Zapowiada się przecudowny dzień! Razem z Anią okupujemy łazienkę, w której lustro jest na tyle duże, że obie możemy wykonać makijaż i dzięki temu zaoszczędzić czas, a nie mamy go jakoś specjalnie wiele. Dawid, jak na dobrego gospodarza przystało, przygotowuje dla nas śniadanie. Kochany! Plan jest prosty. Najpierw udajemy się gdzieś, gdzie kupimy wystrzałowe ciuchy na dzisiejszy koncert. Ha! Każda okazja jest dobra. Zaraz później lecimy na próbę tegoż koncertu, czym jaram się niebywale. A zupełnie potem już sam koncert, czym ekscytujemy się z Anią bardziej, niż ustawa przewiduje.
- Dziewczyny, chodźcie na śniadanie! – Woła Dawid, a świetnie się składa, bo jesteśmy już z Anią gotowe.
- Idziemy! – Odpowiadam, upinając jeszcze włosy do góry. Niesforne kosmyki uciekają spod gumki, ale kto by się tym przejmował.
- Wymyśliłaś sobie już, co mniej więcej chciałabyś założyć dziś wieczorem? – Zagaduje Ania, zanim wyjdziemy z łazienki.
- Coś extra ale na luzie, w końcu to rockowy koncert.
***
O dziwo, znajdujemy idealne ciuchy w pierwszym sklepie do którego wchodzimy. To naprawdę jest dobry dzień! Jakby coś wisiało w powietrzu. Mam przeczucie, że dziś wydarzy się coś wyjątkowego. Nie ma czasu na powrót do mieszkania Dawida, więc zabieramy zakupy i jedziemy na Torwar, gdzie odbywać się będzie dzisiejszy koncert Krzyśka. Dawid też już tam jest. Znów, jak wtedy w Krakowie, przed wejściem czeka na nas Maciek, manager Dawida. Uśmiecha się szeroko na powitanie i mówi, że miło nas znowu widzieć, po czym zabiera ze sobą do środka. Zostawiamy torby z zakupami w recepcji u przemiłego starszego pana i podążamy za Maćkiem. Nie muszę specjalnie wytężać słuchu, żeby usłyszeć muzykę. Próba już trwa i do moich uszu docierają pierwsze takty „Uchodźcy". Nie mogę się doczekać, aż znajdziemy się blisko sceny.
- Europie na odsiecz, płyną tłumy złamanych serc! – Śpiewam, bo nie potrafię się powstrzymać.
- O, a Ty nie potrzebujesz przypadkiem managera? – Maciej żartuje, puszczając do mnie oczko.
- Do Ciebie zadzwonię w pierwszej kolejności, ok? – Odpowiadam z uśmiechem, niemal podskakując z ekscytacji.
Maciek otwiera przed nami drzwi. W chwilę później kolejne. Muzyka staje się coraz głośniejsza. Jesteśmy o krok od celu. I rzeczywiście, gdy manager Dawida otwiera jeszcze jedne drzwi, naszym oczom ukazuje się scena. Znajdujemy się tuż pod nią. Od razu dostrzegam Krzyśka. Nie tylko dlatego, że gra właśnie solówkę na swoim błękitnym Gibsonie i jest przy tym bardzo ekspresyjny, ale najpewniej dlatego, że ukazuje nam się półnago od pasa w górę, prezentując swoje całkiem nieźle wyrzeźbione ciało.
- Fuuuuuck! - Wyrywa się mojej przyjaciółce, czym doprowadza mnie do śmiechu, bo sposób w jaki to mówi jest przekomiczny. Maciek na szczęście odszedł już kawałek dalej, bo jeszcze gotów pomyśleć, że jesteśmy jakieś napalone. No, może troszkę. Nie powiem, jest na co popatrzeć ale wolę lichą klatę Dawida. Dla każdego coś miłego.
- Są nasze dziewczyny! – Krzysiek nagle przerywa, uśmiechając się szeroko z powodu tego, że nas widzi. A może bardziej dlatego, że widzi Anię. Czy on powiedział „nasze"?
- O, hej! – To mój Dawid wyłania się zza fortepianu, uśmiechnięty nie mniej niż Zalewski.
- Cześć! – Wołam do nich, witając się za mnie i Anię, którą chyba zamurowało z wrażenia. Mam na myśli sześciopak Krzysia.
- Chodźcie na scenę, poznacie cały zespół. – Zalef odkłada gitarę i wychodzi nam naprzeciw.
- Ania, tylko oddychaj. – Nabijam się z przyjaciółki, która posyła mi mordercze spojrzenie.