...

144 1 0
                                    

Po zwycięskim turnieju, rozpoczął się festiwal muzyki, tańca oraz uczta z leśnymi smakołykami. Już z daleka słychać było coś podobnego do uderzeń bębnów. Wkroczyłam w gwar elfowych śmiechów i pląsań wymieszanych z melodyjnym pociąganiem strun harfy. Podnoszono kielichy, wznoszono toasty, jakby przyjęcie trwało już od dłuższego czasu i miało znaczącą wagę.
Ja, po walce, poszłam do domu, by się umyć, przebrać i opatrzyć ranę na ramieniu. Włożyłam na siebie przewiewną sukienkę z licznymi sznurowaniami na plecach, obwiązaną wojowniczymi pasami. Rozpuściłam ciasne warkocze, by moje włosy swobodnie opadały na ramiona i teraz czułam jak złocisto różowy poblask je rozświetla.
Po tak osobliwym spotkaniu z Cardanem szłam przez tłum nimf tańczących z wróżami, wypatrując tylko tego jednego elfa. Wraz z tym jak wkroczyłam na trzęsący się (od niemal zwierzęcych stóp) parkiet, mój wzrok padł na podążającego w moją stronę, z naprzeciwka księcia. Po przegranej walce nie spodziewałam się, że przyjdzie, aczkolwiek miałam taką cichą nadzieję. Patrzył na mnie tym samym czarnym spojrzeniem nocy, jakbym była księżycem pośród gwiazd. Tylko, że bezlitośnie chcieliśmy się zranić, jakąś godzinę wcześniej i raczej nie zapomniał tego, jak go upokorzyłam na oczach przyjaciół.
Po chwili wściekłości, jaka go wtedy ogarnęła i intensywnym dzierżeniu ostrza w swojej ręce, jakby chciał mnie nim przeszyć, zrobił coś zupełnie odwrotnego. W tamtej pełnej napięcia chwili, ku mojemu zaskoczeniu, z bezsilności wypuścił szpadę z rąk, a gniew na jego pięknej, lecz zmęczonej twarzy zelżał. Odwrócił się do mnie plecami i wraz z tym, jak przeciskał się przez tłum, kierując się w pustkę, oddalając się ode mnie oraz poddanych, wbiłam wzrok w jego nabrzmiałą skórę pleców poprzecinaną od uderzeń bata.
Teraz, o dziwo, szedł ku mnie odrobinę sztywniej, lecz poza tym nie dawał żadnych oznak bólu. Był coraz bliżej, a ja za nic w świecie nie mogłam wyczytać czegokolwiek z jego twarzy. To sprawiało, że zaczęłam drżeć. Ukłonił się przede mną i zapraszającym do tańca gestem, ujął moją dłoń, nie patrząc na to, czy mu na to pozwalam, czy nie. Zaczęliśmy swobodnie tańczyć, jakbyśmy byli parą nieznajomych, bez burzliwych stosunków z przeszłości. A jednak przytkał usta do mojego ucha, przepowiadając:
- Ten taniec nazywam zemstą - czułam na szyi, jak się uśmiecha. - Chyba tego pragnęłaś, czyż nie? Nie dotykałbym cię tak bez powodu. - w tej chwili przyciągnął moje biodra do swoich, a mnie zdawało się, jakby wszyscy przestali tańczyć, podczas gdy my nieustannie poruszaliśmy naszymi ciałami. Cardan słabo operuje mieczem, za to jest świetnym tancerzem.
- Zdaje się, że odwdzięczasz mi się czymś poza zasadami naszej gry, wasza wysokość. Miecz jest moją bronią, a twoją urok, którym, niestety nie uda ci się mnie zaczarować. - na znak, że nie boję się jego sztuczek, wysunęłam rękę za jego ramiona, po czym popchnęłam jeszcze bliżej w stronę moich ust. - Jesteś pewny, że to nie nagroda?
Nagle Cardan zakręcił mną tak mocno, że w mojej głowie zaszumiała niezwykle drażniąca muzyka i upadłam na drugi kraniec parkietu. Przez zgiełk szalonych ciał, zostałam wypchnięta na mokrą trawę. Natychmiast się podniosłam i otrzepałam suknię, ale księcia już dawno nie było w zasięgu mojego wzroku, jakby rozpłynął się w gęstym od magii powietrzu. Dzisiejszej nocy jeszcze się spotkamy - pomyślałam, gładząc palcami rękojeść sztyletu, którego miałam schowanego za pasem. Później przechadzałam się między stołami przystrojonymi owocami leśnymi, wyłożonymi kolorowymi winami. Od czasu do czasu ktoś z tłumu gratulował mi wdzięcznego wystąpienia, nazywano go tańcem z bronią. Z rozdrażnienia, tego wieczoru obeszłam obóz trzy razy. Oczywiście, że byłam zła, ale nie przybyłam tu przecież dla Cardana. Gniew rozładowałam poprzez niezwykle sprytną kradzież sakiewek pełnych monet, które były stawką w grze goblinów przypominającej ludzkiego pokera. Choć może jednak nie taką sprytną, bo gdy to robiłam nikt z grających tego nie zauważył, lecz gorzej - dostrzegł to Cardan. Przez pół wieczoru go nie widziałam, a teraz (mimo nieświadomości jego obecności) musiałam się obrócić w jego stronę, bo czułam jego cholernie intensywny wzrok na sobie. Siedział na wyściełanej jedwabnymi poduszkami i narzutami wersalce, gdzieś w rogu obozu, niedaleko tańczących, w towarzystwie leśnych i wodnych nimf, a także elfowych chłopaków, którzy wyglądali jak kwiaty. Na zmianę wlewali mu w usta kolorowe, uzależnieniające od rozkoszy trunki, całowali i dotykali go po całym półnagim ciele. Pomyślałam sobie, że są piękniejsze i piękniejszsi ode mnie, więc czemu jego wzrok spoczywał na mnie. Nawet gdy tańczyłam z innymi elfami, którzy byli równie przystojni, nie dawałam mu tej satysfakcji i nie odwracałam wzroku. Sama wlepiałam w niego charyzmatyczne spojrzenie, choć pewnie nie tak uderzająco, jak robił to książę.
Zapadał zmierzch. Pochodnie gasły. Magiczne istoty zamieniły się w pijańskie morze skrzydeł, rogów, zielonych skór. Leżały na parkiecie i na stołach zamarłe, jakby w tanecznych pozycjach, choć może tylko spały. Ja udałam się do lasu. Wyciągnęłam miecz (który wcześniej skradłam nieprzytomnemu strażnikowi) i na zacienionej polanie ćwiczyłam cięcia, pchnięcia, wypady. Och, ja naprawdę jestem w tym dobra. Zatrzymałam się dopiero po serii igraszek z powietrzem. Usłyszałam świst, który świadczył o tym, że jeszcze nie skończył mnie atakować. Był to rzucony z boku sztylet. Przeleciał tuż przed moją twarzą, po czym pionowo zawisł w korze drzewa. Spojrzałam na ostrze drgające w drewnie, które oblał płynny miód. Odruchowo zacisnęłam rękojeść miecza i ułożyłam nogi w drugiej pozycji bojowej.
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy. Dobrze wiem, że sama mogłabyś pociąć mnie na kawałeczki. - odezwała się ciemność. Cardan we własnej osobie. Hmm. Nie ma między nimi różnicy.
- Co ty tu robisz? - prychnęłam, rozluźniając całe ciało z ulgą, że to tylko księciunio. Albo aż on.
- To samo, co ty. - odpowiedział od niechcenia. Ujrzałam go w jaskrawym świetle planet (wiszących na nocnym niebie, tuż nad naszymi głowami), które spowijało przyrodę - Rzucam ostrzem na prawo i lewo. - zaśmiał się.
Już miał na sobie koszulę, choć krzywo zapiętą i trzymał ręce głęboko w kieszeniach skórzanych spodni.
- Cóż za teatralne wejście. - zagadnęłam poirytowana.
-Zdziwiona? Po tych naszych konszachtach, powinnaś się mnie spodziewać zawsze i wszędzie. - przeszedł ledwo zauważalnie obok mnie i szybkim ruchem z drzewa wyciągnął nóż. Popłynął obfity strumień błyszczącej cieczy. Mogę przyrzec, że ślinił się na ten widok.
- I co, jak podobała ci się moja kradzież? - zagadnęłam, nie ukrywając dumy.
-Moi strażnicy co prawda mieli wolne i mogli się zabawić, ale muszą popracować nad czujnością. - jego uśmiech błysnął w ciemnozielonym mroku. Miał dzisiaj nadzwyczaj dobry humor, już zwłaszcza wobec mnie.
- Czy mój skarbiec też byś tak opróżniła, no nie wiem, może w ramach zemsty? - zanużył usta w słodkim napoju i zaczął go entuzjastycznie zlizywać , co wyglądało, co najmniej tak, jakby obcałowywał pień drzewa. Najwyraźniej w jego mniemaniu nie był wystarczająco odurzony i usatysfakcjonowany tym, że jego poddani, pare pagórków dalej, leżą uśpieni. - słodkiej zemsty. - dodał, bez przerwy napawając się królewskim smakiem.
Po chwili ku mojemu zaskoczeniu ta duża roślina zamieniła się w drobną elfową dziewczynę, a dokładniej w leśną nimfę, podobną do tej, która siedziała mu na kolanach podczas imprezy. Cała jej delikatna, utkana z pajęczej sieci halka była pokryta złotem mieniącym się wszystkimi kolorami planet.
Dlaczego mnie to dziwi? Westchnęłam i tym razem odwróciłam wzrok od tej intymnej sceny. Cardan był bezwstydny, jak przystało na księcia.
Gdy w końcu spojrzałam w jego stronę, wycierał lśniąca twarz i szyję, a elfka oddalała się od nas tanecznym krokiem. Pozostała po niej pustka w jej kształcie, na tle leśnego gąszczu. Cardan zwrócił się w moją stronę, zbliżając się do mnie i miecza, którego mocniej przycisnęłam do piersi. Przez głupią chwilę pomyślałam, że zrobi mi to samo, co tej dziewczynie. Tak, nie zapomniałam o tej niepodobnej do nas bliskości podczas tańca.
- Wybacz za nią. - sapnął wyniośle, choć miałam wrażenie, że nie mówi szczerze. - Bycie księciem oznacza zaspokajanie potrzeb poddanych. Zwłaszcza tak miłych kobiet.
- Nic mnie to nie obchodzi. - burknęłam, nie dając wyprowadzić się z równowagi. To mój wróg - powtarzałam w myślach.
Nie jestem pewna, co bym mogła robić z nim w tym przedziwnym lesie. Nie wierzę, że to robię, ale pytam:
-Chcesz poćwiczyć?
-Cóż to za propozycja padająca z ust mego nieprzyjaciela? - odpowiada pytaniem na pytanie. Irytujące. Jestem świadoma tego, że nigdy nie lubował się w walce, zawsze był do niej zmuszany przez brata. Jego bronią były usta, magia słów oraz zewnętrzny urok, sprytny umysł.
Cisnęłam w grzązką ziemię moją szpadę. Teren nie był zbyt dobry na wyrafinowaną potyczkę, ale nigdy nie wiadomo w jakich warunkach przychodzi nam walczyć. Kraina Elfów to niebezpieczna kraina. Cardan spojrzał na mnie z ukosa.
- Ach, rozumiem. Chcesz być sprawiedliwa. Cóż, nigdy nie walczyliśmy na pięści.
Nie zauważyłam kiedy oddał pierwszy cios, zaskakująco trafny, bo prosto w twarz. Rozciął mi wargę, poczułam słodkie krople krwi na języku. Dostojna siła. Chyba nie był za trzeźwy, bo nie udało mu się uniknąć mojego kontrataku. Przyłożyłam mu pięścią w brzuch, aż zgiął się w pół. Miałam nadzieję, że przy okazji pocałunków, te nimfy pogryzły mu tors.
Może mi się wydawało, ale w to siłowanie się był chyba bardziej zaangażowany niż we wcześniejszy turniej. Ja sama czułam się tak agresywna, conajmniej jakbym w dłoni trzymała -dający szczęście i siłę- miecz mojego ojca, choć używałam tylko mojego ciała.
Na koniec byliśmy strasznie poobijani. Na naszych skórach pulsowały siniaki, a na nich piekły krwiste cięcia. Leżeliśmy zdyszani obok siebie na trawie mokrej od rosy i naszego potu. Cardan zerwał z siebie koszulę, tak jak na przyjęciu, a jego elficka skóra wyglądała szlachetnie. Jego piękno nie mogło się równać ze śmiertelnym, pomimo ran i potarganych włosów. Jego czarne loki płynęły jak miód, który wcześniej spijał. Może bardziej jak szampan z odrobiną nocy.
- Myślę, że na zawsze wyrównaliśmy rachunki. - mówię, nie mogąc się napatrzeć.
- Chodź, odprowadzę cię do domu, śmiertelniczko - wgapia się we mnie, jakbym była równie śliczna - waleczna śmiertelniczko.
Gdyby tylko wiedział, że moja postawa była kłamstwem i wcale mu nie wybaczyłam. Gdzieś mam jego łaski, ja chcę władzy. W mojej głowie kłębią się błyskotliwe intrygi, tak jak wirują gwiazdy w jego kielichu.
TO BE CONTINUED...

Inspiracja zaczerpnięta z "Okrutnego Księcia" Holly Black

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Inspiracja zaczerpnięta z "Okrutnego Księcia" Holly Black. Cóż, moja osobista reinterpretacja.

Little stories&poemsWhere stories live. Discover now