Berlin
Po raz pierwszy od kilku dni miałem chwilę tylko dla siebie. Cisza, spokój, żadnego Arturito i napalonych zakładniczek w okolicy - tylko ja i czarna kawa. Nikt nie zawracał mi głowy, nikt nie próbował się zabić. Ta niczym nie zmącona cisza wydawała mi się wręcz podejrzana, ale na razie nie miałem ochoty tego sprawdzać.
Wciąż nie mogłem uwierzyć w to, że zostanę ojcem. Jak komuś takiemu jak ja mogło się aż tak poszczęścić? Jak taka cudowna kobieta mogła pokochać takiego dupka?
Odkąd po raz pierwszy ujrzałem Londyn, serce podpowiadało mi, że to ta jedyna. Była najpiękniejszą, najinteligentniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Jednak widmo nieuleczalnej choroby ciągnęło się za mną jak cień, a ja wiedziałem, że nie mogę jej skrzywdzić. Jak by się poczuła, gdyby dowiedziała się, że jej ukochany umrze już za kilka miesięcy? Długo walczyłem sam ze sobą, usiłując wyperswadować sobie uczucia do Londyn. Powtarzałem sobie, że nie mogę zepsuć jej życia.
Cóż, niestety, długo nie wytrzymałem.
W tamtą noc, kiedy postanowiłem wyznać jej, że jestem śmiertelnie chory, w duchu szykowałem się na potężny cios. W końcu żadna kobieta nigdy nie związałaby się z mężczyzną, któremu zostało kilka marnych miesięcy życia.
Ale Londyn była inna.
Zamiast uderzyć mnie w twarz i powiedzieć, że jestem pieprzonym egoistą, że ją okłamywałem, ona powiedziała, że mnie kocha, a tym samym sprawiła, że zakochałem się w niej bezpowrotnie. Zapragnąłem widzieć jej uśmiech każdego dnia, kiedy tylko się obudzę. Zapragnąłem związać się z nią do końca życia, mieć z nią gromadkę małych berlinków i cieszyć się każdą cholerną sekundą spędzoną z tym aniołem.
Moim aniołem, który pokochał mnie pomimo moich wad. Licznych wad, które odtrącały wszystkich, z tym jednym, małym wyjątkiem.
Zapragnąłem, by inni widzieli w nią panią de Fonollosa. Zapragnąłem stać się dla niej ideałem. Zapragnąłem dać jej miłość i sprawić, by nigdy, ale to przenigdy mnie nie zapomniała.
Ta niepozorna kobieta, która wytoczyła się z najbrzydszego domu, jakiego kiedykolwiek widziałem, w krótkiej sukience i z burzą czarnych włosów, stała się dla mnie sensem życia. Powodem, by dalej brnąć pod prąd.
Miłość zawsze mnie przerażała. Bałem się pokochać kogoś ze świadomością tego, że wkrótce umrę. Moja osobowość i tak już wystarczająco raniła innych. Jednak Carla Montez sprawiła, że po raz pierwszy uwierzyłem w miłość. Pokazała mi, że czas tak naprawdę nie ma znaczenia.
Dobra, chrzanić kawę, czas poszukać mojej księżniczki.
Jednak w tym samym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła roztrzęsiona Nairobi. Ledwo stała na nogach, a jej twarz była cała mokra od łez. Kurwa mać, czy w tej mennicy nie może być spokoju chociażby przez dziesięć minut?
- Berlin, stało się coś bardzo złego - wymamrotała, opierając się o framugę. - Tokio... Ta suka... - Nairobi wybuchnęła płaczem, po czym raz po raz zaczęła uderzać pięścią w ścianę. - Nie ma jej, nie ma mojej Kici...
CZYTASZ
𝑰 𝒅𝒐𝒏'𝒕 𝒄𝒂𝒓𝒆 𝒂𝒕 𝒂𝒍𝒍 ❥︎𝐿𝑎 𝑐𝑎𝑠𝑎 𝑑𝑒 𝑝𝑎𝑝𝑒𝑙ꨄ︎𝐵𝑒𝑟𝑙𝑖𝑛
FanfictionJeden profesor, jeden napad, ośmioro szaleńców. A co, gdyby dołączyła do nich pewna przyjaciółka Sergio? Jej zadaniem będzie utrzymanie spokoju, jednak Carla nie przewidziała, że na jej drodze stanie jeden mężczyzna, który być może wszystko zniszc...