Nasza przyszłość

1.9K 124 110
                                    

     Kompletnie nie miałam pojęcia, co powinnam myśleć o tej ciąży. To cudowna informacja, ale przecież dziecko wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Należy zapewnić mu doskonałe warunki, poświęcić mu mnóstwo czasu... Przede wszystkim trzeba go wychować. Perspektywa tego, że od moich decyzji będzie zależała przyszłość małego człowieczka, przerażała mnie do szpiku kości.

Jak ktoś taki jak ja mógłby być dobrym rodzicem? Jakie dziecko chciałoby mieć za matkę szaloną kryminalistkę?

     Poza tym, bardzo obawiałam się się reakcji ze strony Berlina. Wcześniej z radosnymi iskierkami w oczach wspominał o dziecku, ale to były tylko marzenia, które najprawdopodobniej nigdy by się nie spełniły. Ile tak naprawdę pozostało mu czasu? Nawet nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że Berlin mógłby nigdy nie zobaczyć naszego maleństwa... Nie, przestań, Carla. Berlin będzie żył. Weźmiemy ślub, wyjedziemy chociażby i na koniec świata i będziemy szczęśliwi.

     Z zamyślenia wyrwały mnie piski podekscytowanej Nairobi - tańczyła i skakała po całej łazience, ciesząc się jak mała dziewczynka na widok nowej lalki. Mimowolnie uśmiechnęłam się, po czym z przeciągłym westchnieniem podniosłam się z podłogi. Na mój widok Nairobi roześmiała się i przytuliła mnie mocno do siebie.

- Kiciu, nie masz się czym martwić. Dziecko to najpiękniejsza rzecz, jaka się może przydarzyć w życiu każdej kobiety. - Odsunęła się na tyle, by móc spojrzeć mi w oczy. - Tylko pamiętaj: to ja mam być matką chrzestną tego uroczego brzdąca. - Pogładziła mnie delikatnie po brzuchu, a w jej ciemnych oczach zamigotały łzy. - Jestem pewna, że będziesz wspaniałą matką. Razem z Berlinem będziecie najcudowniejszymi rodzicami na świecie...

     Nagle do łazienki wpadł zdyszany Denver. Oparł się nonszalancko o framugę, wskazując na mnie palcem.

- Albo jestem głuchy, albo właśnie usłyszałem małe berlinki. - oznajmił spokojnym tonem, ale po chwili nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. - Cholera, jesteś w ciąży!

Oboje z Nairobi padli sobie w objęcia, piszcząc i ekscytując się jak dzieci w przedszkolu. Oparłam się z błogim uśmiechem o umywalkę, śmiejąc się z wygłupów moich przyjaciół.

     Kiedy tak na nich patrzyłam, w moim sercu zapalał się mały płomyk nadziei, że może dam radę. Uwierzyłam, że z ich pomocą wszystko będzie dobrze.

- Londyn, Boże, gratulacje! - Krzyknęłam, gdy Denver podniósł mnie z umywalki, przerzucając mnie sobie przez ramię tak, że wisiałam głową w dół. - Będę wujkiem, będę wujkiem!

Ich radość w końcu udzieliła się także i mnie, i nareszcie przestałam się zamartwiać. Wirowaliśmy w dzikim tańcu, piszcząc i wrzeszcząc.

     Niestety, do czasu.

Zamarłam, gdy w drzwiach pojawił się Berlin. Wcale nie sprawiał wrażenia zadowolonego, wręcz przeciwnie: marszczył brwi, spoglądając na naszą trójkę z politowaniem, a nawet z lekką irytacją.

Moja radość natychmiast się ulotniła, a zamiast tego przeraźliwy chłód zaczął powoli wspinać się po moim ciele. Strach zagnieździł mi się w gardle, uniemożliwiając chociażby przełknięcie śliny.

     Denver odstawił mnie z powrotem na podłogę, a ja nagle poczułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Nie, reakcja Berlina nie mogła wróżyć niczego dobrego.

- Berlin, moje gratulacje! - Denver zarechotał, podbiegając do Berlina. Najwidoczniej niczego sobie nie robił z jego ponurej miny. - Nasz szefunio będzie tatusiem! - Poklepał go po ramieniu, wciąż rechocząc z radości.

𝑰 𝒅𝒐𝒏'𝒕 𝒄𝒂𝒓𝒆 𝒂𝒕 𝒂𝒍𝒍 ❥︎𝐿𝑎 𝑐𝑎𝑠𝑎 𝑑𝑒 𝑝𝑎𝑝𝑒𝑙ꨄ︎𝐵𝑒𝑟𝑙𝑖𝑛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz