Rano obudziłam się w szampańskim nastroju. Przyjemny wietrzyk łaskotał mnie po twarzy, a rześkie promienie porannego słońca nieśmiało wpadały do mojej sypialni.
Leżałam na łóżku, śmiejąc się jak głupi do sera. Po raz ostatni zerknęłam na pleśń w rogu sufitu i odrzuciłam się z siebie kołdrę.
Jeszcze kilka miesięcy i stanę się jedną z najbogatszych kobiet w Hiszpanii. Będą o mnie mówić w wiadomościach na całym świecie, a napad na Królewską Mennicę przejdzie do historii. W dalszym ciągu nie zdecydowałam, na co przeznaczę taką ilość pieniędzy. Luksusowa willa, motorówka, czerwone Ferrari? To zbyt banalne.
Westchnęłam przeciągle, a następnie zgarnęłam z porysowanej szafki nocnej pistolet. Pogładziłam go z czułością, po czym włożyłam go do kieszeni płaszcza przewieszonego przez oparcie krzesła.
Skrzywiłam się, gdy napotkałam na swoje odbicie w lustrze. Czarna burza włosów przypominała bardziej gniazdo, rozmazany tusz do rzęs pokrywał nie tylko moje policzki, ale także wymiętą koszulę nocną.
Wyglądałam jak słownikowa definicja kobiety, która wieczór wcześniej straciła pracę, a zaraz po tym dowiedziała się, że chłopak zdradza ją z jej siostrą.
Choć przypominałam zombie, w środku czułam się jak Angelina Jolie na gali oscarowej. Niestety, miałam tylko kilka godzin, a może i jeszcze mniej, na upodobnienie się do niej choćby w kilkudziesięciu procentach. Samą błyskotliwą osobowością z pewnością nie zdobyłabym sympatii moich przyszłych przyjaciół. Poza tym, miał po mnie przyjechać sam dowódca napadu, więc należało zrobić dobre pierwsze wrażenie.
Wzięłam gorący prysznic, po czym od razu zabrałam się za makijaż. Godzinę później wyciągnęłam z szafy opiętą, sięgającą do kolan czarną sukienkę i z dumą założyłam ją na moje wysportowane ciało. Na zakończenie mojego rytuału pomalowałam usta czerwoną szminką. I tak oto w półtorej godziny z bezdomnej przemieniłam się w modelkę z Victoria's Secret. A przynajmniej taką miałam nadzieję.
Zamierzałam właśnie iść do kuchni, by po raz setny sprawdzić, czy coś może nie pojawiło się przypadkiem w mojej wiecznie pustej lodówce, kiedy na zewnątrz rozległ się ogłuszający hałas. Ktoś tuż pod moimi drzwiami zatrąbił tak głośno, że aż upuściłam nóż i zaklęłam pod nosem. Wrzuciłam go pospiesznie do zlewu, a następnie uchyliłam lekko drzwi wejściowe, żaby nawrzeszczeć na jakiegoś głupiego sąsiada, któremu ewidentnie się nudziło.
Ku mojemu zdziwieniu, na podjeździe stało czarne, lśniące BMW. Szyba od strony pasażera obniżyła się, a wtedy ujrzałam zawadiacko uśmiechniętego mężczyznę, na oko w moim wieku. Cóż, jeżeli to on jest Berlinem, to chyba nareszcie poszczęściło mi się w kwestii nowego szefa.
- Masz pięć minut, panienko. Inaczej odjadę bez ciebie, a tego oboje wolelibyśmy uniknąć. - Puścił do mnie oczko, po czym z powrotem podniósł szybę.
Zatrzasnęłam drzwi i czym prędzej porwałam walizkę z sypialni. Zerknęłam przelotnie w kierunku zlewu, jednak stwierdziłam, że naczynia umyję kiedy indziej. Z satysfakcją przekręciłam klucz w zamku, zeszłam po schodach i rzuciłam ostatnie spojrzenie na mój mały domek.
Z zewnątrz wyglądał naprawdę przytulnie. Na werandzie rosły kolorowe kwiatki w doniczkach, szyby w oknach tkwiły na swoich miejscach, a na ścianach nie było śladu pleśni.
W środku sprawy miały się zgoła inaczej. Pleśń na suficie to zaledwie jedna z wielu rzeczy, których naprawdę nienawidziłam w tym domku. Dlatego z przyjemnością wrzuciłam walizkę do bagażnika i zajęłam miejsce pasażera.
CZYTASZ
𝑰 𝒅𝒐𝒏'𝒕 𝒄𝒂𝒓𝒆 𝒂𝒕 𝒂𝒍𝒍 ❥︎𝐿𝑎 𝑐𝑎𝑠𝑎 𝑑𝑒 𝑝𝑎𝑝𝑒𝑙ꨄ︎𝐵𝑒𝑟𝑙𝑖𝑛
FanficJeden profesor, jeden napad, ośmioro szaleńców. A co, gdyby dołączyła do nich pewna przyjaciółka Sergio? Jej zadaniem będzie utrzymanie spokoju, jednak Carla nie przewidziała, że na jej drodze stanie jeden mężczyzna, który być może wszystko zniszc...