...

32 1 0
                                    

Miejsce nosiło nazwę ,,Kielich Sztuki". Tawerna - w staroświeckim stylu, okuta drewnem, przytulnie oświetlona - należała do mojego przyjaciela Briar'a. Wszyscy w niej obecni utkwili w nas zaczarowane, szerokie ślepia, gdy przekroczyliśmy jej próg.
Cardan bezceremonialnie wyprostował się jak przystało na członka rodziny królewskiej i najpiękniejszego elfa w krainie. Nie obchodziło go, że ma dziurawe spodnie, ani że jego czarna koszula o fioletowym odcieniu odkrywa mu za dużo ran jeszcze ociekających krwią. Opalenizna łączyła się ze szkarłatnymi smugami. Za to skaza na jego torsie zdawała się być perfekcją, dzięki niej niemal wyzierał od niego seks. Gdyby nie to ktoś by pomyślał, że spędził namiętną noc. Cały roznegliżowany przymykał oczy ze znużenia i poruszał się bez wyraźnego wysiłku.
  W sumie ja wyglądałam równie nagannie, jakbyśmy niewiadomo co robili. A czy tak właśnie nie było?
- Stary, co ci się stało? - Zapytał Briar, polerując szklanki po miodzie, gdy Cardan chwiejnie usiadł na stołku przy barze naprzeciwko niego.
- Daj mu coś do picia, to nie będzie go tak bolało. - Pospieszyłam z odpowiedzią, by ten nie wygadał się barmanowi, że to ja go dźgnęłam i że się biliśmy. Cardan tylko popatrzył na mnie i ostentacyjnie przewrócił oczami Casanovy.
   Dałam mu chwilę odetchnąć. Delektował się smakiem elfickiego piwa, choć wiedziałam, że jest już bardzo pijany. Pierwszy raz był w moim towarzystwie tak wstawiony. Raz po raz moczył wargi w zakazanym eliksirze, jakby jego krew zastąpił czysty alkohol. Nie zwracał na to uwagi, bo przecież był nieludzką istotą. W jego żyłach płynęło złoto, oddychał innym powietrzem niż ja, więc powinnien mieć niezastąpione zdrowie, nawet pomimo okaleczeń.
    Szepnęlam Briar'owi na ucho, by podał mu do picia kwiatu krwawnika, by rana szybciej się zagoiła - tylko tyle mogłam zrobić - więc mój kolega ułożył roślinę na krawędzi kieliszka, zdobiąc go w finezyjny sposób.
   Gdy odwróciłam się do księcia, ten miał czoło przyszpilone do lady. Westchnęłam zrezygnowana i teraz to ja przewróciłam oczami. Wzięłam go stanowczo za ramiona i wyprostowałam. Oczy miał przesłonięte mgłą, lecz nie zamknięte, jakby na poły spał. Przy nim naprawdę nad sobą nie panuję, może to przez tę jego ignorancję. Wkurzyłam się na księcia, więc żeby przywrócić go do żywych zamachnęłam się i trzasnęłam go rozwartą dłonią prosto w twarz. Briar się zaśmiał, lecz po chwili zrobił poważną minę. Cardan od razu się ocknął. Miał słodko zaróżowiony policzek, przez ułamek sekundy wyglądał całkiem jak mój rówieśnik - nie arogancki arystokrata.
Nie był na mnie jakiś zły, za to dość rozweselony. Po chwili zaczął nawet podrywać przystojnego barmana - który był smiertelnikiem tak jak ja.
- W sumie teraz, gdy jest tak bardzo otumaniony, będę mogła go kontrolować. - Rozmyślałam na nim z drugiego końca sali. Ze zmrużonymi powiekami, patrzyłam, co robi. - Pójdzie ze mną tam, gdzie go doprowadzę. Książę wydaje się być wiele wart. Mogę na nim skorzystać lub nie.
   Po jakimś czasie ku mojemu zdumieniu wstał gwałtownie, mrużąc oczy i łapiąc się za szyję w rozdrażnieniu. Niedobrze. Wyrwał z rąk pewnemu młodzieńcu lutnię. Szybko zauważyłam, że był to syn nimfy wodnej, gdyż miał źrenice koloru spokojnego morza, lecz gdy Cardan ukradł mu instrument, dostrzegłam w nich wzburzone fale i sztorm.
- Hej! - Wykrzyknął, ale książę zwrócił się już do drugiego stolika i wskoczył na niego, powodując jeszcze większy chaos. Po drodze wyrwał komuś z rąk kufel piwa i wypił go do dna, oblewając siebie i pozostałych. Włożył buta w czyiś talerz z jedzeniem. Naczynia pospadały na podłogę, gdy się okręcał. Szkło zabrzęczało niczym kryształowe sople królewskiego kandelabru - muzyka dla uszu Cardana.
  Biesiadnicy byli wkurzeni, lecz nikt nie ważył się odezwać. Zaciskali zęby wraz z pięściami, bo przecież goszczą szlachcica elfowego rodu. Większość z nich to byli kowale, którzy chcieli odpocząć po pracy. W dodatku wyglądali na większych i silniejszych od Cardana, więc z łatwością zrobiliby mu krzywdę, w szczególności, że mieli przewiązane u nóg topory i noże.
  Nic go nie powstrzymywało, nawet on sam pełen rozleniwiającego wina.
Zrobiło się gorąco.
  Od niechcenia odepchnęłam się od ściany i podeszłam bliżej towarzystwa, które zebrało się wokół wstawionego monarchy, szykującego się by dać popis, jakiego nigdy nie widzieli.
  Zaczął energicznie trącać struny długimi paznokciami, szczupłymi palcami. Mamrotał coś pod nosem w swoim elfickim języku, którego nie potrafiłam zrozumieć. Dowiedziałam się, że gdy za dużo wypije, ujawnia się jego urzekająco egzotyczny akcent z odległych wysp, jakby wcale nie istniała tak rajska ziemia.
  Mimo sprzecznych uczuć musiałam się skupić na tym, by go jakoś stamtąd ściągnąć i zabrać go w miejsce, w którym spokojnie wytrzeźwieje.
Choć może lubił imprezować, a ja nie wiem czemu czułam się w obowiązku nie dać mu się ośmieszać.
  Po chwili jego głos zamienił się w śpiew anioła wszechświata przy akompaniamencie lutni bożka sztuki. Uzależniał mnie jak sen, z którego nie potrafiłam - albo nie chciałam - się wybudzić.
Złote, ciepłe światło uwydatniało ostre jak krawędzie korony rysy jego nieskazitelnej twarzy.
  Zabawiał klientów Briar'a rekompensując bałagan, który narobił. Uśmiechał się, a oni śpiewali razem z nim. Uwielbiali go. Nie wiedziałam, że oprócz roztańczonej duszy ma też całą muzykę na swoje rozkazy.
Oddaliłam się - tłumiąc dziwną iskrę pokusy - pozwalając mu na zasłużony odpoczynek. Nadal wgapiałam się w niego z uwielbieniem, wzdychając tęsknie. Nie kontrolowałam już emocji, które wywoływał we mnie jego widok.
Nie zauważyłem kiedy z przyjemnego oniemienia otworzyłam buzię. Zamknął mi ją dopiero Briar, który bezszelestnie znalazł się u mojego boku.
- Adorujesz go, prawda? - Przestraszył mnie tym pytaniem. Widział moje zakłopotanie.
- Przestań, on jest księciem. Dość niemiłym. - Zacisnęłam skrzyżowane ręce na piersiach. - Nie wiesz o tym, ale jeszcze przed tym jak poznałam ciebie ja i on... to znaczy my... byliśmy...
- Razem? - Podpowiedział. Był dość otwarty na te tematy, w przeciwieństwie do mnie.
- Razem. - potwierdziłam, z trudem przełykając ślinę i niespodziewanie potok słów wypłynął ze mnie. - Nie mogłam dłużej z nim żyć. Zmienił się na gorsze, w sumie ja też byłam tą złą. - Próbowałam opanować drżenie. - Mieliśmy jednak krótką chwilę cudowności, zaraz po tym jak się poznaliśmy. Jestem pewna, że zapomniał o tym. Jeśli chodzi o mnie, to piękne myśli o naszym związku przesłaniają mi momenty, w których później ze sobą nieustannie walczyliśmy. Nie dawał mi wytchnienia. Dupek. Stał się księciem i nic na to nie poradzę. - Briar pierwszy raz usłyszał, jak się tak przed nim otwieram. Po prostu,  Cardan szczęśliwy w swoim otępieniu przywołał mi na myśl czas, w którym jeszcze budził moje zaufanie. Chciałam uzyskać od kogoś wytłumaczenie, dlaczego pozostała tylko gorycz.
- To podejrzane. Nie powiedziałaś mi wprost, że go nie lubisz. Trudno to zauważyć, zwłaszcza dla was samych: gardzicie sobą, bo się lubicie. - Zachichotał, próbując mnie pocieszyć. - Ta wspólna przeszłość, dobra czy zła, sprawiła, że teraz jesteście bliżej niż możecie sobie wyobrazić. Macie swoją uwagę, pociągacie siebie nawzajem, mam rację? - Przejrzał nas na wylot. Niezły z niego obserwator, skoro zza baru ma taki dobry widok na niesnaski swoich klientów, gdy dzień i noc ciska drinki, rozmawia i analizuje.
- Muszę zaznaczyć, że najbardziej to on kocha sam siebie. - Wypalilam, nie wierząc we własne słowa. - Nie wiem. A czy tobie się podoba? Powiedz, co o nim myslisz. Co ja w nim takiego widzę?
- Cóż, jest seksowny. - Zamyślił się, przygryzając wargi. - Przypuszczam, że to książęcy urok. Działa. Natomiast rad jestem stwierdzić, że pragnie ciebie bardziej niż mojego słodkiego wina.
- Słuchaj nie przyprowadziłam go tu, by się z nim zabawiać. Po prostu nie mam pojęcia, co z nim zrobić i gdzie z nim pójść.
- Daj mu ostatnią szansę. Teraz nie jest nie do zniesienia. Tobie też przyda się odpoczynek. A tak w ogóle to czemu zwyczajnie nie zostawisz go tam, gdzie jest i nie odejdziesz?
- Sama nie wiem. Czuję się z nim przez coś związana. Jesteśmy wrogami, ale to może być tak silna więź jak przyjaźń, wiesz?
- Jak miłość również. Czyli jednak darzysz go sympatią.
- Nie masz już nic do roboty? Idź lepiej polej mi czegoś mocniejszego. Wlej we mnie tyle wina, ile będzie trzeba. Nie chcę być świadoma, gdy jednak będę go całować.

Little stories&poemsWhere stories live. Discover now