Niekiedy odnajdywała siebie w czeluści tego, co z niej zrobił. Stworzył sobie coś, co było w niego wpatrzone, niemal ślepo, co próbowało mu dogodzić na każdym kroku. Stworzył potwora bez własnej woli i uczuć.
Czasem jednak jej dawne ja przebijało się przez skorupę i nie wiedziała wtedy co się dzieje. Gdzie jest, kim jest.
Tak było i teraz. Obudziła się i rozglądała niepewnie po sypialni. Była duża, przestronna, pięknie i bogato urządzona.
Potem podniosła dłoń do oczu, bo coś jej nie pasowało. Na palcu lśniła złota obrączka. Kiedy, na Merlina, zdążyła wyjść za mąż?!
- Co do cholery... - Mruknęła, ale nagle poczuła przerażający spokój i szczęście.
Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała wesoło na postać stojącą w wejściu. W człowieka, który dopiero co machał różdżką i rzucał na nią Imperiusa.
Jego zaklęcia były jednak coraz słabsze. Chyba tracił determinację. Osłabło jego szaleństwo. Jego sztuczne uczucie.
Musiał rzucać na nią czar dwa razy dziennie, żeby utrzymać jego moc. Kosztowało go to wiele wysiłku, tracił dużo sił. W szpitalu zaczęli go wypytywać, czy dobrze się czuje. Bo jakoś słabo wygląda.
- Miłego dnia, kochanie. - Zaszczebiotała widząc jego uniesioną w pożegnalnym geście rękę.
Wyszedł, a ona znów została sama z kolejnym dniem do wykorzystania.
Nie pracowała, mąż jej nie pozwalał. Udzielała się za to w wielu miejscach, by jakoś zapełnić sobie czas. Pomagała katalogować książki w Londyńskiej Bibliotece imienia Nicolasa Flamela. Wpadała czasem na Pokątną do George'a i sprawdzała dla niego faktury, bo Georgie twierdził, że ni cholery nie może ogarnąć tych cyferek i kolumn.
Widywała się z Ginny w jej pracowni, chociaż te spotkania przypominały raczej jednoosobowe monologi, gdzie Hermiona opowiadała o ostatniej powieści, którą czytała, lub filmie, który widziała. Bo Gin była strasznie zapracowana i z dużą pewnością można było powiedzieć, że niezbyt ogarniała kulturalne wydarzenia, które miały miejsce.
Nie oglądała filmów, nie chadzała do teatru, nawet nie czytywała tanich romansideł. Nie miała na to czasu, bo była zarobiona, ciągle w niedoczasie i z dużą ilością spraw na głowie.
Ginny W., bo tak nazywała się jej marka, robiła jednak furorę. Kreacje zaprojektowane przez jej rudowłosą przyjaciółkę podbijały serca modowych hien z prędkością światła.
No więc Ginny niemal zamieszkała w swoim warsztacie. A ona ją odwiedzała.
- Chyba jeszcze się zdrzemnę. - Hermiona mruknęła pod nosem i zarzuciła na siebie puchatą kołdrę.
Zasnęła na chwilę, ale obudziła się zmęczona. Jej głowa była ciężka. Czuła się otumaniona. Gdzieś jednak w tej malignie przebijał się strach, który w końcu znalazł ujście.
Zerwała się z łóżka i sięgnęła po telefon.
Potem wyszukała kontakt w książce adresowej i pospiesznie wystukała wiadomość wduszając ikonkę ze zdjęciem ciemnowłosego przyjaciela.
Harry, pomóż mi. Jestem w piekle.
I wysłała ten niezrozumiały komunikat. A Potter, zszokowany, widząc wiadomość od swojej dawnej przyjaciółki, pierwszą od trzech miesięcy, zmarszczył czoło i od razu wypadł z biura, chociaż była pieprzona dziewiąta rano, a on miał zaplanowane spotkanie z Szefem Biura Aurorów, samym Marshallem Xanderem.
CZYTASZ
HISTORIE - HARRY POTTER
FanfictionOto historie ich dorosłego życia - bo kogo kocha trzydziestoletni Harry Potter? Jaka jest Luna Lovegood? I co przyniosło życie Draco Malfoyowi? Chodź i zobacz.