Rozdział 8

663 40 1
                                    

Właśnie zmierzałam w stronę posiadłości Mikaelsonów, z bardzo ważną sprawą. Może Caroline nie była moją przyjaciółką ale nie chciałam żeby umarła, dlatego też postanowiłam im pomóc chociaż kompletnie nie mam pojęcia czy Klaus się mnie posłucha, przecież jest bezlitosną bestią która nie ogląda się za siebie a już napewno nikomu nie pomoże, po tym co widziałam w naszej szkole to niewiadomo czego się po nim spodziewać. Nie mam pojęcia czemu tak się bałam, hmmm pomyślmy, może dlatego że jest tysiąc letnią hybrydą i jest w stanie zabić każdego kto mu stanie na drodze. Kiedy w końcu doszłam do ich domu, tak doszłam bo nie miałam prawa jazdy ani samochodu, ponieważ byłam na to za młoda miałam dopiero 17 lat i szczerze przyznaje że chciałabym jeszcze trochę pożyć, no ale nie w tym życiu. W końcu podeszłam i zapukałam do drzwi, a oczywiście przede mną nie ukazał się nikt inny jak Kol.
- O widzę ze szybko do nas wróciłaś - powiedział uśmiechając się do mnie.
- Mam problem i to bardzo poważny - powiedziałam a Kolowi od razu uśmiech zniknął z twarzy.
- Jak to co się stało? - zapytał natychmiast i śmiertelnie poważnie, co za idiota pewnie myślał ze chodzi o mnie.
- Nie chodzi o mnie a raczej o moją koleżankę Caroline Forebes - powiedziałam, na co twarz Kola o wiele bardziej złagodniała jakby poczuł ulgę.
- Więc szukasz pomocy dla swojej koleżanki, a co dokładnie się jej stało? - zapytał po chwili.
- Ugryzł ją wilkołak, a z tego co wiem to krew Twojego brata leczy ich ugryzienia - powiedziałam po czym pokazał mi żebym usiadła na kanapie w salonie.
- Klausa jeszcze nie ma, ale niedługo powinien wrócić - odrzekł po czym dodał.
- Chcesz coś do picia?
- Poproszę herbatę, jeżeli to nie problem.
- Żaden skarbie - powiedział to z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem i poszedł do kuchni.
- Dokładnie w tym samym czasie ktoś trzasnął drzwiami.
- Gdzie jest ten Debil!!? - słysząc do kogo należy ten głos walnęłam się w łeb.
- Witaj Bekah, mi też miło cię widzieć - powiedziałam próbując się powstrzymać od śmiechu.
- Sarah, co ty tu robisz? - zapytała już bardziej spokojnie.
- Przyszłam, ponieważ mam pewien problem.
- Jaki? Coś się stało? - o Boże widać że ona i Kol są spokrewnieni.
- Caroline ugryzł wilkołak, a podobno to krew Klausa może ją wyleczyć.
- Tą dziwkę - prchneła pod nosem oburzona, a ja na to przewróciłam oczami.
- Tak ją, dokładnie godzinę temu dzwoniła do mnie Elena i poprosiła mnie o pomoc - powiedziałam na co zaśmiała się triumfalnie.
- Niby czemu wysyłają tutaj ciebie niech sami przyjdą - prchneła na moje słowa.
- Bo wiedzą ze mam z wami, a przynajmniej tak mi się wydaje, dobre stosunki.
- To prawda, ale i tak nie powinni się wysługiwać tobą, a tak wogóle czemu się zgodzilaś? - zapytała tym razem poważnie.
- Bo tu chodzi o czyjeś życie, poza tym nie chce żeby Caroline umarła, dobra masz racje może jest kompletnie zadufana w sobie, ale to nie znaczy że ma umrzeć, poza tym możemy jej nienawidzić wspólnie już po tym wszystkim - powiedziałam, chciałam jeszcze coś dodać ale przerwał mi czyiś głos.
- Wow, niespodziewałem się że jesteś taka okrutna - wszedł do salonu Kol z dwoma kubkami gorącej herbaty.
- O tu jesteś cwelu - powiedziała Bex, po czym uśmiechnęła się w ten swój typowy uśmieszek.
- Że co? Ja niby cwel? - odpowiedział jej tym samym po czym ona pokazała mu język.
- O matko, naprawdę musicie się teraz kłócić, przychodzę w pokojowych zamiarach - powiedziałam na co oboje się zamknęli.
- Wiemy ale niestety poczekasz jeszcze trochę na naszego ukochanego braciszka - powiedział z wielkim sarkazmem Kol siadając obok mnie na sofie.
- No właśnie, przyszłaś do Nika - powiedziała Bex poruszając dwuznacznie brwiami na co ja prawie się zadławiłam herbatą, którą w międzyczasie popijałam.
- Przyszłam po pomoc, jakbyś chciała wiedzieć - zwróciłam się do niej posyłając jej mordercze spojrzenie. Gdyby wzrok mógłby zabić, już by nie żyła.
- No tak przecież wiem - odparła chichocząc pod nosem, co mnie jeszcze bardziej oburzyło.
- Aj, no nie gniewaj się na mnie - powiedziała po chwili ciszy, i właśnie w tym momencie przypomniało mi się o Kolu, który siedział obok mnie i wszystkiego nadsłuchiwał.
- Spoko, ja tam się nie mieszam w wasze sprawy - powiedział i uniósł ręce do góry.
- I bardzo dobrze bo i tak ich nie zrozumiesz - odparła mu Bekah na co tylko coś mruknął pod nosem.
- Ależ proszę ciebie Rebekah, przecież wiesz że ja zrozumiem każdą kobietę - gdy to mówił spojrzał się na mnie, a ja po raz kolejny tego dnia bym się udławiła.
- Ty?, proszę cię, jaka laska by cię chciała. I znowu się zaczyna pomyślałam, ale w sumie polubiłam i przyzwyczaiłam się już do ich sprzeczek.
- Tak się składa że mogę mieć każdą, podobnie jak Elijah czy Niklaus - odparł z pewnością siebie Kol.
- To czemu ani ty, ani twoi bracia nie macie dziewczyn - zapytałam zaciekawiona jego wypowiedzią.
- Może jesteśmy okrutni, ale każdy z nas chcę spotkać tą prawdziwą i jedyną miłość, a w ciągu tych tysiąca lat jeszcze nie spotkałem takiej kobiety która by wywróciła moje życie do góry nogami - powiedział a mnie jak zwykle z resztą zatkało.
- Wow, jak poetycko braciszku - powiedziała dotąd siedząca cicho Rebekah.
- Dobra, skończmy ten temat, może porozmawiajmy o czymś bardziej pożytecznym - powiedziałam dumna z siebie ale nie  na długo, ponieważ kiedy skończyłam swoją wypowiedź, usłyszałam otwierające drzwi, a potem do salonu wszedł nikt inny jak Klaus.

Ordinary Girl By Mikaelson Family( Wolno pisane )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz