Tuż przed nadejściem zmroku postanowiłam sprawdzić, co słychać u zakładników. Z głupawym uśmieszkiem zostawiłam Berlina w gabinecie i udałam się w kierunku schodów. Już miałam wyjść z korytarza, kiedy nagle w głębi mennicy rozległ się czyiś krzyk. Dźwięk dochodził jakby z sejfu. Natychmiast załadowałam pistolet i ruszyłam biegiem na dół.
- Udało się, ziemia! - Zamarłam wpół kroku, gdy z otwartych drzwi sejfu rozległ się śmiech Moskwy.
Schowałam pistolet z powrotem do kieszeni i odetchnęłam z ulgą. Na szczęście to tylko fałszywy alarm.
- Londyn, udało się! - Tokio wybiegła z sejfu, po czym rzuciła mi się na szyję. - Cholera, mamy to!
Ze śmiechem odwzajemniłam uścisk i jakoś razem wtoczyłyśmy się do sejfu, piszcząc z radości. Z radia płynęła jedna z moich ulubionych włoskich piosenek, "Bella ciao". Helsinki zaprosił mnie do tańca, a po chwili dołączyli do nas także Berlin, Nairobi oraz Denver. Zazdrosny Berlin natychmiast przyciągnął mnie do siebie, posyłając Helsinki mordercze spojrzenie. Do tamtej pory nie miałam pojęcia, że Berlin jest takim dobrym tancerzem.
Przez te kilka minut nie przejmowaliśmy się niczym: liczyło się tylko tu i teraz. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, wirując wśród naszych pieniędzy. Wszyscy razem, jak jedna, wielka rodzina. Czuliśmy się jak bogowie - niezniszczalni i niezwyciężeni.
Gdy piosenka się skończyła, czar prysł i należało wrócić do pracy. Zamierzałam udać się z powrotem do gabinetu, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Z cichym westchnieniem opadłam na podłogę obok Moskwy, uśmiechając się krzywo.
- Coś się stało? - spytał, marszcząc brwi. - Możesz iść do Berlina, nikt cię tutaj nie trzyma. - Uśmiechnął się ciepło, żartobliwie czochrając mnie po włosach.
- Stwierdziłam, że wolę zostać tutaj. - Oparłam głowę na jego ramieniu, zamykając oczy.
W tym całym natłoku wydarzeń potrzebowałam chwili odpoczynku. Moskwa już w Toledo pokazał się jako najbardziej spokojna osoba z grupy. Cichy, wrażliwy ojciec, który ze wszystkich sił starał się panować nad niepokornym synem.
- Wiesz co, Moskwa - zaczęłam cicho, wciąż z zamkniętymi oczami. - Czasami zastanawiam się, co ty tu tak naprawdę robisz. Jesteś takim dobrym człowiekiem... Kompletnie nie pasujesz do tej bandy szaleńców.
- Sugerujesz, że gruby facet po pięćdziesiątce nie może brać udziału w napadzie? - obruszył się.
- Nie, po prostu... Masz za dobre serce, żeby być kryminalistą. - Odsunęłam się od niego, by móc spojrzeć mu prosto w oczy. - Wiesz, co bym dała, żeby mieć takiego ojca jak ty? - uśmiechnęłam się przez łzy, które mimowolnie napłynęły mi do oczu. - Denver jest cholernym szczęściarzem.
W oczach Moskwy również zamigotały łzy. Przez chwilę zastanawiał się, co powiedzieć, aż w końcu po prostu przyciągnął mnie do siebie, zamykając w niedźwiedzim uścisku.
- Jeszcze nigdy nie usłyszałem od nikogo takich pięknych słów - wymamrotał w moje włosy.
- Nawet od własnego syna? - parsknęłam śmiechem, ściskając Moskwę za szyję.
- Denver ma dobre serce, ale z przykrością muszę stwierdzić, że jego móżdżek w życiu nie wymyśliłby takich wzruszających słów. - Roześmiał się, po czym wypuścił mnie z objęć. - Kocham go najbardziej na świecie, ale czasami żałuję, że nie jest choć trochę mądrzejszy - skrzywił się.
- Sam się wkopałeś, teraz mu wszystko wyśpiewam. - Przestałam się śmiać i przybrałam poważną minę. - Obawiam się, że Denver cię znienawidzi.
CZYTASZ
𝑰 𝒅𝒐𝒏'𝒕 𝒄𝒂𝒓𝒆 𝒂𝒕 𝒂𝒍𝒍 ❥︎𝐿𝑎 𝑐𝑎𝑠𝑎 𝑑𝑒 𝑝𝑎𝑝𝑒𝑙ꨄ︎𝐵𝑒𝑟𝑙𝑖𝑛
FanfictionJeden profesor, jeden napad, ośmioro szaleńców. A co, gdyby dołączyła do nich pewna przyjaciółka Sergio? Jej zadaniem będzie utrzymanie spokoju, jednak Carla nie przewidziała, że na jej drodze stanie jeden mężczyzna, który być może wszystko zniszc...