...

150 1 0
                                    

Balekin wyszedł dumnym krokiem z komnaty i zatrzasnął drzwi, po czym nastała przeklęta cisza. Słyszałam tylko głęboki, nierówny oddech Cardana. Leżał niedaleko mnie, cały blady, ze świeżymi ranami na plecach i przekrzywioną głową. Jego grzywka sięgała podłogi, a z ust poleciała strużka krwi. Naprawdę nie chciałam czuć żalu do mojego wroga, ale było to jedno z tych uczuć, których wojowniczka taka jak ja przezwyciężyć nie może. Próbował się podnieść, oparł się o łokieć i potrząsnął głową, jakby stracił ostrość widzenia. Cholera. Zauważył mnie. Teraz, patrząc wstecz myślę sobie, że chyba chciałam być przez niego zauważona. Ostatkami sił chwycił swój miecz, który wcześniej został mu wydarty z dłoni, gdy próbował się bronić, dźwignął się na kolana i rzucił się na mnie, przykładając mi go do piersi. Moje serce waliło jak oszalałe, na pewno je słyszał.
-Kim ty do cholery jesteś? -Jego morderczy wzrok przeszywał mnie na wylot, bardziej niż mogłoby robić to ostrze, które teraz odciskało mi na szyi bolesne linie - Szpiegiem?Gadaj! - wykrzyknął załamanym głosem. Słyszałałam tylko furię wymieszaną z błaganiem, słowa były krzykiem. Wyciągnął mnie zza fotela. Zdawał się zbyt silny jak na pobitego. Byłam przebrana za pokojówkę, ale teraz, gdy wyszłam zza cienia, bez trudu rozpoznał moją twarz.
Przez chwilę zastanawiał się czy jednak nie pchnąć ostrza głębiej w moją skórę, bo pomimo tej sytuacji nadal byliśmy w konflikcie, który jest walką na śmierć i życie. Świadomość bycia czyimś odwiecznym wrogiem uderzyła nas oboje.
- Kto ci pozwolił tu wejść? - westchnął zrezygnowany i nabrał powietrza w usta, jakby nie mógł tego zrobić od przyjścia tu. Sekundę później, z wściekłością zdolną rozsadzić mury, odrzucił broń, uderzając ją z rozmachem o ścianę. Głośny trzask wypełnił salę. Cardan ugiął się w pół, jakby rany pulsowały coraz mocniej. - Nie masz prawa. Jesteś tylko....tylko śmiertelniczką. - dyszał ciężko, ale nadal był zły.
Wytłumaczenie ugrzęzło mi w gardle. Obawiałam się cokolwiek powiedzieć, ale on nie dawał mi wyboru. Nie jest taki potężny, jak wydawało się mnie i nadal wydaje się całemu dworowi.
-Nie wierzę, że dałeś się pobić - zawsze ze sobą walczyliśmy i zawsze wygrywał - twoja magia cię nie ocaliła.
- To nie twój pieprzony interes - warknął, prostując się z niewypowiedzianym bólem. - Lepiej się stąd wynoś, bo inaczej zaznasz tego samego.
- Okrutny jak zawsze. - podeszłam do niego, by dotknąć jego ran. Co za głupstwo popełniłam. -Widziałam wszystko. - dałam mu do zrozumienia, choć mógł mnie za to zabić, bym nikomu nie wygadała, co widziałam, aby nie zburzyć sobie reputacji.
- Nic nie wiesz - chwycił moją rękę i mocniej przycisnął do swojego okaleczonego brzucha, tak że nie mogłam jej wyswobodzić, jakby chciał wywiercić nią sobie dziurę - Ból jest moją siłą - niewzruszony patrzył mi prosto w oczy. Nie mogłam tego znieść, lecz jakimś cudem zmusił mnie, bym nie odwracała wzroku - Uderz mnie, sama zobaczysz. - Obłęd malował się na jego twarzy. - Uderz! - krzyknął.
Posłusznie go spoliczkowałam, ale to uderzenie bardziej bolało mnie. Piekło jak ogień. Bezduszna część mojej osoby, która do szpiku kości nienawidzi Cardana pewnie była szczęśliwa, lecz ta współczująca czuła się okropnie. Książę uniósł z satysfakcji kąciki ust. Roześmiał się.
- Zawsze cię nienawidziłem. Ale są od ciebie gorsi, wiesz? - Wiedziałam to bardzo dobrze. Miał na myśli starszego brata, który przed chwilą wymierzył mu chłostę. - Jeśli komuś o tym powiesz, będę musiał cię zabić.
- Nie wierzę ci. Zabijałeś mnie już wiele razy, jednak nigdy do końca ci się nie udało. Upokarzałeś, biłeś, prześladowałeś, myśląc że jesteś idealnym, nietykalnym stworzeniem, który może wszystko, a teraz jesteś tutaj, a ja na ciebie patrzę - wypominałam mu, chodząc po pokoju niczym niespokojny tygrys w klatce.
- Teraz wiesz skąd moją podłość. To on mnie jej nauczył. Chłosta jest dla mnie jak zimny prysznic - osuwał się po ścianie. Siedział z zamkniętymi oczami. - Obiecuje ci to. Kiedyś zabiję cię tak, że moje nerwy rozerwą się na strzępy, a cała złość uleci na dobre, więc już nikt nigdy się nie przekona, jaki ze mnie potwór. - Stracił przytomność, a ja podeszłam do niego, by wyciągnąć z kieszeni jego spodni cenny amulet, który ma każdy elf na dworze. Pieprzony książe. Ukłoniłam się przed nim ironicznie niczym artysta po koncercie. Wyszłam z komnaty, jakby nic się między nami nie wydarzyło. Cały żal uleciał.
Jutro spotkamy się na turnieju. Walka musi trwać.

Następnego dnia przywdzialiśmy obronne kaftany z herbami wrogich rodów i chwyciliśmy za miecze. Zgrzyt ostrzy rozległ się w powietrzu wokół nas, gdy je skrzyżowaliśmy. Unik za unikiem, atak za atakiem. W którymś momencie jego klinga znalazła się za blisko mojego gardła, a on napierał na nią z wściekłością taką, jaką widziałam wczorajszego dnia w jego oczach, gdy brat go bił, poniżał, kazał mu się przy tym kłaniać. Raz po raz szeptał mi do ucha mroczne słowa, od których miałam dreszcze, lecz nie dawałam się zdezorientować. Przeciął mi rękaw, tworząc na moim ramieniu piekące cięcie na skórze. Materiał przesiąkł krwią, której krople zostały na ostrzu Cardana. Rozpoczęłam jeszcze skuteczniejszą ofensywę. Bez amuletu nie był już taki waleczny. Zaszłam go od tyłu i nie wiem, jak mi się to udało, ale w jednej chwili obnażyłam jego pokiereszowane plecy, które znaczył labirynt blizn i ran po regularnych chłostach. Wszyscy zobaczyli jego słabość. Cóż, mógł mnie wykończyć, gdy miał szansę.
- No, tego to naprawdę pożałujesz. - wysyczał, zaciskając mocniej palce na rękojeści swojej klingi.
Właśnie rozpętałam wojnę.
TO BE CONTINUED...

Inspiracja zaczerpnięta z książki fantasy Holly Black "Okrutny Książę".
Kontynuacja 12. Rozdziału.

Little stories&poemsWhere stories live. Discover now