Pod taflą lodu

2.1K 131 53
                                    

     - Co to, do jasnej cholery było? - spytała Nairobi, podnosząc się gwałtownie z podłogi

Ten wystrzał nie mógł oznaczać niczego dobrego. Profesor kategorycznie zabronił nam używania broni na zakładnikach, a już tym bardziej na nas samych. Taki rozkaz mogła wydać tylko jedna osoba.

- Musimy znaleźć Berlina - oznajmiłam beznamiętnym głosem, choć w środku wręcz rozsadzała mnie wściekłość

Co on sobie w ogóle wyobrażał? Mieliśmy dowodzić razem, a tymczasem on stwierdził, że w tajemnicy złamie najważniejszą zasadę. Jedna niewłaściwie wystrzelona kula mogła zrujnować cały nasz plan w mniej niż sekundę. Śmierć oznacza koniec wszystkiego.

     W połowie drogi do gabinetu Arturito budynkiem wstrząsnął kolejny wystrzał. Berlin gorzko pożałuje, że się w ogóle urodził.

- Kiciu, nie jestem do końca przekonana, czy aby na pewno powinnaś tam wchodzić w takim stanie. - Zaczęła niepewnie Nairobi, po czym delikatnie musnęła palcami moje ramię, jakbym była tykającą bombą, która w każdej chwili może eksplodować. - Może chociaż odłóż broń?

- Nie ma mowy, zamierzam zrobić z niej dobry użytek. - Syknęłam przez zaciśnięte zęby i załadowałam magazynek.

- Okej, wkurzona kobieta z bronią w ręce z pewnością nie rozwiąże naszych problemów. Weź głęboki wdech i...

Nairobi urwała nagle, gdy z całej siły walnęłam nogą w drzwi. Otworzyły się z głośnym skrzypieniem, a na krześle siedział uśmiechnięty Berlin. 

Ten idiotyczny uśmieszek nie zszedł mu z twarzy nawet wtedy, gdy przycisnęłam lufę do jego szyi.

- Co, kochanie, dzisiaj wykorzystamy erotyczne gadżety? - Nic sobie nie robił z tego, że chciałam go zabić.

- Co to były za strzały? - wycedziłam chłodno, muskając palcem spust. Jego ironia wyprowadzała mnie z równowagi. - Ktoś musiał strzelić za twoim pozwoleniem. A może to ty kogoś postrzeliłeś? - Wbiłam lufę jeszcze mocniej, aż Berlin stęknął głucho.

Przez chwilę po prostu taksowaliśmy się spojrzeniami w całkowitej ciszy. On próbował ocenić, w jaki sposób mógłby mnie obezwładnić, a ja myślałam tylko o tym, że i tak nie byłabym w stanie go zabić. Za bardzo go kochałam.

- Monica Gaztambide ukradła telefon i próbowała skontaktować się z policją. Miałem to po prostu przemilczeć? - Wbił we mnie przenikliwe spojrzenie, mrużąc przy tym lekko oczy. Przypominał kota, który tylko czekał, by w końcu rzucić się na swoją ofiarę.

- Berlin, nie mówisz chyba, że... - Nairobi jęknęła za moimi plecami, a następnie wymamrotała pod nosem porządną wiązankę przekleństw. - Zabiłeś ją? - spytała ledwo słyszalnym głosem, nie mogąc uwierzyć, że jej przyjaciel byłby zdolny do czegoś takiego

     Cóż, ja też nie chciałam w to uwierzyć. Nie byłam w stanie sobie wyobrazić, że tymi samymi dłońmi, którymi mnie dotykał, mógłby odebrać komuś życie.

W tej grze nie chodzi o wyeliminowanie przeciwników, tylko na zdobyciu jak największych zysków. Nie jesteśmy bandytami, tylko normalnymi ludźmi. Jacy przestępcy przez prawie pół roku siedzieliby w szkolnych ławkach, ucząc się do napadu? Jesteśmy ponad tymi bezmózgowcami, którzy rozlew krwi traktują jako jedyną możliwą drogę do zwycięstwa. Cóż, jak widać nie wszyscy.

- Kazałem ją zabić Denverowi - wyznał Berlin beznamiętnym głosem, unikając wzrokiem mnie i Nairobi

     Andres de Fonollosa. Najbardziej inteligentny, ironiczny i przebiegły człowiek, jakiego do tej pory poznałam. Elegancki, szarmancki sukinsyn. Bezwzględny dupek, który dzięki swoim sztuczkom zdobył moje serce i sprawił, że jego wady nie miały dla mnie większego znaczenia. Skurwiel z nienagannymi manierami, który odebrał bezbronnej kobiecie życie.

𝑰 𝒅𝒐𝒏'𝒕 𝒄𝒂𝒓𝒆 𝒂𝒕 𝒂𝒍𝒍 ❥︎𝐿𝑎 𝑐𝑎𝑠𝑎 𝑑𝑒 𝑝𝑎𝑝𝑒𝑙ꨄ︎𝐵𝑒𝑟𝑙𝑖𝑛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz