24. Kiedykolwiek

190 12 13
                                    

Dzień jak kilka ostatnich był pełen pracy. Harry miotał się między kolejnymi wjeżdżającymi autami a biurem. Co chwila diagnozował, proponował najlepsze części i rozwiązania, pouczał ociągających się pracowników i zanosił Liam'owi kolejne faktury. Kilka minut siedział z kuzynem dyskutując o lepszych opcjach finansowych, zanim znowu nie został wezwany do „trudnego przypadku" czyli zazwyczaj spalonego sprzęgła w Volkswagenie albo rozwalonych hamulców Hondy. 

To szaleństwo trwało od siódmej, bo planowali skończyć pracę o 12:30, żeby Liam spokojnie pojechał na trening, a Harry mógł się zając Jane. Kwadrans po dwunastej wyjechał ostatni samochód. Dwa stanowiska zajmowały auta czekające na części, które przyjdą jutro, a trzecie czekało idealnie wysprzątane własnoręcznie przez Harrego, który nie wiedzieć jakim cudem znalazł na to czas.

Właśnie teraz, gdy Payne wkładał jeansową kurtkę i polerował naklejeczkę przez treningiem Harrego uderzyła świadomość co się stanie. Doskonale pamiętał jak wstał dzisiaj o nieludzkiej piątej trzydzieści z uśmiechem na usta. Jak szczerzył się niczym debil do jajecznicy. Jak pogwizdywał jadąc do pracy. Pamiętał pytania kuzyna co mu się stało. Na początku chciał być obrażony za to, że Liam zostawił go w nocy bez samochodu, ale nie potrafił udawać, że nie cieszy się z tego co z tej sytuacji wyniknęło. 

Doskonały nastrój sprawił, że zapomniał o bolącej ranie na przedramieniu, o wciąż niezrośniętych żebrach i groźbie Ryana. To nie było ważne, bo dzisiaj znowu go zobaczy. W dodatku wyglądało na to, że są w naprawdę przyjaznych relacjach. 

Biegał po warsztacie przygotowując perfekcyjnie stanowisko. Poprawił ubranie i korzystając z małego lusterka w łazience, ułożył włosy w trochę mniej rozczochrany bałagan. Podwijał właśnie rękawy koszuli w czarno czerwoną kratę, gdy do łazienki wszedł Liam

-Stary ja...-uciął, przyglądając mu się uważnie- Idę- Dokończył i zmrużył oczy. Harry czuł jak czerwienieją mu policzki.- Co ty się tak stroisz?- Spytał kuzyn podejrzliwie.- Masz randkę czy co? Mam nadzieję, że ostatnie przygody wybiły ci umawianie się z przypadkowymi laskami?- Dodał poważnie.

-Wydaje Ci się. Wyglądam tak cały dzień.- Skłamał płynnie, starając się opanować wyraz twarzy.

-Jasne.- westchnął Payne.- Muszę lecieć, więc wyjątkowo ci odpuszczę.- Zaczął kierować się w stronę wyjścia. Już był na progu gdy krzyknął.- Ej mamo, a może to dla Tomlinsona?- Zażartował i wybuchnął śmiechem. - Jestem pewien, że doceni dopasowanie kolorów do Jane.-Śmiał się tak bardzo, że łza pociekła mu po policzku. Brunet mu wtórował. Nie mógł tak po prostu powiedzieć, że ej stary w sumie to masz rację. To nie skończyłoby się dobrze. Nagle Liam spoważniał. - Jeśli kiedykolwiek by do tego doszło to nie żyjesz Tomlinson.- Powiedział, patrząc na ścianę. Bardziej do siebie niż Harrego.

-Co ja?- Dobiegł ich głos od strony wjazdu do warsztatu. Szatyn stał oparty o drzwi kierowcy swojego, czerwonego Ferrari.

-A ja już lecę, młody ci wyjaśni.- Rzucił znowu chichocząc Liam i wyszedł. Louis podszedł bliżej bruneta.

-A zatem o czym mówił Payne?- Jego głos był zimny i beznamiętny. Harry nie mógł otrząsnąć się z dziwnego uczucia, które opanowało go po słowach kuzyna „jeśli kiedykolwiek". Potrząsnął głową i skupił wzrok na rozmówcy. Tak, szaleńczo przystojny, było jedynym określeniem, które pasowało. 

-Uwierz mi nie chcesz wiedzieć- Stwierdził szczerze. Szatyn wzruszył ramionami.

-Ok. To ja może wjadę do środka. -Chwilę później Jane dumnie zajmowała miejsce na podnośniku. Louis wysiadł. Styles podszedł żeby odebrać kluczyki. Szatyn tylko odsunął się i rzucił nimi w zdziwionego chłopaka. - Chyba powinieneś brać się do pracy. - Stwierdził oschle. Harry już miał nadzieję, że nigdy nie usłyszy tego tonu.

-Chyba muszę zabronić ci biegać- Szepnął kiedy chłopak siadał na jednym z warsztatowych krzesełek. 

Był zły. Może bardziej zawiedziony. Po wczorajszych wydarzeniach miał nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Że nie będą miotali się między całowaniem a nienawiścią. Ale nie. Pan „nie posiadam emocji, więc możesz już spierdalać" wrócił. Zawsze wracał. Styles kompletnie zirytowany zaczął przegląd. Czuł na sobie czujne spojrzenie, ale nie uległ i ani razu nie odwrócił wzroku od kolejnych części. Po niecałych dwóch godzinach wiedział już wszystko. Zamknął maskę i wycierając ręce w ręcznik, podszedł do Louisa.

-Tak jak się spodziewałem wszystko dobrze. Dwie uszczelki były poluzowane. Jeśli o mnie chodzi to wymieniłbym klocki hamulcowe tak profilaktycznie, bo nowe lepiej zadziałają w przypadku awarii. Ale musiałbym je zamówić, bo jest tylko jeden model, któremu ufam i właśnie się skończył, więc Jane musi zostać do jutra.- Słysząc to imię Tomlinson zrobił krok do przodu, zacisnął pięści. Zupełnie zignorował rzeczywisty temat wypowiedzi bruneta.

-Nie pozwalaj sobie gówniarzu- Warknął. I to przekroczyło granicę. styles miał już dość.

-Ty chyba sobie żartujesz?!- warknął Harry.- O co ci do cholery chodzi?!

-O to, że za bardzo się spoufalasz.

-Spoufalasz?-Zaśmiał się krótko.- Powiedział to facet, który mnie wczoraj pocałował- Odgryzł się.

-Och a pan cnotka za dużo sobie pomyślał.- Szatyn w sarkastycznym geście zamachał rękami. Nie spodziewał się. Silnej dłoni lądującej na jego policzku. Odrzuciło mu głowę. Dotknął piekącej twarzy i spojrzał z dziwiony na pełne furii i smutku zielone tęczówki

-Nie będziesz mnie tak traktował Tomlinson.- Warknął Harry.- Wiesz tak samo dobrze jak ja, że nie tylko dla mnie ta relacja była ważna.- Syczał wściekle- Była, bo dla mnie już na pewno nie jest. Chciałem się przebić przez tę kretyńską maskę. Próbowałem. Ale mam już dość. Zależy mi na gangu więc nie wyjadę stąd, ale nie będziemy się widywać bez chłopaków.- Odetchnął głęboko i przemyślał czy na pewno chce wypowiedzieć kolejne słowa. Ale chciał. Tak bardzo chciał zadać mu taki ból jaki on czuł za każdym razem pomiatany jak dziwka, którą wyrzuca się z domu po wszystkim.- A ostatnią rzeczą, którą dla ciebie zrobię, będzie naprawa hamulców, żebyś tym razem nie wyjebał się na zakręcie. - Złamał go. Całkowicie świadomie uderzył w najczulszy punkt. Ale przesłanie dotarło. Przekonał się o tym obserwując jak bezduszna maska zostaje zdradzona przez oczy. 

Piękne, niebieskie, błyszczące od łez. 

Ale zanim któraś z nich wypłynęła został sam. Louis po prostu wybiegł. Zostawił go. A on Osunął się na ścianie i zaczął płakać. 

I'll drive all nightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz