...

12 1 0
                                    

   ~~2nd version of continuation~~
       Zakradałam się do namiotu Bangtanów. Wypełniało go ciepłe światło. Wszędzie indziej było ciemno, gdyż obozowicze posnęli ciężko za sprawą wina. Gdy szłam na około, na materiale falował cień jakiejś osoby. Zajrzałam dyskretnie do środka, a gdy zobaczyłam miłą mi twarz, bez zastanowienia wsunęłam się do namiotu.
Hej - wydusiłam z siebie.
-Hej - odpowiedział przeciągle, w ogóle nie był zaskoczony, jakby się mnie spodziewał.
  Stał bez koszulki przy stoliku z bronią. Na chwilę na mnie spojrzał, by się przywitać, nie przestając robić tego, czym się zajmował. Mniejsze i większe ostrza przymocowywał do pasa.
  Przyblizałam się do niego, omijając resztę śpiących Bangtanów, których tak łatwo nie dało się obudzić. Nie zwracałam uwagi na szelest, chciałam czym prędzej znaleźć się przy Jiminie.
- Ostrożności nigdy za wiele. - powiedział, spoglądając na mnie spod ostrza, które teraz próbował włożyć w tył spodni. - Pomożesz mi? Te pęty sprawiły, że nie jestem dobrze rozciągnięty.
  Żal mi było patrzeć na jego rany, ale za nic bym mu nie odmówiła. Stanęłam więc za jego plecami z nożem, który mi wręczył i wzdrygnęłam się na widok poprzecinanej skóry. Zaczęłam przywiązywać ostrze do jego obcisłych bryczesów. Musiałam je odchylić, by stabilnie zahaczyć sztylet, ale też tak, by nie drażnił go w ruchu, no i oczywiście, by szybko dało się go wysunąć w niebezpiecznej sytuacji.
- A więc... - zaczęłam, bo świadomość, że go dotykałam, a on nic nie mówił, sprawiała, że czułam się niezręcznie, może sobie coś wyobrażał - wybierasz się dokądś?
- Pragnę iść potańczyć. Znalazłem idealną polanę poza obozowiskiem.
- Tańczyć? Hmm... - wydukałam - A co z tymi sztyletami? Czy nie będą ci przeszkadzać?
- Może i tak. Nie chciałbym znowu zostać zaatakowany.
-  Nie zostaniesz. Jeśli pozwolisz mi być przy tobie...
- W takim razie oboje zostaniemy zaatakowani. A to już nie takie straszne.
- Powinieneś odpoczywać - powiedziałam. - Zapomniałeś, że muszę opatrzyć ci rany? - zapytałam.
- Wiem, że zrobiłabyś to jak najlepiej, ale... taniec z bronią to mój ulubiony taniec, wiesz? - powiedział rozmarzonym głosem, ignorując swój stan. - Nie odpuszczę sobie.
Nic nie odpowiedziałam. Rozkojarzyłam się na moment, widząc dwa zagłębienia u dołu jego pleców, musnęłam je palcem. Były jedynymi nienaruszonymi miejscami bez zaschniętej krwi. Nie musiałam wiedzieć twarzy Jimina, by wiedzieć, że się uśmiechnął.
- Elowyn? - jego głos po części tylko, przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Gotowe -  Jimin odwrócił się do mnie na moje słowa, chyba czekał aż skończę. Przez chwilę na mnie patrzył. Potem stanowczo obrócił mnie w ten sposób, że zamieniliśmy się miejscami i biorąc mnie w ramiona, podniósł, sadzając mnie na krawędzi stołu, na którym przedtem leżała broń. Zaczął mnie namiętnie całować, jakby nie mógł już tak dłużej zwlekać. Przycisnął mnie do siebie, napierał na mnie swoim nagim torsem. Nie opierałam się. Uważałam tylko na jego rany, by go nie urazić. Nie wiem czemu, ale czyniły go jeszcze seksowniejszym. Gdy przycisnął usta do mojej szyi i energicznie masował moje uda, coś spadło na ziemię. Hałaśliwy brzdęk sprawił, że niektórzy z Bangtanów gwałtownie się poruszyli i zaczęli majaczyć. Wraz z nim, zgasło światło. Może był to lampion. Jimin nadal mnie całował, bo w tamtym momencie chlopcy, i tak nie zauważyliby, co robiliśmy. Pomimo tego przerwałam mu, bo to trochę niesprawiedliwe wobec naszych przyjaciół.
- Nie powinniśmy tutaj tego robić - zagarnęłam zdyszana.
- Ale wiem, gdzie możemy.

Little stories&poemsWhere stories live. Discover now