...

110 1 0
                                    

Ta ulica nie była godna mego świetlistego wzroku. Oczy przesłoniłem fioletową bandaną. Wyostrzyło to mój zmysł dotyku i węchu. Opierałem się o witryny studia tatuażu i wdychałem moje egzotyczne perfumy. Miałem nadzwyczaj nonszalancki strój, a pod nim na skórze pełno atramentu w postaci kwiatów, ckliwych formuł i szaleńczo pięknych postaci.

Czy czujesz ten aksamit? I fiolet głęboką jak otchłań oceanu? Tatuaż pulsujący na skórze? Atrament przenikający do krwi? I łzy plamiące blade lico, bo nim są? Srebrzysta biżuteria wnika w skórę, raniąc ja. Szkło wzorzy me plecy, ściśnięte w królewskim surducie. Przedzierają się przez nie skrzydła. Należące nie do diabła, lecz czarnego łabędzia. Krzyczę z szaleństwa i błogości jarzących się ametystem, z którego tworzysz nowe błyskotki. By znowu mnie zranić.

Little stories&poemsWhere stories live. Discover now