-HERMIONA-

560 41 0
                                    

Pierwszą rzeczą, która do niej dotarła, gdy otworzyła oczy, był męski śpiew. Obce, męskie mruczenie. Rozpoznała tą piosenkę, często leciała w mugolskim radiu, którego słuchała na co dzień.

I remember when

I remember, I remember when I lost my mind

There was something so pleasant about that place

Even your emotions have an echo in so much space

And when you're out there, without care

Yeah I was out of touch

But it wasn't because I didn't know enough

I just knew too much

Does that make me crazy?

Does that make me crazy?

Does that make me crazy?

Possibly...*

A potem dojrzała autora tego melodyjnego mamrotania i zamarła podciągając gwałtownie kołdrę pod brodę.

- Merlinie, umarłam i znajduję się w piekle? - Rzuciła zszokowanym głosem wpatrując się rozszerzonymi oczami w mężczyznę, który stanął przed łóżkiem i uśmiechnął się kpiąco.

- Jeszcze nie. Uwierz mi, tak byłoby prościej. - Odparł i wręczył jej fiolkę z niebieskim eliksirem. - Do dna, Granger.

- Chyba żartujesz, Malfoy, nie wypiję nic, co przeszło przez twoje łapy. - Odsunęła się teatralnie. - I wyjaśnij mi łaskawie, co tu robisz. - Zażądała, a jej spojrzenie w końcu przybrało przytomny wyraz.

Minął już tydzień odkąd u niego przebywała, ale to był pierwszy dzień, kiedy umysłem znajdowała się we właściwym świecie. Wcześniej na siłę wlewał jej mikstury do gardła, a ona rzucała się po łóżku, wrzeszcząc, spływając potem, czasem nawet wymiotując.

Musiał wtedy ją przebierać i myć, co trochę godziło w jego męskie ego, ale przecież sam zaproponował rolę niańki i pielęgniarki. Mógł mieć pretensje wyłącznie do siebie.

- Wypij to i pogadamy, okej? - Zaproponował dobrotliwie i usiadł w nogach dużego łóżka.

Spojrzała na niego podejrzliwie, ale posłusznie wypiła eliksir i oddała mu pustą fiolkę.

- Mów. - Warknęła, jeszcze bardziej okrywając się kołdrą.

- Widziałem, co masz pod spodem, nie musisz się chować. - Powiedział ze złośliwym błyskiem w oku, ale momentalnie spoważniał, bo musiał przekazać jej jak najwięcej informacji póki była całkiem rozumna i przytomna.

- Nie nazywasz się Granger, tylko Goldstein. Jesteś żoną Anthony'ego i mieszkacie w centrum Londynu. Tak? - Spojrzał na nią spokojnymi szarymi oczami, a ona gwałtownie pokręciła głową.

- Nie, nazywam się Granger. Mieszkam z Ginny na Wilton Street. - Zaprotestowała.

- Jak myślisz, który mamy rok? - Zapytał poważnie.

Zawahała się. Widział tą niepewność w jej orzechowych tęczówkach.

- Dwa tysiące...- Zaczęła cicho.

- Dziewięć. Dwa tysiące dziewięć, Granger.

Zamarła po raz kolejny, a jej oczy zaczęły tracić bystry wyraz. Potem na jej twarz wpłynęło coś, co bardzo mu się nie podobało. Coś, co widział na twarzach swoich najwierniejszych sług - skrzatów mieszkających w Malfoy Manor.

- Gdzie jest Tony? Muszę do niego zadzwonić, pewnie się zamartwia. - Mówiła płaczliwym tonem i zaczęła podnosić się z łóżka.

Dopadł do niej jednym krokiem i pewnym ruchem zamachał różdżką wymawiając dokładnie formułkę zaklęcia:

- Dulcis Somnium. - Powiedział, a ona opadła na poduszki i zasnęła głębokim snem.

Draco usiadł obok niej, oddychając ciężko. Już dawno nie musiał być tak czujny, tak sprawny, tak dostosowany do sytuacji.

W końcu poczuł coś, co można było nazwać cieniem życia. W końcu musiał coś z siebie dać.

Musiał uratować leżącą obok kobietę.

* Nie chciałam tłumaczyć na polski, bo tekst straciłby cały urok - Crazy Gnarls Barkley.

HISTORIE - HARRY POTTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz