15. Easy comes easy goes

185 11 2
                                    

Przygoda Harrego z nielegalnymi wyścigami i wojną gangów skończyła się równie szybko jak się zaczęła. W czwartek rano Liam powiadomił go o powrocie Louisa i o jego ultimatum. 

W pierwszej chłopak chwili ucieszył się i dopiero po chwili, gdy dotarło do niego, że ma go już nigdy nie zobaczyć, że już nie będzie mógł jeździć z chłopakami na wyścigi, uśmiech zniknął.

-Sory stary, rozumiem, że jesteś zły, ale wiesz że, nie miałem wyboru.

Kuzyn źle go zrozumiał. Harry nie był zły. On był smutny. Spróbował życia z adrenaliną i gdy już zdążył się przyzwyczaić i je polubić zostało mu ono odebrane. W dodatku przez chłopaka, co do którego żywił dziwne uczucia. Bliżej nieokreśloną mieszankę strachu, troski, pożądania, fascynacji i szacunku. Ten sam Louis, który dwa tygodnie temu zasypiał wtulony w niego, teraz nie chciał go znać. Nie była to świetna wiadomość.

Już ponad tydzień Harry nie ma kontaktu z drużyną. Może tylko tyle co dwa zdania o swoim systemie hamowania gdy oddawał Zayn'owi i Niall'owi ich samochody z nowo założonymi modelami. Nawet chcieli mu za to zapłacić! Gdy odparł, że to przecież jego koledzy, więc nie będzie brał żadnych pieniędzy Malik spuścił wzrok a Irlandczyk smutno zaśmiał, rzucając, że muszą coś załatwić i się spieszą. Tyle ich widział. 

Nie chciał się narzucać więc nie dzwonił nawet do blondyna, ale coraz bardziej zaczęła mu doskwierać samotność. Świadomość jak dużo go omija uderzyła go najsilniej w niedzielę, dzień po kolejnych zawodach. Jadł śniadanie, jak zwykle wpatrując się w przestrzeń i usilnie próbując nie myśleć i parze niebieskich oczu. Liam zszedł do kuchni w wyjątkowo dobrym humorze. Styles spróbował wydobyć z niego trochę informacji, żeby chociaż przez chwilę stać się tego częścią ponownie.

-Rozumiem, że wygraliście? Kto jechał?- Zapytał z udawaną obojętnością.

-Emm, tak. Wiesz nie powinienem.-Spuścił wzrok.

-Jasne rozumiem.- Odpowiedź w brew pozorom jasno wskazywała, że Louis startował. 

Na Harrego czekało mnóstwo pracy w warsztacie. W dodatku popołudniu miał zakładać swój system hamowania kuzynowi, więc postanowił wcześniej wyjść z domu. Wcale nie dlatego, że był zły i smutny i obrażony na cały świat. Wcale.

Dzień minął mu szybko i na szczęście bez zbędnych rozpraszających myśli. Części dla Liama zrobił w niecałe dwie godziny. Nie da się ukryć, że dochodził do wprawy. Payne wyszedł o osiemnastej odebrany przez Nialla, który nawet nie pofatygował się żeby wysiąść z auta i się przywitać.

-To ja spadam, młody.- Rzucił wychodząc kuzynowi.- Nie musisz nic robić poza moim skarbem. Ogarniemy resztę jutro. Także pewnie za godzinę powinieneś skończyć. Idź się wyspać, bo czeka nas rozliczanie miesiąca pod koniec tygodnia, więc będziemy nocki zarywać. Lecę, trzymaj się.

 Harry wiedział, że to nie przez troskę Liam kazał mu wcześniej wracać do domu. Dzisiaj jest środa i nie chciał, żeby jego kuzyn przez przypadek kogoś spotkał. Brunet wywrócił oczami i wrócił do montowania poszczególnych elementów. 

Gdy skończył miał jeszcze trochę czasu do dziewiętnastej, więc postanowił wstępnie zacząć robić porządek w fakturach. Było tego mnóstwo i wszystko w chaosie. Zupełnie zatracił się w wertowaniu dokumentów gdy z transu wyrwało go skrzypnięcie drzwi.

-Już zamknięte, zapraszamy jutro!- Krzyknął odruchowo. Jednak wyszedł z biura, żeby skontrolować sytuację. Najpierw zauważył zegarek wskazujący dwudziestą. Potem swojego gościa.

-Louis ja..

-Ja pierdole ten debil mówił, że wyszedłeś godzinę temu.- Każde słowo ociekało jadem, a oczy lśniły lodem.

-Ja, papiery i tak jakoś.- Próbował się tłumaczyć Harry. Został spiorunowany srogim spojrzeniem. - Przepraszam, już wychodzę- Dodał szybko skruszony ze spuszczoną głową. Zgarnął z szafki kluczyki i kurtkę po czym, unikając wrogiego wzroku, błyskawicznie opuścił pomieszczenie. 

Był wściekły. Absolutnie zalany mieszanką irytacji i frustracji. Przyspieszył. Nie ma zamiaru grzecznie iść spać. Liam i tak będzie w warsztacie, więc nie zauważy jego nieobecności. Przejechał pół miasta. Zatrzymał się przy dobrze znanej pizzerii. Byli tam z chłopakami kilka razy. Zdążył zauważyć, że oprócz jedzenia mają tu też bardzo dobre piwo, a tego właśnie potrzebował. 

Wszedł szybkim krokiem do lokalu. Miał nadzieję, że spotka tę miłą uśmiechniętą osóbkę, z którą będzie mógł zamienić parę zdań, żeby nie siedzieć w milczeniu jak debil.

-Witam, szanownego pana.- Nie zawiódł się.- Dzisiaj bez obstawy?

-Hej Lisa, dzisiaj sam.- Nagle zaświtał mu w głowie pewien pomysł.- Chyba, że pewna nad wyraz urodziwa dziewczyna zechce mi towarzyszyć. O ile oczywiście niedługo kończy zmianę.

-Masz szczęście. Owa piękność kończy za piętnaście minut i chętnie dotrzyma towarzystwa przystojnemu dżentelmenowi.- Uśmiechnęła się znacząco. 

Harry naprawdę ją lubił. Była śliczna, bystra, zabawna i dało się z nią o wszystkim porozmawiać. To też robił. Sączyli piwo, śmiali się, co chwila poruszając nowe tematy. A czas leciał.

-Och już trochę późno.- Westchnęła dziewczyna smutno.- Jutro pracuję na rano. Niestety będę musiała lecieć.

-Ok jasne to ja cię odwiozę. Wypiłem tylko trochę i mogę prowadzić.- Zapewnił. Ona jednak tylko się uśmiechnęła.

-Byłoby mi bardzo miło. 

Pan dżentelmen otworzył jej drzwi najpierw pizzerii potem samochodu. Jechali dalej rozmawiając. Dziewczyna okazała się mieszkać całkiem niedaleko. Po dziesięciu minutach byli na podjeździe jej domu.

-Jeszcze raz dziękuję. Było bardzo miło. Nie miałabym nic przeciwko gdybyśmy to powtórzyli.

-Jasne z przyjemnością.- Spojrzał w jej oczy. Nie do końca zrozumiał o co jej chodziło. Dotarło to do niego gdy przechyliła głowę i delikatnie go pocałowała. Po pierwszym szoku chciał się odsunąć, bo miał wrażenie, że to coś nieodpowiedniego. Jednak było to całkiem przyjemne, więc nie czekając położył jej dłoń na policzku i oddał pocałunek. Wyszła chwilę później jeszcze raz dziękując i rzucając znaczące „do następnego". 

Może tak powinno być? Może ta cała sytuacja była po to żeby mógł zdecydować się na coś z Lisą? „Pieprzyć Louisa" pomyślał wracając do domu „on nie chce mnie widzieć, to mogę być szczęśliwy z kimś, kto lubi się ze mną spotykać". Z dumnie podniesioną głową i uśmiechem na ustach skręcił z głównej drogi. Jakież było jego zdziwienie gdy przed domem kuzyna zobaczył trzy samochody. Z czego jednego z nich wolał już nigdy nie oglądać.

I'll drive all nightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz