...

129 1 0
                                    

Rozbito obóz. Rozstawiono namioty. W nocy urządzono ucztę. Śpiewano i tańczono aż las drżał. Wioska pełna była pijanych śmiechów. Pochodnie jaśniały ogniście w klombach. Koce piętrzyły się na piasku. Księgi były poprzeplatane korzeniami, ułożone wokół lub studiowane przez nielicznych, którzy jeszcze nie wypili.
Siedziałam sama w namiocie po turecku na dywanie niczym dżin, i rysując w moim grubym, drewnianym szkicowniku popijałam napar z liści zielonej herbaty, którą JHope przygotował na moją prośbę. Zdążyłam narysować połowę męskiej twarzy pokrytej bruzdami, lecz nadal pięknej. Wpatrywałam się w nią z takim namaszczeniem, że nie zauważyłam kiedy poły mojego namiotu rozchylają się i wchodzi przez nie ten oto młodzieniec.
-O! Jimin, to ty. - stał przycupnięty przy mnie, a ja podniosłam głowę znad rysownika i z zaskoczeniem stwierdziłam, że bez takiego zamiaru narysowałam chłopaka, którego twarz błyszczała naprzeciwko mnie.
- Przestraszyłem cię? - uśmiechnął się nienaturalnie szeroko, a w jego oczach przez chwilę zajaśniało złoto. Cień pochodni tańczył na jego opalonej cerze, przez co zdawał się być jeszcze ciemniejszy, a jego skóra delikatnie brązowa.
- Nie, nie przestraszyłeś. Ja tylko... byłam zajęta.
-Zobaczyłem cię przez szparę w namiocie, gdy siedzieliśmy przy ognisku, więc pomyślałem, że może chciałabyś z kimś spędzić wieczór. Przeszkadzam?
- Ja... - "nie mogę oddychać, bo jesteś tak blisko mnie" najchętniej bym powiedziała. - ...to tylko dla zabicia czasu - pochyliłam głowę z powrotem nad pożółkłą kartkę.
- Mogę zapytać co rysujesz? - wsunął mi palec pod brodę i podniósł ją delikatnie, bym spojrzała mu w oczy.
Nie mogłam już nic z siebie wydusić, więc zatrzasnęłam lekko rysownik i po prostu mu podałam. Nie chciałam niczego ukrywać. Przyjął go z gracją i przy ugiętych kolanach oglądał w milczeniu nade mną moje rysunki. Czemu zawsze drżałam z pożądania, gdy kucał tak nade mną? Chyba robił to specjalnie, bo dobrze wiedział, że mój wzrok ucieka tam, gdzie nie powinien. Na ostatniej stronie zatrzymał się dłużej i westchnął.
-Hmm, ciekawe kto to. - zamknął zeszyt i odłożył go na bok. Wyprostował się i wtedy mogłam w całej okazałości podziwiać okrywające jego ciało waleczne szaty. Na wierzchu miał twardą osłonę z metalowych oczek, która przypominała tarczę, a pod nią nosił podziurawioną szarą koszulkę, przez którą dostrzegałam rany i blizny na jego umięśnionym torsie. W ogóle ręce i szyję znaczyły mu plamy zaschniętej krwi. Rozglądał się po namiocie, a ja krążyłam za nim wzrokiem. Z udawanym zaciekawieniem wziął do ręki pare ksiąg, zerknął na słowa, powąchał pare perfum z dzikich kwiatów od Jungkook'a, pomieszał zupę, która bulgotała w kotle, przykręcił parę lamp olejnych i zgasił całkiem lampiony, pozostawiając w namiocie tylko ciemną poświatę.
-Tak lepiej - mruknął jakby zadowolony z siebie, że tak zrobił. W końcu oparł palce na drewnianym stoliku i popatrzył na mnie. - Romantycznie - szepnął. Nie przestawał mówić.
- Chyba mieszka ci się tutaj lepiej niż gdybyśmy zaprosili cię do naszego namiotu, co? Co prawda nasz jest większy, bo na 7 osób, ale ja też czasami lubię pobyć sam.
- Tak, ale przyznasz, że oni potrzebują kogoś kto zabierze im kieliszek sprzed nosa, gdy są już po dziesiątym i przypilnuje ich, by nie puścili z dymem całego obozowiska wraz z waszym ukochanym namiotem. Wypadło na ciebie. - zrezygnowany opuścił głowę i zaśmiał się cicho, a mnie wcale nie było go żal.
- Pewnie teraz skaczą wokół ogniska, udając szamanów i nawet nie zdają sobie sprawy z bólu, gdy się poparzą. - pokręcił głową.
-Tak, to pewnie przez tę miksturę JHope'a. Ciekawe czy do mojej herbaty też dodał coś odurzającego - automatycznie powąchałam swój zielony napój.
- Nie zrobiłby tego. - Opuścił swoją pozycję i pewnym krokiem szedł ku mnie, rozchylając pas. - Nawiasem mówiąc, mam coś dla ciebie - po chwili w jego dłoni zakwitnął czerwienią piękny, dojrzały kwiat, a moje policzki przybrały taką samą barwę. Nagle zrobiło mi się ciepło, pomimo podmuchu zimnego wiatru, który nieustannie wpadał do namiotu. Jimin przemknął ciut za blisko wokół mnie, wręczając mi kwiat i usiadł na dywanie po mojej prawej stronie.
- Dziękuję. - nie przyszło mi nic więcej do głowy, ale to nic, bo chłopak zaraz wypełnił pustkę w eterze. Nachylił się i pocałował mnie w policzek. Poźniej, jak gdyby nigdy nic położył plecy na dywanie, zakładając ręce za kark. Westchnął zrelaksowany. Przez chwilę patrzył się w górę, w stożek namiotu rozległym wzrokiem, jakby wpatrywał się w gwiazdy, lecz zaraz zamknął powieki. Ja zaskoczona, mogłam tylko podziwiać go tak beztrosko leżącego. Tak, przydałby mu się odpoczynek. Jego koszula i metalowe okrycie podwinęły się do góry, a ja zauważyłam, że w jego miednicę boleśnie wrzynają się srebrzyste łańcuchy. Przysunęłam rękę i wysunęłam palce, żeby dotknąć obrzmiałych, sino czerwonych linii jego bioder. Szybko się wycofałam od tego zamiaru, bo Jimin chwycił mnie za rękę i przyciągnął do podłoża, tak bym leżała obok niego, a i tak nie miałabym odwagi go dotknąć.
- Tak lepiej.- powiedział już drugi raz, odkąd się tu pojawił. - Nie potrafię odpoczywać gdy nie ma cię przy mnie.
Przełknęłam ślinę i bałam się poruszyć, jakby jego dotyk mnie sparaliżował. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Dobiegały nas tylko odgłosy przyjemnej sielanki i hucznej zabawy, w tym rozweselone głosy Bangtanów. Zebrałam w sobie odwagę, by zapytać:
-Dlaczego masz tyle ran? Ta krew...
- Jest moja. A te zadrapania...coż, długa historia.
-Hmm...może nie mamy tu ogniska, by dzielić się zapierającymi dech w piersiach opowiastkami tak efektownie, ale zapewniam cię, że jestem ciekawa twojej historii i nie straci ona swojego uroku niezależnie od tego, czy opowiesz mi ją na zewnątrz wśród Bangtanów czy tutaj.
-Wszystko? - zapytał.
-Ze szczegółami. -odpowiedziałam. Nabrał powietrza:
- No więc, rano wybraliśmy się za rzekę, by poszukać jakiejś osady. Chłopcy szli przodem, a ja z tyłu, więc nikt nie widział jak się oddaliłem. Wkroczyłem na osobliwą ścieżkę pełną chropowatych lian, róż z kolcami i ciernistych krzewów. Tam też zerwałem dla ciebie ten kwiat, bo był jedyny, którego zerwałbym bez przeszkód. Po części stamtąd te zadrapania. Ale to nie koniec. Potem chciałem się obmyć w pobliskim strumieniu, lecz woda słabo płynęła. Mimo to, zrzuciłem ubranie, obmyłem się do pasa, zmyłem trochę krwi i potu z ramion i... czekaj czy podnieca cię to jak opowiadam o tym, jak się myję w strumieniu? - słusznie zadał to pytanie, bo na tę część historii moje ciało zaczęło drżeć i on to poczuł.
-Proszę, mów dalej. -powiedziałam tylko, a on z uśmiechem satysfakcji kontynuował.
-... gdy już chciałem się ubrać, zaszedł mnie od tyłu jakiś wojownik. Kątem oka dostrzegłem czarne kimono. Przyłożył mi ostry sztylet pod jabłko Adama. Strasznie piekło, gdy zdałem sobie sprawę, że coś mokrego spływa mi po szyi. Krew, oczywiście... - nawet nie zauważyłam, że w którymś momencie opowiadania złapałam materiał jego koszulki i ściskałam go wraz ze wzrostem napięcia.
-Przepraszam - mruknęłam i szybko cofnęłam rękę, ale on nie zwrócił na to uwagi, tylko wplątał palce w moje włosy i czule mnie głaskał, jakby robił to od zawsze.
-...trzymał to cholerne ostrze na moim gardle całą drogę do jego osady. Ha! Przynajmniej znalazłem jakąś cywilizację, a czy nie dlatego wyruszyliśmy na te głupie poszukiwania? No więc, tam mnie przywiązano, a ten uciążliwy łańcuch do tej pory nie chce się skruszyć, ale od rana przyzwyczaiłem się do niego. - zaplątał sobie palce wokół błyskotki na jego biodrze. - Jest coś jeszcze. Gdy oprawca zawlókł mnie do wioski, ujrzałem w końcu jego twarz. To była dziewczyna! Wbiła mi kolano w dół pleców, dałem się jej. Robiła z moim gołym ciałem, co chciała, aż przestałem się rumienić. Podglądała mnie, chociaż później odwracała wzrok, jak dostawałem baty od jej przyjaciół. Myślę, że możemy jej to wybaczyć, bo owszem mogła mnie zabić, ale tego nie zrobiła. Była silna. Taka jak ty. Polubiłabyś ją.
...na dodatek złego, jej jeszcze silniejsi koledzy wyciągnęli długie, połyskujące w słońcu miecze. Wyglądały egzotycznie i naprawdę mi się podobały, jednak te nie skierowane na mnie. Chyba się mnie bali, choć nie wiem na jakiej podstawie, skoro nie miałem broni i zabrali mi ciuchy. Za cholerę nie dało się z nimi dogadać. Nie mówili w naszym języku. Chodziło im chyba o ostrzeżenie dla tych, którzy chcieliby okraść ich z tych niebezpiecznych skarbów, albo...tylko na pokaz. W każdym razie wymęczyli mnie trochę, póki nie przyszli Bangtani, a RM jako, że przypadkowo znał ich język wydukał coś w stylu "Przychodzimy w pokojowych zamiarach, prosimy, wypuście naszego brata, możemy w zgodzie żyć obok siebie." Długo to trwało, zanim mnie uwolnili. Wykupili mnie pięcioma sztabkami złota. Ale za to, w ramach przeprosin, chłopcy mogli sobie powymachiwać mieczami i obejrzeć kolekcje sztyletów tych gości. Od zawsze interesowały ich sztuki wojenne. Gdy grali w karty z tymi ninja, ja próbowałem złapać oddech. Poczułem na sobie czyjś czujny wzrok. Ta dziewczyna...obserwowała mnie. Zmrużonymi oczami niczym lew swoją ofiarę. Po czym odeszła ze smutnym uśmiechem. Zdziwiłem się tylko, że po tym wszystkim ten kwiat zachował się taki piękny.- Westchnął na końcu opowieści, ucieszony, że to koniec tych męczarni. - Stąd te rany. Przykro mi.
Podparłam się łokciem, by dokładnie obejrzeć twarz Jimina. Nadal miał zamknięte powieki. Tym razem nie zastanawiałam się, czy brak mi odwagi, czy nie, po prostu jednym zamaszystym ruchem ręki odkryłam mu cały tors, wbrew jego sprzeciwu.
- Oczywiście nie zadbałeś o to jak należy. Muszę to opatrzyć, bo... - odwróciłam się lekko, by sięgnąć po jakąś leczniczą maść, lecz chłopak złapał mnie za rękę i z powrotem przyciągnął do siebie, tak że nasze wargi się złączyły.
Otworzyłam szerzej oczy, moje ciało stało się bezwładne.
Byłam w takim szoku, że przewróciłam naczynie z herbatą i zielony napój wsączył piasek. A magiczych trunków J-Hope'a nie można tak po prostu wylać.
Jimin cudownie całował, czułam namiętność i pasję, gdy jego język splątał się z moim. Jego pełne usta stały się niecierpliwie, aż przyszpiliły mnie do podłoża, upadliśmy w swoich ramionach na koc,a ja zachłannie oplatłam go nogami.
Chciałam mocniej odwzajemnić pocałunek, lecz w tym momencie głosy Bangtanów stały się coraz głośniejsze. Czemu nie mogliśmy się jeszcze chwilę sobą nacieszyć? Gdy z wtórem chichotu wparowali nam do namiotu V, Jungkook i Jhope, ja z Jiminem wstaliśmy i otrzepaliśmy się. Szary materiał zakrył posiniaczone ciało Jimina. Chłopak popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem.
-Na mnie chyba już pora. - przejechał palcami po włosach z zakłopotania.
- Jutro nie będą pamiętać. Nie musimy się im tłumaczyć.- zagarnęłam oraz objęłam się rękoma, bo chłopcy wpuścili tu za dużo zimnego powietrza, a także opuściło mnie ciepło bijace od skóry Jimina, które czułam kiedy tak leżał obok mnie.
- Spotkajmy się później. - zaprowadził kolegów do wyjścia i wysilił się na uśmiech. Bajeczny uśmiech wojownika.

 Bajeczny uśmiech wojownika

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Little stories&poemsWhere stories live. Discover now