-RON-

486 37 0
                                    

- Nie chciałbyś mi pomóc w sklepie? - Głos George'a dobił się do jego zamroczonego alkoholem mózgu.

Siedzieli w jego salonie oglądając pierwszy mecz żony Georgiego, bo Katie postanowiła wrócić do czynnej gry i zajęła swoje stanowisko Szukającej w Harpiach z Holyhead.

- Nie, niezbyt. - Odparł czując jak trochę kręci mu się w głowie od zbyt dużej ilości Ognistej.

- Przecież nie piszesz cały dzień... Mógłbyś porobić coś innego. - Stanowczy ton brata trochę go zaalarmował, bo przecież George rzadko kiedy bywał poważny.

- Nie mam takiej potrzeby. Mam dużo hajsu...

- Kurwa, Ron, w życiu chodzi o coś więcej niż o pieniądze!

Ronald wstrząsnął głową i spojrzał na mężczyznę siedzącego na jego luksusowym, skórzanym fotelu.

A zatem nie chodziło o pieniądze, tak? Gówno prawda, ten świat skupiał się głównie na pieniądzach. Na dobrach. Na sile i szacunku, które zyskiwał, bo jego skrytka w banku opływała złotem.

- Zielsko wyżarło ci mózg. - Starszy z nich mruknął pod nosem. - Myślałeś o... Odwyku?

- Nic mi nie jest, George. - Warknął i sięgnął po szklankę z whisky, ale zanim przystawił ją do ust, rozlał połowę jej zawartości na swoją drogą koszulkę marki Marmani.

- Tak sądzisz?

Ron wzruszył ramionami i ruszył do sypialni lekko chwiejnym krokiem, żeby się przebrać.

Przystanął przed lustrem, które wisiało tutaj tylko za sprawą Ginny, która upierała się, że nawet mężczyźni muszą czasem się przejrzeć.

Więc w nie zerknął, a widok wcale mu nie przypadł do gustu.

Potargane, przydługie włosy. Niechlujny zarost na policzkach, cienie pod oczami od zbyt małej ilości snu i za dużej ilości alkoholu.

Był szczupły, jak zawsze, ale jego ubrania ostatnio zrobiły się trochę luźniejsze niż zwykle. Tak jak teraz, gdy musiał zawiązać sznurek od spodni dresowych trochę ciaśniej, bo zjeżdżały mu z tyłka.

Westchnął i oparł się dłońmi o ścianę spuszczając głowę i walcząc z falą nieszczęścia, która go zalewała.

Czasem czuł się tak cholernie samotny i smutny, że nie chciało mu się wstawać z łóżka. Nie widział sensu w podnoszeniu się i rozpoczynaniu kolejnego dnia.

Bo nie miał dla kogo.

Hermiona mieszkała u Malfoya od niemal dwóch miesięcy i bardzo powoli dochodziła do siebie. Luna nie pozwoliła jednak ani jemu, ani Harry'emu do niej zajrzeć - na to było stanowczo za wcześnie, bo poraniona psychika jego przyjaciółki potrzebowała dużo czasu, żeby się zregenerować. Hermiona była silną kobietą i tylko dzięki temu, mimo znajdowania się pod wpływem czarów od wielu lat, powoli wychodziła na prostą.

Pragnął ją zobaczyć, upewnić się, że Draco nie robił jej większej krzywdy. Bo sam przecież też potrzebował pomocy.

Nie wierzył, że Malfoy doszedł do siebie. To były bujdy. Wystarczyło na niego popatrzeć by wiedzieć, że raczej nie będzie już taki jak kiedyś - pewny siebie, złośliwy, ironiczny. Teraz był... Pusty.

- Ron, masz gościa! - Krzyk George'a dobiegł do niego z salonu, więc przebrał się szybko w czysty t-shirt i za pomocą różdżki lekko się otrzeźwił. Czar oczyszczający już jednak nie działał na niego tak dobrze jak wcześniej, więc sprawił, że zawroty głowy tylko odrobinę się zmniejszyły, a on przestał się chwiać.

A potem wrócił do pokoju gościnnego i ujrzał ładną, nieco pulchną rudowłosą kobietę w eleganckim ubraniu, która uśmiechała się do niego profesjonalnie.

- Cześć Ron, byliśmy umówieni na wywiad odnośnie twojej ostatniej książki, pamiętasz?

Nie pamiętał rzecz jasna.

- Cześć Susan. - Odparł i wskazał jej fotel. - Napijesz się czegoś?

- Emm, herbaty?

Parsknął pod nosem, bo nie był pewien czy ma w domu tak trywialną rzecz jak herbata.

Whisky, wino, nawet wódkę. Ale herbatę?

Widząc jednak jasne, niewinne spojrzenie Susan Bones, doszedł do wniosku, że wygrzebie ją dla niej nawet spod ziemi jeżeli zajdzie taka potrzeba.

HISTORIE - HARRY POTTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz