Najsłabsze ogniwo

1.9K 125 108
                                    

     W oczach zakładników byłam nikim. Słabą kobietą, która nie potrafi się bronić. Popychadłem, które i tak nie może nic zrobić.

     Carla może i by się poddała, została zapłakana na podłodze, pozwalając, by jakaś gówniara wyzywała ją od najgorszych.

Ale nie Londyn.

     Ignorując ból, podniosłam się z podłogi i niespiesznie wyciągnęłam z kieszeni pistolet. Gładziłam go palcami, rozkoszując się rosnącym przerażeniem na twarzy tej suki. W głowie już obmyślałam plan, jak skrzywdzić ją tak, żeby zabolało ją to jak najbardziej. Zwykła kulka w łeb nie dałaby mi tej cudownej satysfakcji. Potrzebowałam nacieszyć się jej cierpieniem - zarówno psychicznym, jak i fizycznym.

- Jak masz na imię, niebieskooka szmato? - wycedziłam te słowa niczym najgorsze przekleństwo, posyłając jej przy tym słodki uśmiech

     Zdzira pożałuje, że w ogóle odważyła się ze mną zadrzeć. Lata spędzone na leczeniu psychopatów w końcu odcisnęły na mnie swe piętno. Nadszedł czas, żeby pokazać swoje głęboko skrywane, mroczne oblicze.

- Ariadna - wydusiła z siebie dziewczyna przez zaciśnięte gardło

Po jej pewności siebie nie było już ani śladu. Odsuwała się jak najdalej ode mnie, aż w końcu jej plecy natrafiły na białą ścianę. Cała się trzęsła, z przerażeniem wyczekując na mój kolejny ruch.

      Wciąż się uśmiechając, podeszłam do niej i niemalże od niechcenia przyłożyłam lufę do jej skroni.

- Najchętniej skręciłabym ci kark już teraz, ale nie jestem zwierzęciem. Będziesz cierpieć powoli, tak jak sobie na to zasłużyłaś. - Mówiłam niespiesznie, delektując się słowami. Arturito w porównaniu z tą dziewczyną to pestka. - A teraz grzecznie pójdziesz za mną, żeby wyjaśnić tą sytuację. - Szarpnęłam ją za włosy, zmuszając, by popatrzyła mi prosto w oczy.

Zsunęłam lufę po jej twarzy, zatrzymując się na pełnych, zaróżowionych wargach.

- Rzygać mi się chce, jak pomyślę, co robiłaś tymi ustami. - Pierwsza łza spłynęła po policzku dziewczyny. - Jeżeli myślałaś, że zbagatelizuję tę sprawę, to się grubo pomyliłaś. - Przycisnęłam pistolet do jej gardła, niemalże z fascynacją przyglądając się, jak biedaczka nie może przełknąć śliny.

     Wypchnęłam ją za drzwi, w dalszym ciągu podduszając ją pistoletem. Ariadna z każdym kolejnym krokiem słabła coraz bardziej, aż w końcu musiałam ją praktycznie pchać. W pewnym momencie usiłowała odepchnąć mnie od siebie rękami, ale ja wtedy tylko szarpnęłam ją mocniej za włosy. Wrzasnęła z bólu, po czym z szaleństwem w oczach splunęła mi prosto w twarz. Ręce aż mnie świerzbiły, by zdrapać ten obrzydliwy uśmieszek z jej twarzy.

- Daję ci słowo, że nie wyjdziesz z tej mennicy żywa - wycedziła przez zaciśnięte z bólu zęby

- Zobaczymy, kto umrze pierwszy. - Zagruchałam słodko prosto do jej ucha, po czym kopniakiem otworzyłam drzwi do pomieszczenia, w którym rozmawialiśmy zawsze z Profesorem.

     Berlin, Tokio i Denver dyskutowali o czymś zawzięcie, ale gdy tylko pojawiłam się w drzwiach, urwali wpół słowa. Z pewnością wyglądałam jak wariatka: w zakrwawionym kombinezonie, przyciskając pistolet do gardła zakładniczki, na dodatek szczerząc się z satysfakcją.

- Berlin, wytłumaczysz mi, co to za szmata? - Uśmiechnęłam się promiennie, a następnie rzuciłam Ariadną na kolana, wciąż trzymając ją za kruczoczarne włosy.

Dziewczyna wybuchnęła szlochem, błagając i modląc się o litość. Niestety, miała pecha, bo ja dopiero zaczynałam się rozkręcać.

- Wow, nie spodziewałam się, że ktoś zdoła pobić szaleństwo Berlina. - Tokio z uznaniem pokiwała głową. - No proszę, moje gratulacje, Londyn. Pobiłaś tym wszystkich!

𝑰 𝒅𝒐𝒏'𝒕 𝒄𝒂𝒓𝒆 𝒂𝒕 𝒂𝒍𝒍 ❥︎𝐿𝑎 𝑐𝑎𝑠𝑎 𝑑𝑒 𝑝𝑎𝑝𝑒𝑙ꨄ︎𝐵𝑒𝑟𝑙𝑖𝑛Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz