- Pan Karol zmarł.
Słowa lekarza bardzo mnie dotknęły. Zaczęłam płakać, cała się trzęsłam. Opadłam na podłogę. Nie byłam w stanie ustać. Osoby z ekipy, które tak jak ja nie brały udziału w wypadku stały w osłupieniu, jednak dało się usłyszeć ich ciężkie łzy, które spadały na ziemię. Pan Karol zmarł... Te słowa do mnie nie docierały. Poczułam się, jakby ktoś rzucał we mnie kamieniami. Liczyłam, że mój brat zaraz tu wyskoczy, cały wesoły i pełen energii z krzykiem, że to był głupi żart, ale tak się nie stało. Poczułam jakbym utraciła część swojej osoby. Jest to okropne.
- Pola... - usłyszałam łamiący się głos Krzysia, który po chwili objął mnie ramionami. - Wstań i usiądź na krześle, pielęgniarka zaraz przyniesie ci kubek z wodą.
- Nie chce żadnego kubka z wodą! Kamil... Proszę powiedz mi, że to jest żart. Jeżeli mi powiesz, nie będę zła. - chłopak nic nie powiedział, tylko mnie przytulił.
- I mam jeszcze jedną smutną wiadomość... - ponownie usłyszałam głos pana doktora. W głowie miałam tylko myśli, żeby już sobie poszedł, nie miałam ochoty go szukać. - Także jesteście bliskimi pana Mateusza Krzyżanowskiego?
- Niech pan nie mówi, że on też umarł! - powiedział Łukasz, który jeszcze próbował udawać twardego.
- Przykro mi... - odszedł. Tak zwyczajnie odszedł!
- Ja pierdolę! - usłyszałam krzyk wujaszka, a następnie było słychać jak zaczyna płakać. - Dlaczego tak się stało?! Jechali do budowlanego!
Jak do tego wszystkiego doszło! Przecież jechali tylko do sklepu! Tą samą drogą co zawsze. Okey, może nie są jacyś odpowiedzialni, ale na drogach uważają jak nikt inny. Nie mogę tego zrozumieć, albo po prostu nie chce zrozumieć.
Minęło sporo czasu kiedy w końcu już się uspokoiliśmy i doszliśmy do wniosku, że pójdziemy do Weroniki. Dziewczyna dowiedziała się chwilę po nas o tych wiadomościach. Widać było, że walczy z tym, żeby się przy nas nie popłakać, jednak i ona nie dała rady. Nigdy wcześniej nie widziałam jej w takim stanie. Widać było, że bardzo zależało jej na chłopakach i jak zależy jej na nas.
Po niecałych dziesięciu minutach przyszła do nas pielęgniarka z prośbą byśmy opuścili szpital do dwudziestej drugiej, ponieważ pacjencji muszą odpocząć. Zostało nam jeszcze piętnaście minut do dwudziestej drugiej, więc poszliśmy do Pateckiego. Poczułam potrzebę pójścia do toalety, więc poinformowałam moich przyjaciół dokąd zmierzam i poszłam odwiedzić łazienkę.
Załatwiłam co trzeba i kiedy już chciałam wyjść zobaczyłam osobę, które tak bardzo nie chciałam tu widzieć.
- Cześć słonko. - powiedział Mateusz Trąbka. - Co tam u ciebie?
- Co tu robisz?
- A, wiesz... Spowodowałem wypadek, w którym zginęły dwie osoby. - uśmiechnął się.
- Jesteś świadomy co ty zrobiłeś?! - zaczęłam krzyczeć. - Jesteś, kurwa, pojebany! - wtedy popchnął mnie na ścianę, pocałował mnie, a jedną ręką złapał mnie za pośladek. - Kurwa! - odskoczyłam jak poparzona. Poczułam się brudna.
- Nie mów, że ci się nie podobało. Pola, kocham cię, zrozum to.
- Nie chce tego zrozumieć! Nienawidzę cię! Zabiłeś mojego brata i przyjaciela!
- I dobrze.
- Słucham?!
- Miałem taki zamiar. Chce wybić całą ekipę, a szczególności Pateckiego, żebyś była moja! - znowu rzucił się na mnie. Zaczął mnie całować, a jego ręce dotykały całego mojego ciała. - Niech zostanie to naszą słodką tajemnicą, ok?
- No chyba nie. - Kopnęłam go w kroczę i wybiegłam z pomieszczenia. Zaczęłam się kierować do sali, w której leżał mój chłopak. Po drodze spotkałam Martę.
- Gdzie ty byłaś? - zapytała zaniepokojona dziewczyna.
- Muszę ci coś powiedzieć. - streściłam Marcie całą sytuację z Mateuszem. Dziewczyna mnie przytuliła z całej siły.
- Idź do Kuby, a ja z resztą wyjdziemy i damy wam chwilę na rozmowę, a ja z nimi porozmawiamy na temat Mateusza, ok? - machnęłam tylko twierdząco głową i po chwili siedziałam już obok Pateckiego.
- Jak się czujesz? - zapytałam.
- Nie najlepiej. A jak ty się trzymasz? - zapytał.
- Tak jak wyglądam. - wyglądałam źle, bardzo źle, ale co się dziwić jak od jakiś trzech, jak nie czterech godzina się płaczę i jeszcze zostało się prawie zgwałconym. Doszłam do wniosku, że nie powiem o całej sytuacji Werce i Kubie. Znaczy, nie teraz. Jak wyjdą to im powiem. - Mam dość.
- Skarbie, nie mów tak. Teraz wszystkim nam będzie ciężko. Nie możemy się poddać, tak? Musimy dawać z siebie dwieście, jak nie trzysta procent, bo Karol z Majkelem patrzą na nas z góry i są z nas dumni.
- Przykro mi, ale już jest cisza nocna. - weszła pielęgniarka do sali. - Proszę opuścić salę.
- Kocham cię. Bardzo mocno cię kocham. - przytuliłam się delikatnie do chłopaka, pocałowałam go w głowę i opuściłam salę.
Teraz będzie naprawdę trudny czas dla mnie. W sumie nie tylko dla mnie, ale dla całej ekipy, dla rodziny, naszych przyjaciół, pracowników oraz widzów, którzy w sumie też poczują brak Karola i Majka, ale tak jak mówił Kuba - nie możemy się poddawać.