19.

484 8 7
                                    

Jakiś czas później

Wróciłam do mieszkania. Prowadziłam dzisiaj dwukrotnie zajęcia tańca dla mojej zaawansowanej grupy tanecznej, następnie musiałam jechać do studia i nagrać ostatnie trzy piosenki na moją płytę, a po tym musiałam przyjechać znowu do szkoły tanecznej, bo miałam zajęcia taneczne. Na ostatnich zajęciach nie byłam trenerką, byłam zwykłym uczestnikiem. Szczerze mówiąc to najbardziej je lubię, ponieważ podczas nich mogę trochę odetchnąć. Wtedy odchodzi ze mnie stres, który mnie męczył cały dzień. 

Dzisiaj na ostatnich zajęciach kończyliśmy opracowywać układ choreograficzny na konkurs. Konkurs to mało powiedzieć, bo będzie to występ międzynarodowy. Jest to coś jak Eurowizja, ale zamiast śpiewać to tańczymy. W tym roku tak wypadło, że moja grupa reprezentuje Polskę. Jest to ogromny stres, jednak nie martwimy się tym za bardzo. Oczywiście, postaramy się, żeby wygrać, ale jak nam nie wyjdzie to trudno. Najważniejsze, że będziemy się dobrze bawić. 

Pomimo, że byłam wykończona postanowiłam nagrać film na kanał, ponieważ dawno tam się nic nie pojawiało. Wymyśliłam, że będzie to Q&A. Włączyłam instagrama w celu nagrania instastory z naklejką do pytań od widzów, ale widząc siebie w aparacie postanowiłam, że zrobię zdjęcie ładnemu widoczkowi z okna na ulicę Krakowa. Wrzuciłam to na relacje i poszłam do sypialni, by usiąść przy toaletce i poprawić makijaż oraz ogarnąć włosy. Wyglądałam jakbym przeżyła trzecią wojnę światową. Doszłam do wniosku, że wypadało by też przebrać się z ciuchów, w których intensywnie tańczyło się na zajęciach. Po jakiś dwudziestu pięciu minutach siedziałam już w salonie na kanapie, z herbatką oraz ciasteczkami i kamerą przed sobą i odpowiadałam na pytania zadane na instagramie. Kiedy skończyłam nagrywać przesłałam nagranie mojemu montażyście. Wreszcie mogłam odetchnąć.

Jednak mój spokój przerwało pukanie do drzwi. Z wielką niechęcią wstałam i podeszłam do drzwi. Ledwo co otworzyłam drzwi a do mieszkania wpadła spanikowana Kasia z Martą.

- Co się stało dziewczyny? - zapytałam. Chcąc zamknąć drzwi do mieszkania wpadł Krzychu i z wujkiem Łukaszem. - Jezus, więcej was matka nie miała.

- Myślałem, że mieszkasz na niższym piętrze. Mam wrażenie, że wspinałem się niczym na Mount Everest. - powiedział zdyszany Łukasz.

- Mieszkam na trzecim piętrze. - odpowiedziałam, cicho śmiejąc się z wujka.

- Dobra, zostawcie te góry w spokoju. - odparła Kasia. - Jest poważna sprawa. 

- I to bardzo poważna sprawa. - wtrącił się Krzychu.

- Majk, Karol, Weronika, Patecki  mieli wypadek samochodowy.  - tym razem głos zabrała Marta. - Uprzedzając pytania, nic jeszcze nie wiemy co z nimi. Przed chwilą się o tym dowiedzieliśmy i od razu pobiegliśmy do samochodu i przyjechaliśmy do ciebie. Jakby co to Mikołaj jest już w drodze tam do szpitala i ogarnia co z nimi. 

- To co my tutaj jeszcze robimy?! - po tych słowach moi towarzysze wybiegli z mojego mieszkania. Sama szybko z niego wybiegłam i go zamknęłam. Krzychu, który na mnie poczekał, złapał mnie w talii, przerzucił przez ramię i zbiegliśmy tak do samochodu. Jedyną rzeczą, którą zdążyłam wziąć z mieszkania, nie licząc kluczy, był telefon, który wtedy zaczął dzwonić. Nie patrząc na numer, odebrałam i rzuciłam krótkie "nie mogę teraz rozmawiać, proszę zadzwonić później". Jednak osoba dzwoniąca nie poddawała się przez całą drogę. Postanowiłam wyłączyć urządzenie. 

Po piętnastu minutach zaparkowaliśmy na szpitalnym parkingu i biegiem ruszyliśmy do wejścia, by po chwili odnaleźć Mikołaja i dowiedzieć się co stało się z naszymi przyjaciółmi. Chłopaka nie musieliśmy długo szukać, bo czekał na nas przy rejestracji.

- Co z nimi? - zapytał Łukasz.

- Źle, bardzo źle. - dopiero wtedy Mikołaj na nas spojrzał. Miał całe zaszklone oczy, z których zaczęły wypływać łzy. - Weronika i Kuba nie są jakoś w złym stanie. Wera ma złamaną nogę i jedno żebro, zwichniętą rękę, kilka zadrapań i kilka siniaków. Kuba ma złamane dwa żebra i złamaną także rękę. Też ma uraz głowy, ale na rentgenie nic nie wyszło. Majk jest operowany. Ostatnio mówił, że problemy z wątrobą? Pękła i teraz lekarza próbują ją odratować.

- A Karol? - zapytałam. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Chłopak zaczął tak płakać, że nie był w stanie nic powiedzieć. Marta do niego podeszła i go przytuliła. 

- Spokojnie... - uspakajała go dziewczyna. 

- Przyjaciele i rodzina pana Karola Wiśniewskiego? - powiedział jakiś mężczyzna za nami. Automatycznie wszyscy się odwróciliśmy. Był to lekarz. Wysoki czarnowłosy mężczyzna przez chwile sprawdzał jeszcze jakąś kartę. Zgaduje, że miał tam napisany stan zdrowia, któregoś poszkodowanego. Głośno westchnął, kartę wziął pod pachę, a okulary, które prawie mu spadały z nosa, założył na czubek głowy. - Bardzo mi przykro, ale pomimo, że pan Karol wydawał się na twardego, na pewno pomocnego, pełnego zaufania...

- Proszę do sedna! - przerwałam lekarzowi. W mojej głowie pojawił się najczarniejszy scenariusz, jednak miałam jeszcze cząsteczkę nadziei, że jednak ten scenariusz okaże się bezsensu.

- Nie jest to łatwe, ale... Pan Karol zmarł...

Tajemnica | Ekipa FrizaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz