Do tamtej nocy byłam przekonana, że na tym świecie nie ma nic piękniejszego od szumu morza. Ciepłe fale obmywające piaszczyste wybrzeże, woda chłodząca lekko rozgrzaną skórę, śpiew mew dookoła...
Boże, całe życie byłam w błędzie.
Gdy Nairobi zaprowadziła mnie do swojego królestwa, czułam się jak na imprezie techno. Maszyny pracowały w jednym i tym samym rytmie, a nasze pieniądze spływały z głośnym szumem po taśmach. Zakładnicy mieli pracować dnie i noce, produkując dla nas grube miliony. Największy skok w historii, przeprowadzony bez okradania kogokolwiek. Sergio, ty to masz dopiero wielką głowę.
- Chikipum, chikipum, chikipum! - wrzeszczała Nairobi ile sił w płucach, tańcząc wśród zakładników. - Patrz, Londyn, jaką zajebistą jestem szefową!
Stałam na balkonie, śmiejąc się i tańcząc. To wszystko wydawało się takie banalnie proste: wyprodukować swoje własne pieniądze, zatroszczyć się o zakładników, a na koniec wykopać tunel i znaleźć się w centrum dowodzenia Profesora. Łatwe, ale cholernie ryzykowne.
Pomachałam Nairobi i po raz ostatni rzuciłam okiem na grupę zakładników. Spali w śpiworach, a wartę pełnili Moskwa i Oslo. Od razu skojarzyło mi się to z nocowaniem w szkołach za dzieciaka - spanie na twardych podłogach i z nauczycielami na straży. Cóż, to prawie to samo - nawet mamy pod swoją opieką nieletnich.
Pierwszy dzień napadu powoli dobiegał końca. Marzyłam tylko o tym, by opaść na jakikolwiek materac i przespać się choćby kilka godzin. Otworzyłam drzwi gabinetu, a wtedy na mojej drodze stanął szeroko uśmiechnięty Berlin.
- Czekałem na ciebie. - Wymruczał, kładąc dłoń na moim karku. - Dla mnie nie musisz udawać Matki Teresy. - Musnął ustami moją szyję, zatrzaskując drzwi kopniakiem.
- Berlin, jestem zmęczona. - Pocałowałam go przelotnie w policzek i wywinęłam się z jego objęć.
- Nie chcę cię straszyć, ale tak to się właśnie zaczyna - oznajmił ze śmiertelną powagą
Uniosłam pytająco brwi, kompletnie nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Miękka sofa ugięła się pod moim ciężarem, zapraszając do błogiego snu. Naprawdę nie miałam ochoty na słowne przekomarzanie się z Berlinem.
- Jeżeli już teraz wymyślasz bezsensowne wymówki, żeby nie uprawiać ze mną seksu, to co będzie później? - Kucnął przy sofie, po czym wbił wzrok w podłogę i westchnął ciężko, chowając twarz w dłoniach. - Zapomniałaś, że za rok będę już w trumnie? Musimy cieszyć się każdą chwilą i wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję.
Choć byłam pewna, że tylko gra i udaje załamanego, współczucie ścisnęła mnie za gardło. Cholera, dobry z niego aktor.
- Zawsze musisz postawić na swoim, co? - Wsparłam się na łokciu i centymetr po centymetrze zaczęłam sunąć suwakiem kombinezonu w dół.
Na ten dźwięk Berlin od razu poderwał głowę do góry, oblizując się przy tym zmysłowo. Przypominał małego chłopca, który ślinił się na widok czekolady. Rozczochrane włosy dodawały mu uroku, któremu nie dałam się oprzeć.
Przyciągnęłam go za kołnierz do siebie, a on niczym lew w ułamku sekundy dopadł swoją ofiarę. Dokończył robotę z suwakiem, w jego oczach błyszczała miłość i pożądanie.
- Londyn, ja zawsze dostaję to, czego chcę. W końcu jestem egoistycznym dupkiem. - Pogładził kciukiem moje wargi, lekko je przy tym rozchylając. Kiedy już myślałam, że mnie pocałuje, jego usta musnęły tylko moją szczękę.
- Przestań się ze mną droczyć, bo za chwilę przestanę być taka dobrotliwa i się porządnie wkurzę.
- I o to mi właśnie chodzi. - Uśmiechnął się krzywo, a ja całkowicie zapomniałam o zmęczeniu.
CZYTASZ
𝑰 𝒅𝒐𝒏'𝒕 𝒄𝒂𝒓𝒆 𝒂𝒕 𝒂𝒍𝒍 ❥︎𝐿𝑎 𝑐𝑎𝑠𝑎 𝑑𝑒 𝑝𝑎𝑝𝑒𝑙ꨄ︎𝐵𝑒𝑟𝑙𝑖𝑛
FanfictionJeden profesor, jeden napad, ośmioro szaleńców. A co, gdyby dołączyła do nich pewna przyjaciółka Sergio? Jej zadaniem będzie utrzymanie spokoju, jednak Carla nie przewidziała, że na jej drodze stanie jeden mężczyzna, który być może wszystko zniszc...