Dupek

12.5K 232 6
                                    

Wysoka blondynka westchnęła z irytacją przekładając stertę dokumentów z jednej części biurka na drugą jedyny dźwięk w wielkim wieżowcu wydawały dziesięciocentymetrowe szpilki stukające o podłogę eleganckiego biura. Nagle ciszę przerwała melodia piosenki Hymn of the weekend i kobieta sięgnęła do eleganckiej czarnej torebki, odebrała iPhona wcześniej sprawdzając kto dzwonił.

- Och Katie! Totalnie zapomniałam - zaczęła skruszonym tonem.

- Wiesz, że powinnam cię znienawidzić! Mam nadzieję, że właśnie ruszyłaś ten swój boski tyłek i zaraz będziesz w klubie, Matt przyprowadził swojego kumpla z pracy, jest po prostu słodki!

- Katie... Ja...

- Dalej tam siedzisz?! Jest kurwa piątkowy wieczór - zaczęła swoją tyradę.

- Ej! Musiałam zostać bo ten gbur stwierdził, że należy zestawić wyniki firmy z całego okresu jej działania. Tylko napuszony idiota nie pamiętał o digitalizacji danych z pierwszych lat prowadzenia.

- Idiota to mało powiedziane, dotrzesz tu dziś?

- Nie dam rady, dupek załatwił mi zajęcie na cały cholerny weekend - nagle usłyszała wyraźne chrząknięcie parę metrów od siebie.

Na środku stał przystojny wysoki szatyn o niesamowicie intensywnych niebieskich oczach jego mina wyrażała wściekłość. Miał na sobie szyty na miarę granatowy garnitur, białą koszulę oraz czerwony krawat.

- Muszę kończyć, mój szef będzie chciał mnie zabić - blondynka nonszalancko odłożyła telefon na biurko i spojrzała na niego wyzywająco, jej czarne oczy wpatrywały się prosto w niebieskie.

- Nazwałaś mnie dupkiem? - zadał retoryczne pytanie chrapliwym głosem.

- Słuch masz chyba w porządku, ostatnio twój lekarz nie miał żadnych zastrzeżeń - odwróciła się plecami wracając do układania dokumentów.

- Jesteś nieznośna, powinienem...

- Zwolnić mnie? - dokończyła ruszając ku niemu, dzięki obcasom kobieta sięgała mu prawie do szyi, a sama nie należała do najniższych jej sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu dawało często przewagę nad rozmówcami. - Jamesie Carrington z chęcią sama złożę wypowiedzenie, praca twojej asystentki wiąże się z całkowitym brakiem życia osobistego.

- Nie zaczynaj Elizabeth... Wiesz dobrze, że lubisz swoją pracę ale powinnaś powstrzymać swój cięty języczek.

- Twój brat ostatnim razem musiał mnie błagać żebym tu została - rzuciła sarkastycznie. - A teraz daj mi spokój, zepsułeś mój dzisiejszy podryw. Siedzę tu i tonę w papierach, nie odpowiadam za siebie.

- Chyba właśnie uratowałem tego nieszczęśnika. Dopóki się nie odezwiesz to twoja kompetencja, skrupulatność a nawet uroda są po prostu nieocenione. Wystarczy parę słów a doprowadzasz mnie do szału - poluźnił starannie związany krawat. - Powinnaś dziękować, że dalej u mnie pracujesz!

- Dziękować?! - podparła się rękoma w talii wybuchając perlistym śmiechem. - Nie dalej jak dwa dni temu konkurencja błagała mnie bym porzuciła rekina i pracowała dla nich. Fred nawet zostawił numer gdybym zechciała rozważyć jego propozycję, mam wykonać telefon? - zapytała słodkim głosem.

James Carrington przyjrzał się jej uważnie opanowując narastającą złość. Elizabeth była niesamowicie piękną kobietą, smukła sylwetka budziła powszechną zazdrość wśród innych kobiet. Długie, lśniące blond włosy dziś upięła w elegancki koński ogon. Jej czarne, bystre kocie oczy nadawały urodzie coś niezwykle egzotycznego, co podkreślała oliwkowa cera. Zgrabny nos, wydatne usta w naturalnym różowym kolorze - wszystko tworzyło niemal mieszankę wybuchową. Elizabeth zawsze ubierała się z klasą, dopasowana niebieska koszula, podkreślająca kształty popielata ołówkowa spódnica oraz czarne szpilki Louboutin'a jak się domyślał. Nosiła minimalistyczne dodatki w postaci paska, bransoletki i delikatnych pereł w uszach. Ideał asystentki dla mężczyzny o jego statusie, tak było dopóki nie doszło do pierwszego spięcia po wspólnym miesiącu pracy. Wcześniej pracowała dla ojca Jamesa, wielkiego Edmunda Carringotona. Nie rozumiał ich obopólnej wrogości, była bardzo lubiana przez wszystkich pracowników, jego własna matka najchętniej by ją adoptowała, a szwagierka traktowała jak siostrę. W dodatku cała konkurencja w Londynie tylko czekała aż pokłócą się na dobre. Klienci rzucali się do stóp, a ona do wszystkich zwracała się z wielkim szacunkiem i życzliwością, on stanowił wyjątek. Westchnął ciężko i pomyślał, iż po półtorej roku darcia kotów powinien do tego przywyknąć.

- Za tydzień dostaniesz wolny piątek - skapitulował i ruszył w stronę windy. - Ale nie wiem czy cokolwiek to pomoże, wystarczy że się odezwiesz a facet ucieknie z krzykiem - wszedł do windy szybko naciskając przycisk parkingu, zanim drzwi się zamknęły zobaczył zszywacz lecący w jego kierunku.

- Dupek!

Poczuła potworne zmęczenie, ich utarczki zwykle traktowała jako ujście negatywnej energii, która czasami gromadziła się w jej wnętrzu. Jednak dziś podczas dwunastej godziny pracy skutkowało to tylko rozdrażnieniem. Wróciła na miejsce postanawiając jak najszybciej skończyć segregację i zacząć wprowadzać dane do komputera.

Skończyła po drugiej w nocy, poprosiła portiera o zamówienie taksówki, schowała akta i wyszła w końcu z wieżowca. Mimo panującego chłodu ogarnął ją zapach wiosny, w końcu zaczynało robić się cieplej, założyła szary płaszcz i wsiadła do czekającego auta, liczyła na długi, spokojny sen w swoim ukochanym łóżku.

High heelsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz