w sztukach alchemicznych. Brakowało jedynie człowieka, który byłby artystą chemicznych kompozycji.
Na pułkach ustawiono rzędy ekstraktów, zgodnie z pasującymi do siebie kolorami roztworów. Niektóre manierki były puste, lecz barwne smugi pozostawione na ścianach naczyń informowały, że coś wcześniej musiało się w nich znajdować.Will usiadł przy jednym ze stołów, stroniąc od dotykania reliktów praktyk alchemicznych. Zack widząc zmieszanie przyjaciela, położył mu dłoń na ramieniu i uśmiechnął się pokrzepiająco. Później sięgnął po mały flakon, przelewając do niego kilka wcześniej przygotowanych już mikstur. Chłopak w czarnej pelerynie wypuścił głośno powietrze z płuc. Wahał się. Odwrócił się jednak do zwiadowcy i podał mu buteleczkę z tajemniczym wywarem bez konkretnego wyrazu twarzy.
- Wypij to - powiedział stanowczo.
- Co to jest? - zapytał niepewnie Will, wyciągając dłoń po flakonik.
- Lekarstwo. Zaufaj mi. Może trochę zakręcić ci się w głowie, ale nic poza tym - zapewnił Zack spokojnie.
- Ale nic mi nie jest, prawda? - zapytał niepewnie. Zack położył mu dłoń na czole.
- Nie. Nic ci się nie stało.
Will cierpiał na amnezje. Czuł się sam w wielkim świecie, dlatego musiał ufać towarzyszowi. Przyłożył naczynie do ust, przechylając flakon z roztworem. Ekstrakt spłynął przez gardło, pozostawiając gorzkawy posmak w ustach.
- Nie da się w jakiś sposób pozbyć tego cierpkiego wrażenia? - zapytał błagalnie zwiadowca, odstawiając buteleczkę.
Zack wyprodukował kwaśną minę, współczując Willowi posmakowania tak wstrętnej mikstury. Lekarstwa przygotowywane przez ludzi w czarnych pelerynach nigdy nie były smaczne, a jedynie odpychały potencjalnych konsumentów. Jednak niegdyś ceniło się ich talent i wywary ważone były z darem do uzdrawiania.
- Wybacz, ale to niemożliwe. Zepsujesz cały efekt. Chyba nie chcesz bym cię znowu tym częstował?
Will nie odpowiedział. Zamiast tego zapytał.
- Czy mamy dziś jeszcze coś do zrobienia?
Podczas gdy zwiadowca próbował się podnieść, palce chłopaka oparły się na jego torsie i pchnął go lekko, mówiąc by nie wstawał.
Obraz jego widzenia zaczął się w dziwny sposób zniekształcać, a kolory zrobiły się irytująco jaskrawe. Nieprzyjemne światło, które powstało paliło jego oczy, aż starał się po kilku nieudanych próbach osłonić je przed nieistniejącym blaskiem. Po skórze przechodziło dokuczające mrowienie, jakby przechodziło po nim tysiące odnóży wszelkiego robactwa, które próbowało dostać się do wnętrza słabnącego organizmu. Will poczuł jak bezwładnie upada na twarz.
***
Leżał na podłodze jeszcze wtedy, gdy już nie był pewny swego fizycznego ciała. Świadomością pojawił się w tajemniczym zamku na pewnej uroczystości. Widma tylko siedziały przy nakrytym do posiłku długim stole. Jednakże nie było strawy, tylko filigranowe obrusy w kolorze smętnej bieli. Siedział pośrodku stołu jako honorowy gość, a obok niego bardzo piękna, jasnowłosa kobieta o szarych oczach. Zwrócona nieco w jego stronę, trzymała go za rękę i... uśmiechała się. A gdy się odwrócił ujrzał dwóch mężczyzn, z głębokimi kapturami naciągniętymi na oczy. Cali byli okryci długimi płaszczami. Przed nim pojawiła się czwarta postać, do której zrazu wyczuł silną więź. Był rycerzem, który emanował niezwykłą siłą.
- W końcu cię znaleźliśmy - powiedział młody rycerz.
- Kim jesteś? - zapytał Will.
- Znajdziemy cię jeszcze. - Mówiąc to został brutalnie odciągnięta od stołu przez chytre ręce widm. Otoczyły go i Will nawet nie zobaczył jego twarzy. Gdy wstał i podskoczył na stół, aby odciągnąć od nieznajomego rycerza upiory, wbiegł w ich środek, lecz było już za późno. Dziewczyna i dwaj zakapturzeni mężczyźni się rozpłynęli, a dym który po nich pozostał, zaprowadził Willa do rzeczywistości.
***
Will ocknął się jak tylko ciemność zaczęła mu dokuczać. Usłyszał nad sobą kojący głos przyjaciela, który przy nim klęczał.
- Masz słabą głowę.
- Chyba rzeczywiście - odpowiedział pół szeptem, starając dźwignąć się na rękach, co wychodziło mu nader niezgrabnie. Lekarstwo wyssało z niego nie tylko własną świadomość, ale i część sił, których nie zabrali mu oprawcy z celi. - Co się stało?
- Oj, Willu, obawiam się, że możesz nie przeżyć, jeśli spędzisz tutaj więcej czasu niż powinieneś - zażartował Zack. Jego umysł przez wiele lat pozostał jasny i wszyscy w twierdzy traktowali go z najwyższym szacunkiem. Jego wiedza na temat alchemii już dawno osiągnęła zdumiewające plony, choć słaba głowa Willa zdawała się zepsuć mu opinie.
- Jakaś klątwa? - zapytał, rozmasowując sobie czule głowę i kark. Przeszywał go bowiem złośliwy ból.
Zack zauważył, że coś się dzieje, ale nie zareagował na to choć jednym słowem. Zamiast tego starał się precyzyjnie odpowiadać na pytania, które mogły ewentualnie paść.
- Żadna klątwa. Nie bądź przesądny.
- Wcale nie jestem - obruszył się zwiadowca, mając na uwadze jakie mity o różnych klątwach krążyły między opowieściami.
Zack wstał, przyglądając się z wysokości jak Will walczy ze słabością własnego ciała. I zachciało mu się śmiać, jednak nie pozwolił by humor zepsuł nastrój, który starał się zbudować.
- Pewnie chcesz się czegoś o sobie dowiedzieć, co?
- I przede wszystkim dlaczego nic nie pamiętam - dokończył Will. Chciał znać całą prawdę. Jednak nikt nie mógł mu zapewnić tego, że prawda będzie mu dana. Przygotowany był na kłamstwa. Jednak w obecnej sytuacji choćby cień prawdy dałby radę usunąć z niego dręczącą pustkę.
CZYTASZ
Zmartwychwstanie Zwiadowcy (tom III)
FanficPrzyjaciele Willa dowiadują się, że Horacy, najlepszy przyjaciel młodego zwiadowcy, odchodzi, aby zmierzyć się z największym złem. Odczuwa silną więź, której za wszelką cenę nie zamierza zrywać. Chociaż nie do końca pewny swoich motywów, wyrusza w ś...