...

20 1 0
                                    

Gwar śmiechów przebijających się przez śpiew ucichł. Nie widziałam już tłumu, tylko Cardana prężącego się na podwyższeniu. Jego miły głos rozchodził się echem w mojej głowie, topił moją skórę. Ciekawe czy inni mieli podobnie.
  Briar na zachętę delikatnie ścisnął moje ramię. Pstryknął palcami, puścił do mnie oko i się zmył, a ja miałam nieprzyjemne poczucie, jakbym była w tej tawernie z Cardanem zupełnie sama.
Ugiął kolana, nadal poruszając się na stole w rytm jego własnej melodii. I teraz patrzył na mnie innym wzrokiem niż zazwyczaj: delikatnym i czułym, miłosnym i radosnym jakby próbował wymazać nasze błędy.
Właśnie pokazywał mi dotychczas zakryte swe oblicze, które zarezerwowane było tylko dla mnie, a równocześnie niedorzeczne i niemożliwe. I nagle zaczęłam rozumieć, wszystko, co śpiewa. Te ociekające miodem słowa wydobyły się z jego zakazanych ust, gdy wbił we mnie spojrzenie swych świetlistych oczu niczym dwóch księżyców:
    - "Jeden kwiat w jej włosach zaplata            się w wianek.
      Truskawki w jej słodkich ustach zamieniają się w płatki róż.
       Jej odważne oczy obnażają mnie z szat. - Śpiewawszy ostatni wers powoli zdejmował koszulę, nie odrywając ode mnie wzroku.
   - Słyszę szept naszych ciał. Lecz ona kieruje we mnie ostrza swych strzał.
     Przecina me serce sztyletem na pół, a ono krwawi miłością do niej."
     Czułam, jak się czerwienię, jak parkiet się pode mną osuwa. Cholera. Nie byłam pewna, czy to on już wytrzeźwiał, a może to ja teraz byłam pełna słodkiego, zbyt mocnego wina. Chciałabym, aby ktoś mi chlusnął nim w twarz, bym się otrząsnęła. "Miłość? Czy on tak właśnie o mnie myśli?"
  Nie było mowy o trzeźwej ocenie sytuacji, bo Cardan właśnie zeskoczył ze stołu. Tłum się przed nim rozstępywał. Wszystkich widziałam jak przez mgłę, lecz ciało elfa błyszczało i stało się dla mnie drażniąco wyraźniejsze. Gdy tak szedł naszła mnie głupia myśl, że widać po nim, że jest niezwykle rozciągnięty. Zbliżał się do mnie majestatycznym krokiem tancerza. Stąpał do przodu, ja do tyłu, zgrywaliśmy się bardzo dobrze, jak w jakimś towarzyskim tańcu, choć on chciał się zbliżyć, ja oddalić.
Nie wiem, gdzie podziała się jego lutnia, a wolne dłonie elfa zdawały się być zagrożeniem. Życie w karczmie toczyło się dalej, a dla mnie nie było ucieczki. "Briar mi nie pomoże. Musi dbać o biznes." Cardana i mnie dzieliła coraz mniejsza odległość. Wciąż się cofając, uderzyłam o drewnianą belkę, której ozdoby wciskały mi się w plecy.
   Czułam już na ustach miętowy oddech księcia. Nie wiedziałam, jak długo tak wytrzymam, jak wiele razy będzie mnie jeszcze tak testował. Za późno na nieokazywanie strachu. Chciałam to zakończyć, ale miałam już jego nagi tors na swoim. I dlaczego materiał mojej sukienki był tak cienki, że czułam jego napięte od śpiewu mięśnie przepony, płaskość brzucha i pulsującą pierś? O dziwo nie nachylał się do pocałunku, piękno swoich warg trzymał poza moimi ustami, jakbym na nie nie zasłużyła.
 
N

agle wszystkie naczynia i inne zdobione szkło pękło, sypiąc się na podłogę z długim nieznośnym brzękiem. Butelki wina na półkach za barem kolejno spadały jedna po drugiej. Biesiadnicy zanieśli się hałaśliwym westchnieniem zdumienia. Briar z bezradności i desperacji złapał się za głowę. Szkoda, że nie mogłam mu jakoś pomóc.

   W tym samym momencie spojrzałam przed siebie: na świeże cięcie i oślepiające światło bijące z głębi rany, jakby utkwiły w niej kawałki złota. Czy to Cardan wywołał takie poruszenie?
   Istny szum rozległ się po tawernie, lecz po chwili stało się ono niebezpiecznym nawoływaniem. Wokół nas tłoczyły się napięte ciała. Nikt już nie dbał o rozrywkę. Stonowane nastroje przerodziły się w waśnie i potyczki.
  Przede mną i Cardanem, między naszymi twarzami rozległ się świst, ostry sztylet przeciął w powietrze. Popatrzyliśmy po sobie zaskoczeni. Nie wiedziałam, kto go rzucił, ani też nie miałam czasu na zastanowienie się nad motywem ataku, bo Cardan poderwał mnie już do ucieczki. Czułam drażliwe ciepło jego dłoni, powodowało ono ból, ale rozumiałam, że książę mógł czuć zdenerwowanie.
Nie powinniśmy czekać na kolejny, tym razem trafny strzał. To było ostrzeżenie, jeśli nie zamach.
   Lampy się nad nami kołysały, tracąc swój blask. Migały jasno, by w ułamku sekundy zgasnąć, rozpraszając mrok niczym błyskawice. W ich krótkim  błysku pojawiły się obce twarze, czarne sylwetki.
  Jakby tego było mało wszelką broń poszła w ruch. Wściekle wymachiwano procami i młotami. Kolejny świst. Elf ugiął się przede mną, rozluźnił ucisk dłoni. W odgłosach chaosu słyszałam jak dyszy ciężko i drży z porażającej boleści. Za cholerę nie było w tym przyjemności, takiej jak wtedy, gdy go raniłam. Tym razem łucznicza strzała utkwiła w udzie Cardana. Za dużo ran na jeden dzień. Myślałam, że upadnie nieprzytomny na środku lokalu, a ja nie będę potrafiła go unieść. Dopadną nas, kimkolwiek są i jak blisko - pomyślałam, pomimo wysiłku, by myśleć jasno.
  Przywołałam zdruzgotanego Briar'a znad zaplecza, by pomógł mi podtrzymywać księcia. Jego krew oblała i nas, gdy go wyprowadzaliśmy tylnym wyjściem. Świeże powietrze buchnęło nam w twarz, więc miałam nadzieję, że choć trochę oprzytomniał.
  Była najciemniejsza z nocy, więc w głębokim mroku po raz kolejny ujrzałam jarzącą się smugę krwi i złota na książęcej piersi.
- Co to jest? - Wypalił zdziwiony do reszty Briar. - Dlaczego ta bruzda świeci?
   Cardan wyszarpnął ramiona z naszych objęć. Szok sprawił, że był dość silny i pobudzony.
- Nie powinnaś była tego zobaczyć. - Zignorował mojego przyjaciela i zwrócił się do mnie. Ignorował też ból. Patrzył na mnie z żalem, jakiego nigdy u niego nie widziałam. Jego spojrzenie było szczere i smutne. Sprawiło, że czas się zatrzymał. Otwierał usta, by po chwili znowu je zamknąć, jakby chciał mi coś jeszcze powiedzieć, ale ze strachu lub wstydu nie mógł wykrztusić słowa. Przecież dla niego jestem nikim - przeszło mi przez myśl. - On się ze mną nie liczy. - Z przykrością stwierdziłam, że w tamtej chwili nie mogłam pomyśleć o czymś bardziej racjonalnym.
- Przestań. Jesteś ranny. - Potrząsnęłam głową, próbując się uspokoić. Odwróciłam się.
- Pragniesz, abym był ranny. - Wykrzyknął, łapiąc mnie za nadgarstek, zmuszając, bym na niego spojrzała. - Igrasz z moim cierpieniem. - W kąciku jego lekko skośnego oka zaczaiła się błyszcząca, nadzwyczaj piękna łza.
- Nie teraz. Coś zrobiłeś, ale jeszcze nie wiem, co. - Popatrzyłam na niego z ukosa trzymając się na dystans.
    Briar przyprowadził oporządzonego, gotowego do drogi konia, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy zostałam sama z Cardanem.
   Wspólnie posadziliśmy go na grzbiet rumaka. Briar podniósł też mnie i teraz siedziałam przed miękkim, gorącym, wilgotnym ciałem księcia. Pożegnałam się z przyjacielem i ruszyliśmy do zamku.
   Minęliśmy przez szmaragdową gęstą puszczę; oblał nas zimny deszcz. Szybko minęliśmy miejsce, w którym po przyjęciu biliśmy się i odpoczywaliśmy, kłóciliśmy i pogodziliśmy.
Dziwne, ale chłopak wtulił się we mnie, gdy energicznie szarpałam za lejce. Pozwoliłam mu na to. Chciałam, aby był spokojny. 
   W połowie drogi  spojrzałam w tył: krew wściekle tryskała z nogi Cardana. Powinniśmy razem z Briar'em opatrzyć mu tę nogę przy studni niedaleko karczmy i najważniejsze wyjąć tę cholerną strzałę.
     Z drugiej strony wolałam sama się nim zająć - dyskretnie i bez postronnych - by nikt nas nie mógł dosięgnąć, a także przy okazji, byśmy porozmawiali na spokojnie, próbując zrozumieć nasze stosunki. Wyczuwałam, że on zapewne też tego pragnął. Może nawet czekał na takie bliskie spotkanie w jego posiadłości.
   U dołu pleców czułam unoszący się męski brzuch, choć naprawdę słabo i nierówno. Zauważyłam, że Cardan schudł od chwili, w której dowiedziałam się, że brat się nad nim znęca.
   Zahamowałam gwałtownie, a wierzchowiec stanął bokiem. Z zapartym tchem przyglądałam się temu, jak wielkie i cudne jest domiszcze przede mną: kunsztowne mury, czarne jak wszystko, co dotyczy Cardana, wilgotne ściany, jakby budowla właśnie wynurzyła się z głębin morza. Las za mną huczał od burzy i ulewy. Nie było już odwrotu. Wciągnęłam w siebie orzeźwiające powietrze, bo poczułam, że wewnątrz nie będę zdolna oddychać.
   Pociągnęłam za lejce po raz ostatni i po chwili znalazłam się przed bogatym portalem monumentalnej rezydencji księcia Cardana.

Little stories&poemsWhere stories live. Discover now